Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocławianin został mistrzem Polski w snookerze

Mariusz Kruczek
Mariusz Kruczek
krzysztof wróbel
krzysztof wróbel Monika Kowalczyk/arch. prywatne K. Wróbel
31-letni Krzysztof Wróbel płakał z radości po zdobyciu mistrzostwa.

19 lutego w Warszawie Krzysztof Wróbel został mistrzem Polski, pokonując w finale Marcina Nitschke z Zielonej Góry. W dorobku wrocławianina brakowało tytułu indywidualnego mistrza Polski.

Wróbel jest wielokrotnym medalistą mistrzostw Polski, reprezentował kraj na turniejach międzynarodowych. Został również drużynowym wicemistrzem Europy i mistrzem Polski. Na co dzień prowadzi We Wrocławiu salon bilardowy przy ul. Kuźniczej. Osiąga też sukcesy jako trener. Jego podopieczny Adam Stefanów został dwukrotnym mistrzem Polski w snookera.

Czy to prawda, że płakał Pan po zdobyciu indywidualnego mistrzostwa Polski?

Tak, ponieważ tak długo czekałem na to zwycięstwo. Dedykowałem je mojej mamie.

To Pana największy sukces?

Mam za sobą około 40 startów na arenie międzynarodowej zakończonych sukcesem. Wymieniając te z ostatnich kilku miesięcy: 1-5 luty brałem udział w prestiżowych zawodach German Masters, w lipcu 2011 roku zagrałem na turnieju World Cup w Bangkoku na zaproszenie króla Tajlandii, w trakcie zawodów występowałem z Kacprem Filipiakiem, o którym było ostatnio głośno. Byłem też wicemistrzem Europy. Jednak to mistrzostwo Polski zawsze gdzieś uciekało, zdobywałem medale, ale nie złoto. W końcu się udało i bardzo się z tego cieszę.

W finale zmierzył się Pan ze swoim przyjacielem Marcinem Nitschke. Ciężko się gra z osobą, którą się tak dobrze zna?

Wszyscy zawodnicy snookera w Polsce znają się bardzo dobrze. Z Marcinem wielokrotnie reprezentowałem Polskę na zawodach międzynarodowych, mieszkaliśmy w jednym pokoju. Połączył nas stół, ale też darzymy się sympatią w życiu prywatnym, pomagamy sobie w biznesie. Kiedy jednak rywalizujemy między sobą w turnieju, to sentymenty odkładamy na bok, a po grze zawsze sobie gratulujemy.

Jakie ma Pan marzenia sportowe?

Chciałbym znaleźć się w setce światowego rankingu snookera. Dzięki temu będę mógł brać udział w najbardziej prestiżowych zawodach na świecie. Wielokrotnie byłem już bardzo blisko, żeby znaleźć się w tym elitarnym gronie.

Dlaczego właśnie snooker?

Trenowałem różne sporty. Jak większość zacząłem od piłki nożnej, później była piłka halowa czy tenis stołowy. Kiedy jednak trafiłem do klubu bilardowego we Wrocławiu przy ul. Dąbrowskiego, złapałem bakcyla. To było w 1999 roku. Przez pierwsze lata trenowałem od rana do wieczora. W 2002 roku doszedłem do finału mistrzostw Polski, w których zresztą przegrałem z Marcinem Nitschke.

Prowadzi Pan klub bilardowy. Czy to popularny sport we Wrocławiu?

We Wrocławiu powstał Polski Związek Snookera. 20 lat temu Grażyna i Piotr Chmielowie sprowadzili do Wrocławia pierwsze stoły z Australii. Polski snooker wywodzi się z Wrocławia. W mieście gra coraz więcej osób, mamy dwa kluby bilardowe - mój przy ul. Kuźniczej i na placu Grunwaldzkim. Teraz otwieram kolejny w galerii w wieżowcu Sky Tower. Marzy mi się, żeby zorganizować tam zawody na World Games 2017, ale niestety nie ode mnie to zależy

Słyszy Pan komentarze, że snooker to nie sport?

Czasami, ale to opinie osób, które nie wiedzą, co mówią. W trakcie jednego dnia zawodów wokół stołu robię 10 km. To dyscyplina bardzo techniczna. Ma ponad 600 elementów technicznych, które trzeba opanować, żeby móc grać. Chodzi tu o postawę, rozstawienie stóp, ustawienie dłoni, prowadzenie kija i wiele więcej. To jeden z najtrudniejszych sportów. Dzięki temu potrzeba do niego jedynie 5 proc. talentu, a reszta to ciężka praca. Poza tym to sport, który wygrywa się głową. Odporność psychiczna ma kolosalne znaczenie dla sukcesu.

Snooker to sport, w którym rozrywają się spodnie. To się Panu przydarzyło.

Rzeczywiście, w mojej karierze dwa razy zdarzyło się, że pękły mi spodnie. Raz w 2002 roku właśnie na mistrzostwach Polski. W ćwierćfinale schyliłem się po kredę i spodnie rozerwały w kroku. Drugi raz na ostatnich mistrzostwach, kiedy próbowałem przejść pod szarfą oddzielającą stoły. Strój jest mocno dopasowany i czasami przy schylaniu mogą zdarzyć się takie wypadki.

Ile czasu poświęca Pan na grę?

Na początku nawet po 10 godzin dziennie. Obecnie trenuję 6 godzin w dwóch bądź trzech sesjach.

Dlatego założył Pan własny klub, żeby móc pracować i trenować w jednym miejscu?

Niestety, nie można wyżyć z gry w snookera w Polsce. Poziom nagród nie jest jeszcze tak wysoki. Udało mi się połączyć przyjemność z pracą. Potrzebuję też sponsorów. Gdyby nie wsparcie wrocławskiej firmy Militaria.pl, nie mógłbym wystartować w wielu zawodach.

Komu poleciłby Pan snookera?

Każdy sport pomaga nam lepiej radzić sobie w życiu. Snooker to gra, w której ćwiczy się taktykę, podejmowanie decyzji i w którym do wszystkiego dochodzi się ciężką pracą, a ta kształtuje z kolei charakter. Grać mogą młodzi zawodnicy, warto zwracać uwagę rodzicom, że istnieją inne dyscypliny poza piłką nożną i że mogą posyłać na nie swoje dzieci. Przy stole nie można nabawić się kontuzji. Znam osoby, które mają po 80 lat i nadal grają. Ważne, żeby wybierać przeciwnika o podobnym poziomie. Jeżeli przy stole spotka się dwóch najgorszych zawodników świata, to będą mieli świetną zabawę ze wspólnej gry.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tomasz Bajerski po meczu Abramczyk Polonia Bydgoszcz - Orzeł Łódź

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto