Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocławski Ironman: Każdy ma swoje mistrzostwo świata

Mariusz Kruczek
Mariusz Kruczek
ironman aureliusz kosendiak
ironman aureliusz kosendiak archiwum prywatne Aureliusza Kosedniaka
Kosendiak dystans podobny do drogi z Wrocławia do Łodzi pokonał płynąc, jadąc na rowerze i biegnąc. Teraz przebiegnie ultramaraton w górach.

Aureliusz Kosendiak, to 31-letni wrocławianin, który udowodnił, że niemożliwe nie istnieje. W nogach ma maraton rowerowy, półmaratony oraz maraton wrocławski. Największym jego osiągnięciem jest ukończenie prestiżowych zawodów na dystansie Ironman w czeskich Otrokovicach. Kosendiak przepłynął 3,8 km, przejechał na rowerze 180 km i przebiegł maraton (42,195 metrów) w 13 godzin. Na co dzień pracuje na Akademii Medycznej, gdzie propaguje zdrowy styl życia. Można spotkać go trenującego na wałach Odry.

Czuje się Pan "Ironmanem"?

Ukończyłem zawody Ironman, więc myślę, że mogę o sobie tak mówić. Chociaż nie czuję się przez to jakoś wyjątkowo. Uważam, że każdy może ukończyć takie zawody.

Kim są "Ironmani"?

Przekrój wieku 18-70 lat. Jakieś 70-80 procent coś trenowało, zwłaszcza triathlon. Co piąty zawodnik to tak, jak ja - amator.

Dlaczego zdecydował się Pan wziąć udział w tych zawodach?

Miałem zerwane trzy mięśnie w pachwinie. Praktycznie przez pół roku w ogóle się nie ruszałem. Po takiej przerwie potrzebowałem wyzwań. Pomyślałem, trzeba coś ze sobą "pożytecznego" zrobić. Przez przypadek obejrzałem filmik na YouTube z zawodów i postanowiłem wystartować. Często wracałem do niego, działał na mnie motywująco. Poza tym start w zawodach był dla mnie prezentem z okazji urodzin. Trenowałem cztery - pięć godzin dziennie. Zatrudniłem się też, jako kurier rowerowy. Przygotowania trwały dziewięć miesięcy.

Pływanie, jazda na rowerze i bieg łącznie 226 kilometrów do mety


Mówi Pan o tym, jakby to był spacer po bułki.

Byłem taki zdeterminowany, żeby osiągnąć cel, że nie było miejsca na kryzys. Miałem dużo gorszy rower od innych zawodników, ale zakładałem, że jeżeli się zepsuje to przejdę lub przebiegnę z nim potrzebny dystans. To było naprawdę łatwe. Znajomi często mi mówią: "Ty ukończyłeś Ironman, to jesteś zawodowcem." Odpowiadam: "Wręcz przeciwnie. Zawody ukończyły osoby 70-letnie." Dla kogoś siedzącego za biurkiem, przed komputerem myśl o maratonie to czysta abstrakcja. A to wyłącznie kwestia odpowiedniej motywacji, systematycznego treningu, a przede wszystkim żelaznego charakteru.

W trakcie zawodów nie miał Pan kryzysu?

Na 170 km roweru złapał mnie skurcz łydki, ale pomyślałem sobie wtedy, że jeszcze tylko 10 km. Poza tym na zawodach byli moi znajomi, to dodatkowo działało mobilizująco. 

Ile w Ironmanach potrzeba siły fizycznej, a ile psychicznej?
Wiadomo, że trzeba się fizycznie przygotować. Najważniejsza jest jednak psychika. Liczy się siła charakteru. Stawianie sobie kolejnych celów. Osiąganie ich jest motorem do dalszej aktywności. Trzeba umieć pokonywać własne słabości. Kiedy ciało mówi nie, głowa musi je przekonać do dodatkowego wysiłku. Starty w zawodach przekładają się na życie codzienne. Jestem bardzo ambitny i zawsze osiągam wyznaczone cele, pomimo trudności jakie się pojawiają. W zawodach startowałem na starym rowerze. Niektórzy zawodnicy mieli sprzęt za 40 tys. euro. Ba, ludzie robili sobie nawet zdjęcia, jak zobaczyli mój rower. Nie przejmowałem się tym. Robiłem swoje.

Co czuje się na mecie Ironman?

Ciężko to opisać słowami. Na pewno euforia, zadowolenie i satysfakcja.

O czym Pan myślał w trakcie 13 godzin ciągłego wysiłku?
Zawodnicy mają różne techniki. Ja skupiałem się na tym, co będzie na mecie, analizowałem wykonaną pracę do realizacji celu, a także podziwiałem widoki. Przez to, że ta dyscyplina składa się z pływania, jazdy na rowerze i biegania, naprawdę czas szybko leci.

Istnieje jakiś Mount Everest ludzkich możliwości?

Według mnie nie istnieje. Dopóki ludzie będą podejmować wyzwania, ta granica ciągle będzie się przesuwać. Dla kogoś granicą możliwości jest wyjście potruchtać w zimny, deszczowy dzień, dla innych maraton czy bieg 24-godzinny. Są też przecież biegi 48-godzinne, a nawet 7-dniowe. Ludzie mają różne pomysły i zazwyczaj je realizują. W internecie można zobaczyć, jak ojciec ukończył Ironmana z niepełnosprawnym synem na wózku. Wydawałoby się niemożliwe? Wszystko jest kwestią motywacji.

Jest Pan uzależniony od sportu?

Rzeczywiście codziennie coś robię. Nie ma jednak tak, że muszę. To mój sposób na dobre samopoczucie, rozładowanie stresów czy poprawienia parametrów organizmu. Dla mnie ruch to przyjemność. Kiedy byłem z dziewczyną na wakacjach w Maroku, dla rozrywki przebiegliśmy maraton.

Kosendiak przyznaje, że filmy z zawodów na YT działały na niego motywująco


Kto może brać udział w zawodach Ironman?

Dosłownie każdy. Nie ma w tym przesady. Potrzeba stawiania sobie mądrych celów. Jeżeli ktoś nigdy nie biegał i bez przygotowania przebiegnie 10 km po asfalcie, to następnego dnia wszystko będzie go bolało. Obrzydzi sobie aktywność fizyczną. Nie tędy droga.

Co Pan proponuje?

Tak, jak w życiu, wszystko wymaga czasu i poświęceń. Organizm przyzwyczaja się do ruchu i po pewnym czasie można skoczyć na wyższe obroty. Nie mylmy też zawodów Ironman czy maratonów ze startami wyczynowców. Zawodowcy mają wszystko wyliczone, dla nich liczą się setki sekundy. Amator rywalizuje sam ze sobą, jego celem jest ukończyć zawody. Potrzebne są chęć i czas. Dla mnie ukończenie zawodów Ironman czy maratonu równa się mistrzostwu olimpijskiemu. Każdy może zostać mistrzem świata dla samego siebie, osiągając wyznaczony cel.

Jakie ma Pan cele i plany na przyszłość?

Za tydzień startuje w biegu Siedmiu Dolin, to 100-kilometrowy bieg górski w Beskidzie Sądeckim. Chciałbym wykorzystać moją wiedzę i doświadczenie przygotować parę osób do startów w zawodach Ironman. W myślach planuję również start w Spartatlonie - biegu z Aten do Sparty po górach (246 km - limit 36 godzin). Później może Maraton Piasków w Maroku. Może ultraironman na 40. urodziny? (śmieje się). Nie interesują mnie wyzwania z niskiej półki. Chociaż zawsze podkreślam, że każde podjęcie się jakiegoś wyzwania przez człowieka, należy podziwiać i szanować.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto