Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nagrobek z YouTube’a. Hołd czy prostytucja? [felieton]

buszującyWpolsce
W Internecie roi się od filmików "ku pamięci".

Era wirtualnych cmentarzy już przebrzmiała. Zapalenie znicza w sieci też przestało wystarczać. W modzie są R.I.P-y.

Ceny nagrobków kamiennych zaczynają się od kilku średnich pensji. W sieci wystarczą zaledwie fotografie, jakiś cytat, podkład muzyczny (nierzadko hip-hop albo sentymentalny hit), data śmierci i gotowe. Zdecydowana większość tego rodzaju pamiątek jest bowiem wyraźnie schematyczna i trudno tu o nowatorstwo.

Poza tym naszej nagrobnej twórczości mogą przyjrzeć się tysiące, a nawet setki tysięcy osób z każdego zakątka świata, które – podobnie jak my – przeżywają stratę kogoś bliskiego. Szkopuł w tym, że nasze wideo udostępniamy przede wszystkim nieznajomym, a ci nie zawsze podzielają nasz smutek. Co więcej, korzystają w niewybredny sposób z opcji oceniania i komentowania. Pod jednym z takich filmików odnalazłem nawet bezpośrednie propozycje seksualne pod adresem nieżyjącej nastolatki. Po co więc zamieszać nasze dowody pamięci w sieci? Czy nie jest to przypadkiem forma żałobnej prostytucji?

Swoje "RIP-y" mają nie tylko zwykli ludzie, lecz również celebryci (jak Heath Leder), a także – co akurat powinno podlegać cenzurze – osoby żyjące. W najpopularniejszym serwisie wideo, YouTube, napotkamy między innymi "pożegnanie" z młodocianym idolem, Justinem Bieberem, który, nawiasem mówiąc, kilka dni temu odebrał statuetkę MTV i ma się doskonale.

W polskim Internecie dominują filmiki poświęcone najbliższym: przedwcześnie zmarłym dzieciom, sympatiom, które zginęły w wypadkach samochodowych, mężom i żonom, których już nie ma. Zdarzają się, oczywiście, wirtualne pamiątki po przyjaciołach.

Wyrażamy w nich swoją rozpacz, dzielimy się wspomnieniami ze światem, jednocześnie ujawniając rzeszy obcych osób wizerunki naszych zmarłych bez pytania ich o zdanie. I pozwalamy przy tym na przykre spekulacje bądź podłe obelgi. A każde takie słowo nasila nasz ból. Przypomina to niejako sytuację bohatera "Buszującego w zbożu", który powiedział: "Myślę, że nawet kiedy umrę i zakopią mnie na cmentarzu, i postawią nagrobek, na którym wyryją: "Holden Caulfield", z pewnością tuż pod tymi datami będzie nagryzmolone: pies cię je…". Na YouTube’ie takich "gryzmołów" mogą być setki.

Stąd pytanie: czy ahistoryczny i amoralny Internet to właściwe miejsce dla pamięci o nieboszczykach? Czy znajdziemy tu jakąś ulgę? Czy oddajemy hołd zmarłym, czy też robimy to przez wzgląd na swoisty emocjonalny ekshibicjonizm, który jest bez wątpienia "izmem" naszych czasów? Bo skoro istnieje Nasza-Klasa, to czemu nie "Nasz Trup"?

Bez wątpienia pragniemy być na topie i z duchem czasu tworzymy te obrazkowe epitafia. Słowa w postnowoczesnym, zmediatyzowanym niemal do granic możliwości świecie nie posiadają odpowiedniej mocy. Nie takiej przynajmniej, jakiej byśmy potrzebowali. Obraz wydaje się mówić najwięcej. Aż dziw bierze, że nikt jeszcze nie robi na tym biznesu.


Czytaj też:

Zmień swoje drogowe miasto
Wybory samorządowe 2010 we Wrocławiu
Ale obciach! Czego wstydzi się Wrocław
Twórz z nami MM Wrocław

Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nagrobek z YouTube’a. Hołd czy prostytucja? [felieton] - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto