Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marszałek zapłaci

Marcin Gąsiorowski
(WROCŁAW) Marszałek przegrał. W sądzie z kasą chorych. Teraz musi zapłacić grubo ponad 3 miliony złotych. Nie zgodził się na ugodę, przez to dodatkowo dopłaci ok. miliona złotych odsetek.

(WROCŁAW) Marszałek przegrał. W sądzie z kasą chorych. Teraz musi zapłacić grubo ponad 3 miliony złotych. Nie zgodził się na ugodę, przez to dodatkowo dopłaci ok. miliona złotych odsetek. Skąd weźmie te pieniądze? Ze Skarbu Państwa, a Skarb Państwa to my. Czyli skąd? Na to pytanie państwo znają odpowiedź. Jak twierdzą w kasie chorych, mógł tego uniknąć. Wystarczyło pójść na ugodę.

- Warunki, które zaproponowała kasa chorych trudno nazwać ugodą - zapewnia jednak rzecznik urzędu marszałkowskiego, Joanna Mirecka. Jak mówi, w praktyce zażądali tego samego, co w tej chwili przyznał im sąd. Nie zgadza się z tym, mecenas Dariusz Młodożeniak z biura prawnego kasy.
- Przecież nie żądaliśmy odsetek - oburza się. - To prawie milion dwieście tysięcy.
Jednoznaczna
O sprawie pisaliśmy już wielokrotnie. Przypomnijmy. Na początku musimy się cofnąć do roku 1998. Wtedy to trwał protest pracowników Wojewódzkich Kolumn Transportu Sanitarnego (WKTS). Domagali się oni wypłaty zaległych pensji (za grudzień), brakowało też pieniędzy na wypłaty styczniowe oraz tzw. „trzynastki”. Żeby sytuację załagodzić podsekretarz stanu, Anna Knysok zaleciła kasom chorych przekazać pieniądze samorządom wojewódzkim, a te miały dać je protestującym. Wykonując polecenie, 11 stycznia 1999 podpisała z marszałkiem umowę.
Umówiono się tak: kasa chorych pieniądze przekaże marszałkowi, a marszałek zapłaci protestującym. Później kasa podpisze umowę z WKTS-em i obie instytucje rozliczą się między sobą. Jeśli kasa z WKTS-em umowy nie podpisze, pieniądze zwraca jej marszałek. Przekazano dwa miliony czterysta pięćdziesiąt cztery tysiące dziewięćset złotych.
Umowa jest jednoznaczna: „W przypadku nie podpisania do dnia 30 marca umowy (kasy chorych z WKTS-em - red.), (...) Marszałek zobowiązuje się do zwrotu kwoty (...) do dnia 30 kwietnia 1999 roku.”
Kasa umowy z WKTS-em nie podpisała, ale pieniędzy nie dostała. 28 maja 2001 roku sprawa trafiła do sądu.
Rząd winny
Nie da się nie zauważyć ewidentnej winy rządu. WKTS-y zostały przekazane samorządom. Tyle, że pierwszy budżet samorządom opracował minister finansów. I zapomniał przeznaczyć na nie pieniędzy. „Tak więc roszczenie w stosunku do Skarbu Państwa uznaje się za uzasadnione.” Pisze urząd marszałkowski. I trudno się z tym nie zgodzić.
Nie zauważył
W sądzie toczył się bój na argumenty. Urząd marszałkowski pieniędzy nie chciał oddać. Dlaczego? Bo uważał umowę za nieważną. A nieważną z kilku powodów. Po pierwsze: kasa zmieniła wzór umowy z urzędem marszałkowskim, który przesłała jej podsekretarz stanu Anna Knysok, a zrobiła to przekraczając swoje kompetencje. W dodatku uczyniła to w ostatniej chwili. Marszałek Jan Waszkiewicz chcąc jak najszybciej uspokoić protestujących, zmian tych po prostu nie zauważył... I podpisał niekorzystną umowę.
A co najważniejsze: uważano, że pieniędzy tych oddawać nie trzeba. Dlaczego? Bo to nie była pożyczka, tylko darowizna. Ministerstwo zdrowia przekazało je dla protestujących pracowników kolumn transportu sanitarnego. Zaś kasa chorych oraz urząd marszałkowski byli zwykłymi pośrednikami.
Sąd żadnego z tych argumentów nie uznał. W ostatni piątek wydał wyrok: urząd marszałkowski musi zwrócić wszystkie pieniądze, dodać odsetki, a także zapłacić koszty postępowania. Wczoraj urząd wpłacił na konto kasy ponad dwa miliony złotych.
Czy będzie apelacja?
Tuż przed rozprawą wydawało się, że dojdzie do ugody. „Proponuję, abyśmy w dniu 21. 12 br. zawarli na rozprawie ugodę sądową w myśl, której Samorząd Województwa Dolnośląskiego zobowiązuje się do przelania na rachunek bankowy Dolnośląskiej Regionalnej Kasy Chorych kwoty uznanej przez wojewodę dolnośląskiego i przelanej przez wojewodę na rachunek samorządu.” Tak pisał prawnik urzędu marszałkowskiego do kasy chorych. W rozmowie z nami prawnik Sławomir Krześ przyznawał, że wszystko wskazuje na to, że będzie zawarty kompromis. Zwłaszcza, że wojewoda zadeklarował, że zarezerwował już sporą część tej sumy. Nic takiego się nie stało. Urząd marszałkowski poszedł na całość.
- Tak byli pewni swoich argumentów - mówi mecenas Dariusz Młodożeniak. Sądu nie przekonały.
- Teraz rozważamy możliwość apelacji - zapewnia rzecznik marszałka Joanna Mirecka.
Dariusz Młodożeniak nie boi się o jej wynik.
- Postępowanie było bardzo drobiazgowe - mówi. - Sędzia, który prowadził, znany jest z tego, że robi to skrupulatnie.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto