Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kloszard też człowiek, czyli bezdomni na dworcu

Lucyna Jadowska
Lucyna Jadowska
Bezdomni na wrocławskich dworcach PKP to problem, z którym miasto nie potrafi poradzić sobie od lat.

Choć koczujący na stacjach kolejowych są z nich wyrzucani, po krótkim czasie wracają. Wolą nocować na dworcu niż podporządkować się prawom panującym w schronisku. Jednym z miejsc, gdzie PKP nie mogło sobie poradzić z bezdomnymi, był Dworzec Nadodrze.

- To jedno z niewielu miejsc we Wrocławiu, gdzie swojego największego wroga bym nie wysłał - mówił Piotr Kowalik, wrocławianin. - Dworzec jest zaniedbany, wszędzie roznosi się zapach uryny, poza tym obok kasy biletowej zawsze stoją bezdomni i czekają na jakąś jałmużnę, zapewne na zakup denaturatu, którego zapach również umila czas podróżnym - komentuje.

Tak było kilka miesięcy temu, jednak PKP rozwiązało już tę kwestię.

- Na Nadodrzu nie ma już problemu z bezdomnymi. Od godziny 23 do 4 rano dworzec jest zamykany, a w godzinach otwarcia na tym terenie jest ochrona - wyjaśnia Bartłomiej Sarna, rzecznik prasowy PKP S.A. Odział Gospodarowania Nieruchomościami we Wrocławiu.

Problem koczujących bezdomnych istnieje nadal na największym wrocławskim dworcu.
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej namawia przebywających na stacji kolejowej bezdomnych do korzystania ze schronisk.

- Na Dworcu Głównym przebywa około czterdziestu bezdomnych. Chcemy, żeby przenosili się do schronisk, ale część z nich nie chce dostosować się do reguł tam panujących - wyjaśnia Jacek Sutryk, dyrektor wrocławskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.- Chodzi przede wszystkim o zakaz picia alkoholu, ale także wymogi higieniczne, jak chociażby obowiązkowe odwszawianie mieszkańców schroniska.

W 2003 roku PKP chciało przekazać stumetrowe pomieszczenie w podziemiach dworca wrocławskiemu MOPS-owi, miało tam powstać przytulisko dla bezdomnych. Działałoby przez całą zimę, aż do marca. W noclegowni mieli znaleźć miejsce wszyscy, którzy z różnych względów nie chcieli nocować w schroniskach.

Placówka, którą planowali prowadzić wolontariusze ze Schroniska Brata św. Alberta jednak nie powstała. Stworzenie noclegowni bez zbioru reguł, które miały w niej panować, uznano za bezcelowe. Kilkoro wolontariuszy nie poradziłoby sobie z grupą bezdomnych. Stąd pomysł noclegowni na największym wrocławskim dworcu padł, ale problem pozostał. Bezdomni nadal okupują zakątki stacji, a pasażerowie kolei są coraz bardziej poirytowani.

- Bezdomni wolą żyć według swoich praw na dworcach, bo jest im tak wygodniej - twierdzi Marta Dylowicz, wrocławianka. - W schroniskach panują pewne zasady, którym muszą się podporządkować. Życie bez dachu nad głową to ich wolny wybór, ale zaczepianie pasażerów oczekujących na pociągi i proszenie o pieniądze na alkohol to już lekka przesada. Ale jednocześnie nie zgadzam się na to, by bezdomni byli traktowani gorzej niż zwierzęta i byli wyganiani z dworca przy pomocy paralizatorów - wyjaśnia.

Podobnego zdania jest Łukasz Wieczornik.

- Bezdomni powinni zostać usunięci z dworców. Zaczepiają ludzi i proszą o pieniądze na alkohol. Wolą pić na Dworcu Głównym, niż mieszkać w schronisku - mówi Wieczornik.- To są z pewnością ludzie po przejściach, którzy nie z własnej woli wybrali życie na ulicy, ale nie  pomogę nikomu, jeśli ten ktoś nie chce mojej pomocy. Wiele razy proponowałem proszącym o jałmużnę, że kupię im bułkę, ale oni woleli pieniądze, które zamieniali potem na butelkę wódki.



PHOTO DAY 6.0 W KOSZARACH
NA KĘPIE MIESZCZAŃSKIEJ


Czytaj też:

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto