Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

80 milionów z perspektywy statysty

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
To był pierwszy i ostatni raz. Nigdy więcej w roli statysty.

Na casting poszłam tylko po to, żeby rzucić się w wir nowych wyzwań i przeżyć wspaniałą przygodę. Teraz uważam, że aktorstwo to jeden z najgorszych zawodów na świecie. Statystowanie wymaga ogromnej cierpliwości, a ja niestety cierpliwa nie jestem.

W poszukiwaniu stylu z lat 80.

Po podpisaniu umowy z Agencją Stars Impresariat musiałam zastanowić się, co na siebie włożę. Tu powstał problem. Były trzy możliwości. Po pierwsze, mogłam wybrać się do lumpeksu, ale nawet nie wiem, gdzie znajduje się jakiś wrocławski ciucholand. Po drugie, mogłam chodzić po sklepach w poszukiwaniu ubrań stylizowanych na lata 80., ale te nie zawsze oddają rzeczywisty klimat epoki. Poza tym, na spacery po galeriach handlowych nie mam czasu.

W głowie świtał mi jeszcze jeden pomysł. Zdecydowałam się zwrócić o pomoc do cioci, która, prawdopodobnie z sentymentu, trzymała w swojej szafie rzeczy z tamtych czasów, a nawet starsze. Nie myliłam się.

Trasa Kozanów - Krzyki. Pojechałam okrężną trasą autobusu linii 126. Było warto. Miałam bardzo duży wybór, począwszy od spódnic w kształcie klosza, poprzez zwykłe żakiety, a skończywszy na bluzce z bufiastymi rękawami. Wybrałam kilka kreacji. Teraz pozostało tylko zaprezentować je na przymiarkach.

Zupełnie jak księgowa

Pojechałam do Wytwórni Filmów Fabularnych. Tam miało się okazać, czy wybrany przeze mnie strój się nada. Upiorny klimat i zapach z pobliskiego szamba nie robiły dobrego wrażenia. Ważne jednak, że komisyjnie dwudziestokilkuletni ubiór został zatwierdzony.

- Bardzo ładnie pani w tym żakiecie - powiedział pan czekający w kolejce do przymiarek, kiedy już wychodziłam. - Zupełnie jak księgowa.

"Dobrze, że nie jak ZOMO" - pomyślałam. Szybko jednak musiałam zweryfikować tę opinię, bo mężczyźni, którzy właśnie otrzymali rolę zomowców, cieszyli się jak dzieci. Powinnam więc chyba żałować, że kobiety nie mogą grać ZOMO.

Pobudka! Na plan!

Im bliżej było do 4 września, tym większe ogarniało mnie zniechęcenie. Na samą myśl, że muszę wstać o godz. 3. rano, robiło mi się niedobrze. Ale w końcu nadeszła godz. "W".

Godz. 3.00 rano

Pobudka. Szybkie śniadanie, "zamaskowanie się" i gotowe. A było co maskować. Nie byłabym w stanie paradować po ulicy w takim stroju i z wałkami na głowie (każda dziewczyna, która miała cieniowane włosy, musiała je wcześniej skręcić) nawet w nocy. Na szczęście, nie muszę brać taksówki. Odwożą mnie rodzice (sama się dziwię, jak cierpliwie znoszą moje kaprysy).

Godz. 4.01

Z minutowym spóźnieniem dojeżdżam do Impartu (tu właśnie jest zbiórka). A na Mazowieckiej czekają tłumy ludzi. Jestem zaskoczona. Sądziłam, że będę jedną z pierwszych, bo wydawało mi się, że wszyscy spotykamy się o 4. Tymczasem okazało się, że niektórzy mieli przyjść o 3. Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.


Godz. 4.15

Teraz czeka mnie tylko wizyta w garderobie i u makijażystek. Te ostatnie próbują ogarnąć moje niesforne włosy, które już zdążyły się częściowo rozprostować. Cóż, nie pomoże im nawet lokówka... Lepiej mi w prostych.

Spotkanie z transwestytą

Godz. 5.53

Powoli zaczyna mnie boleć kręgosłup. Kucam przy pani w ciemnych, kręconych włosach. Pani okazuje się... panem! Transwestyta musi być jednak dobry w swoim fachu, bo gdyby nie to, że odezwał się do jednej z kobiet czekających w kolejce do garderoby, to prawdopodobnie nigdy nie zorientowałabym się, że to facet. Ma perfekcyjnie zrobiony makijaż i zachowuje się kobieta. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się (mniej więcej z odległości metra czy półtora) dostrzegam, że posiada zarost, a jego dłonie mają męski kształt.

Godz. 6.14

Dołącza do mnie Andrzej Borek, nasz użytkownik. Miło wreszcie zobaczyć znajomą twarz. Zaczynamy rozmawiać o harmonogramie dnia. Do rozmowy włącza się siedzący koło nas transwestyta. Nie wiem, czy powinno mnie to dziwić, ale mówi o sobie w formie żeńskiej.

Półtora tysiąca statystów zostaje podzielonych na grupy. Jest ich około dwadzieścia, a każda ma swojego opiekuna. Razem z Andrzejem i transwestytą trafiam do grupy nr 3. Moja opiekunka nakazuje oddać rzeczy osobiste i włożyć je do specjalnie przygotowanych worków. To mi się nie podoba. Wyjmuję z torby telefon komórkowy, z którym nigdy się nie rozstaję, a czasem zdarza mi się z nim nawet zasnąć. Resztę rzeczy, zgodnie z zaleceniem, oddaję.

Na linii frontu

Godz. 7.10

Ruszamy na plan. Po drodze niektórzy z nas otrzymują rekwizyty. Siatki z zakupami, parasole, rowery. Później żałowałam, że nie wzięłam parasola, bo przecież przezorny zawsze ubezpieczony. Docieramy na Most Grunwaldzki. To tutaj będą kręcone zdjęcia.

Chyba trafiłam do jednej z lepszych grup. Wydaje mi się, że jesteśmy na linii frontu, bo koło nas cały czas kręcą się Marcin Bosak i Krzysztof Czeczot (dla nieznających tego ostatniego aktora to serialowy Maciek z "BrzydUli").

Godz. 7.30

Startujemy. Naszym zadaniem jest skandowanie hasła: "So-li-darność! So-li-darność! So-li-darność!" i maszerowanie po Moście Grunwaldzkim. Na razie wszyscy statyści są pełni zapału i ciekawi, jak wygląda od środka praca nad filmem. Jednak po kilkunastu dublach zaczynamy być zniecierpliwieni.

Nie pamiętam, która była godzina, kiedy ekipa filmowa ogłosiła piętnastominutową przerwę. Na pewno nie wcześniej niż 11. Ale i tak odetchnęłam z ulgą.

"Kwadrans to krótko, ale przynajmniej zdążę coś zjeść" - pomyślałam i bez wahania zgłosiłam się do swojej opiekunki po wydanie rzeczy.

- Teraz nie możecie opuszczać mostu. Naprzeciwko są toi-toie, jeśli chcecie skorzystać. Przerwa na "papu" będzie później - mówi.

Za toi-toi podziękowałam. Jestem już naprawdę mocno rozzłoszczona. Gdybym wiedziała, to wzięłabym chociaż część swojego prowiantu do kieszeni.

Po 25 minutach zaczynamy kręcić kolejne ujęcie. Niewiele różni się od poprzedniego. Te same hasła, tyle że ruszamy z innego miejsca.

- Kamery poszły!
- Akcja!

Nie wyszło. Będzie dubel.

- Wracamy na początkowe pozycje. Robimy dubla - pada kolejna komenda.

Najgorsze było ujęcie trzecie. Nie pamiętam, ile razy je dublowaliśmy. Wszyscy byli zniechęceni. Ktoś spojrzał prosto w kamerę, dubel nieudany. Tłum gotów jest prawie zlinczować winowajcę, jednak ludzie z tyłu pochodu nie wiedzą, kto zawalił.

- Dochodzicie do tych nóg mostu, nie wiem, jak to się fachowo nazywa. Trzy razy krzyczycie "So-li-darność", jednocześnie klaszcząc. Potem robicie rybę, czyli udajecie że klaszczecie - tłumaczy Kasior z pionu reżyserskiego, przechadzając się po barierce mostu.

Z lotu ptaka

Godz. 14.03

Nadlatuje helikopter. Teraz zdjęcia będą kręcone z powietrza. Wszyscy zamiast wykonywać polecenia obserwują niebo. W dodatku zaczyna padać. Statyści są już bardzo poirytowani i do tego głodni. Niektórzy niszczą rekwizyty, wyjmując czerstwy chleb ze stylizowanej na lata 80. siatki na zakupy i obdzielają nim z innymi, mówiąc do siebie: "Solidarność".

Inni zaczynają wariować. Trójka nastolatków śpiewa "Mahna Mahna" i od razu znajdują się w centrum uwagi. Ich występ to niezwykła atrakcja dla znudzonych statystów. Braw nie ma, bo nikt już nie ma siły klaskać. Możemy co najwyżej skandować: "Chcemy do domu! Chcemy do domu!"

Godz. 14.38

- Słuchajcie! Jesteście zajeb...! Skupcie się, tylko ostatnie dwa przejścia przez most i kończymy! Dajcie z siebie wszystko! Całą energię - zachęca Kasior.

Wiedział, jak nas podbudować. To musiało być chyba najlepsze ujęcie, bo entuzjazm był prawdziwy - cieszyliśmy się, że pójdziemy do domu.

_Godz. 15.02
_Ogłosili koniec zdjęć, mogę się przebrać w normalne ciuchy i zjeść kanapki.

Ledwo dotarłam potem do redakcji. Teraz jestem już w domu, ale w uszach wciąż brzmi mi hasło: "Solidarność! Solidarność!"

Choć całość opisałam dość pesymistycznie, to nie żałuję, że statystowałam. Nie mogę stwierdzić, że wszystko było nie tak. Ludzie wokół wydawali się mili, choć może trochę niezorganizowani i dotyczy to zarówno ekipy filmowej, jak i samych statystów. Ale cieszę się, że mogłam przyczynić się do rozpowszechnienia tak ważnej dla Polski i Europy historii Solidarności. Dowiedziałam się także, jak wygląda praca nad filmem. To jednak ciężka i momentami żmudna robota. Dlatego wolę kino na ekranie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto