Jazz nad Odrą. Gregory Porter cały jest muzyką. Dzięki bogu, że nie śpiewa ckliwego r&b naszpikowanego efektami auto-tune. Na szczęście wybrał jazz. Tegoroczny laureat nagrody Grammy - wokalista Gregory Porter dał wczoraj fantastyczny, prawie dwugodzinny koncert w Imparcie w ramach 50. Jazz nad Odrą Festivalu. Jego menedżer powiedział organizatorom imprezy, że to ostatni występ muzyka za takie pieniądze, mamy więc szczęście, że zaproszenie na JnO Porter przyjął jeszcze przed otrzymaniem muzycznego Oscara za swój ostatni album "Liquid Spirit".
Jazz nad Odrą: "Liquid Spirit" Portera
Jazz nad Odrą. Większość piosenek, które usłyszeliśmy wczoraj w zajętym do ostatniego miejsca imparcie pochodziło własnie z tego rewelacyjnego krążka. Trzeciego w dyskografii wokalisty i nagranego dla Blue Note - najbardziej znanej wytwórni jazzowej świata.
Jazz nad Odrą. Porter jeszcze 10 lat temu był dobrze zapowiadającym się futbolistą. Na szczęście dla nas nabawił się kontuzji, która uniemożliwiła mu dalszą sportową karierę i w klubach nowojorskiego Harlemu odnalazł swoje drugie powołanie - muzykę. Umiejętność grania w drużynie została mu do dziś, co widać było wczoraj podczas interakcji z towarzyszącymi mu na scenie znakomitymi muzykami: pianistą Chipem Crawfordem, saksofonistą Yosuke Sato, kontrabasistą Aaronem Jamesem i perkusistą Emanuelem Harroldem. Takiego porozumienia w dźwiękach, radosci wspólnego grania i umiejętności wspólnej improwizacji nie widziałam już dawno. Nic dziwnego, że publiczności ten entuzjazm się udzielił.
Jazz nad Odrą: Porter liryczny i improwizujący
Jazz nad Odrą. Porter potrafi być liryczny jak w singlowym, lekko bluesowym "Hey Laura", nie boi się improwizacji i zmian tonów jak w "1960 What?", wzrusza jak w "Lonesome Lover" i sprawia, że publiczność ma ochotę wskoczyć na krzesła i urządzić sobie imprezę z prawdziwego zdarzenia jak w "Liquid Spirit". Ma ogromne możliwości głosowe, jest jednak daleki od efekciarstwa, nie szafując nimi niepotrzebnie. Wokalista i kompozytor wielokrotnie zapraszał publiczność do wspólnego klaskamnia i śpiewania. Zgromadzeni w Imparcie fani trzy razy żądali bisu. I go dostali.
Jazz nad Odrą: Trzy bisy dla Portera
To był fantastyczny koncert. Porter to drugi po Jose Jamesie artysta, który ostatnio odwiedził Wrocław, umiejętnie łączący jazz z soulowym feelingiem i klimatem bluesa z Delty Missisipi i potrafiący bez trudu porwać tłumy. Nie tylko jazzowych melomanów.
NORBLIN EVENT HALL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?