Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Salonowo-klubowa odsłona Wrocławskiego Festiwalu Gitarowego [foto]

rakabo
rakabo
Drugi dzień Wrocławskiego Festiwalu Gitarowego obfitował w dwa wielkie wydarzenia. Koncerty dali Julia Malischnig i Trio Artura Lesickiego.

W sobotni wieczór, 20 listopada, mieliśmy okazję delektować się przeróżnymi muzycznymi smakami. Obyło się bez przystawek - od razu podano dania główne.

Pierwszy koncert odbył się w budynku Starej Giełdy na Placu Solnym. Swoje muzyczne umiejętności zaserwowała nam Julia Malischnig. To austriacka gitarzystka, która jest również uznanym pedagogiem i utalentowaną kompozytorką. Był to jeden z bardziej kameralnych koncertów, na których ostatnio byłem. Dodatkowego czaru dodawała sama sala koncertowa.

Poza utworami argentyńskiego bandoneonisty Astora Piazzolli i gitarzysty Carla Domeniconiego usłyszeliśmy także trzy autorskie utwory gwiazdy sobotniego wieczoru. Melodie, które wydobywały się z sześciu nylonowych strun, szybowały po sali Starej Giełdy, docierały pod pięknie zdobiony sufit i opadały na ramiona słuchaczy niczym delikatny puch. Julia Malischnig chętnie opowiadała o genezie swoich kompozycji. Chciała by słuchacze mieli pełne spektrum granych przez nią piosenek. Ostatni utwór, w trakcie którego gitarzystka uwolniła piękny głos, spowodował, że publiczność kompletnie oszalała.

Julia Malischnig
Jam session w Mleczarni

Po lewej - **Julia Malischnig, po prawej - jam session w Mleczarni


Zdziwił mnie tylko brak wyobraźni niektórych uczestników, którzy przyprowadzili na koncert swoje pociechy. Dzieci raczej nie były zainteresowane tym, co wprawiało wszystkich w zachwyt, a wręcz przeciwnie. Ciągłe przemieszczanie się, rozmowy i marudzenia nie pozwalały na odpowiednią koncentrację.

Przyszedł czas na klubowa odmianę Wrocławskiego Festiwalu Gitarowego. Chwilę po godz. 20. na scenie w klubie Mleczarnia pojawiło się Trio Artura Lesickiego. To osoba, której właściwie nie trzeba przedstawiać. Był jednym z założycieli wrocławskiej formacji Funky Groove.

Muzycy zagrali kompozycje lidera zespołu oraz parę znanych jazzowych utworów. Muszę powiedzieć, że była to solidna dawka elektrycznego jazzu. Koncert okazał się także pretekstem do międzynarodowego jam session, który powalił wszystkich na kolana. W powietrzu unosił się przez jakiś czas duch muzyki w stylu gypsy swing, którą uwielbiam. Gitarzyści Joscho Stephan i Richard Smith nie oszczędzali instrumentów, prawie zdzierając z nich podstrunnice. Z kolei Johnny Dickinson uraczył nas swoim niesamowitym głosem.

od 18 latnarkotyki
Wideo

Jaki alkohol wybierają Polacy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto