Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prezes Śląska, Janusz Cymanek zdradza tajemnice wrocławskiego pierwszoligowca

Paweł Rusiecki, Michał Karpiński
- Zatrudnienie w Śląsku Janusza Wójcika (w tle z lewej) było naszym błędem - uważa Janusz Cymanek (w środku). Fot. W. Wilczyński
- Zatrudnienie w Śląsku Janusza Wójcika (w tle z lewej) było naszym błędem - uważa Janusz Cymanek (w środku). Fot. W. Wilczyński
(WROCŁAW) - Wielu piłkarzy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę chcą być zawodowcami, czy chcą codziennie dwie godziny trenować, a wieczorem chodzić na dyskotekę i chlać wódę - powiedział Gazecie ...

(WROCŁAW) - Wielu piłkarzy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę chcą być zawodowcami, czy chcą codziennie dwie godziny trenować, a wieczorem chodzić na dyskotekę i chlać wódę - powiedział Gazecie Wrocławskiej Janusz Cymanek, prezes zarządu Śląska Wrocław.

* Przy okazji zatrudniania w Śląsku Janusza Wójcika, powiedział pan, że osioł myli się tylko raz, a później idzie na salami. Jak rozumieć pana słowa, kiedy byłego selekcjonera reprezentacji narodowej nie ma już we wrocławskim klubie?

- Oczywiście, że się pomyliłem, ale ci którzy mnie nakłaniali do podjęcia takiej decyzji, używali przekonujących argumentów. Pan Wójcik, który miał się na nowo narodzić w Śląsku, też to mówił, a ja mu uwierzyłem. Ale trzeba pamiętać, że Wójcik grał we Wrocławiu o wiele wyższą stawkę niż grał Śląsk.

* Legendy krążą o wysokości zarobków Wójcika, która kasował ponoć wrocławski klub na spore sumki. Czy to prawda?

- Nie było to tak dużo, jak się mówi, ale też nie mało.

Oszukał Śląsk

* Kiedy stracił pan zaufanie do Wójcika?

- Kiedy różne prasowe insynuacje Wójcika o sprzedawaniu meczów w polskiej ekstraklasie, powtórzyły się trzeci i czwarty raz, to doszedłem do wniosku, że nie ma kogo takiego jak Janusz Wójcik. On był, bo był Śląsk Wrocław. Te wypowiedzi narobiły nam dużo krzywdy i szkody.

* Tak mocno zabolały pana wypowiedzi byłego trenera?

- Teraz to boli, gdy człowiek dojrzeje do tego, by powiedzieć, że został oszukany. Oszukany został również Śląsk. Szkody, wcale nie finansowe, były w tym przypadku znacznie gorsze.

* Czy to za sprawą „Narodowego”, przeciętnie grający w rundzie wiosennej Leszek Pisz był jednym z najlepiej opłacanym piłkarzy w kraju?

- Wiadomo, że w każdym klubie menedżer sportowy kreuje wydarzenia i tworzy drużynę. Przecież my nie chcieliśmy sprzedawać Piotra Stokowca, ale innego zdania był pan Wójcik. Dziś możemy powiedzieć, że to był błąd.

Rewolucyjne kontrakty

* A co z tym Piszem?

- Sporo zarabiał, ale czy odpowiadało to temu co prezentował na boisku? W Polsce jest problem z tym, żeby ktoś przyszedł i powiedział „szefie zarobiłem tylko połowę z tego, co mi się należało”. Dlatego pewnego rodzaju wydarzeniem będą pomysły kontraktowe, które chcemy wcielić w życie.

* Co takiego będą zawierały nowe kontrakty?

- Praktycznie wszystko będzie nowe. Będzie mniej pieniędzy i będzie nowy system wynagradzania. Piłkarze zostaną oceniani po każdym meczu. Ten system był już wprowadzony w tej rundzie, lecz oceny nie powiązane były z wynagrodzeniami. Teraz zacznie funkcjonować ocena za zaangażowanie w grę i ocena za realizowanie założeń taktycznych.

* Co to oznacza dla zawodników?

- Zakładając, że zawodnik wiodący nie powinien w skali 0-10 mieć średniej oceny niższej niż 8 pkt., to każda jego ocena poniżej ósemki spowoduje kilkunastoprocentowe obniżenie jego apanaży. Z kolei postawa oceniana powyżej 8, spowoduje, że jego zarobki będą większe. Ten system jest absolutnie motywacyjny.

Grać czy chlać?

* Co się stanie jeżeli nie wszyscy zawodnicy będą chcieli zaakceptować taki system wynagradzania?

- Jesteśmy tak zdeterminowani, że nie ulegniemy piłkarzom. Jeżeli to ma spowodować, że we Wrocławiu będziemy mieli wielką piłkę, to powinniśmy wprowadzić taki system. Wielu piłkarzy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę chcą być zawodowcami, czy chcą codziennie dwie godziny trenować, a wieczorem chodzić na dyskotekę i chlać wódę...

* Co pan ma na myśli?

- My mamy profesjonalnie zdobywać pieniądze, to trzeba też profesjonalnie te pieniądze dawać. Ustalenie reguł dotyczących wynagrodzenia to w polskiej piłce największy problem.

* Ile Śląsk kosztowało utrzymanie w ekstraklasie?

- Nerwów bardzo dużo, zdrowia jeszcze więcej, a pieniędzy? Żadnych dodatkowych nie wydaliśmy. Atmosfera, która towarzyszyła pisaniu o brudach piłki nożnej jest ciekawa, ale profesjonalizm polega na tym, aby nie tylko pisać, że tak mówią na mieście, ale na tym, żeby złapać kogoś i wtedy pisać.

Nikt nikogo nie złapał

* A pan złapał kogoś za rękę, bo „na mieście” pojawiały się informacje, że mecz Śląska z Orlenem Płock nie był czysty?

- Za rękę nie złapałem, ale też o tym słyszałem. Wiem doskonale, że to spotkanie spowodowało, iż płocczanom nie zgasło światełko nadziei, a nam się takie światełko zapaliło, tyle że czerwone.

* Kto nie mógł panu spojrzeć po tym spotkaniu prosto w oczy?

- Początkowo podejrzeń nie miałem, ale dwa tygodnie później, jak posłuchałem co w Polsce mówią i kto mówi, to zacząłem je mieć. Jednak nie jestem w stanie tego udowodnić. Więc o czym ja mogę mówić?

Szok w szatni

* Dlaczego ze Śląska musieli odejść Pisz i Szamotulski?

- Musieli odejść, ponieważ się ze sobą pokłócili. Długo rozmawialiśmy o tym z pozostałymi zawodnikami podczas krótkiego zgrupowania w Dzierżoniowie. Sam chodziłem z piłkarzami dookoła boiska, bo tym chłopakom brakowało normalnej rozmowy. Ja nie mam w zwyczaju wchodzenia do szatni w trakcie meczu, ale podczas meczu z Orlenem powiedziałem sobie, że pójdę raz i posłucham. Zrobiłem to pierwszy raz w życiu i byłem zażenowany.

* Co pana tak przeraziło?

- Sposób w jaki rozmawia się z piłkarzami. Nawet nie rozmawia, ale w jaki się mówi. To było nie do pojęcia, szok. Sam chciałem powiedzieć jedno zdanie, ale byłem dosłownie blady i nie mogłem wykrztusić ani słowa.

* Opowieści o trenerze Wójciku i szatni było więcej. Czy to prawda, że przed meczem z Ruchem Chorzów, trener Śląska wszedł do szatni Ruchu na odprawę przedmeczową, po czym napastnik „Niebieskich” Mariusz Śrutwa powiedział mu, że pomylił drzwi?

- Mnie w Chorzowie nie było, ale znam anegdotę z Wronek, gdzie trener przeszedł do boksu Amiki i dopiero tam się zorientował, że to nie ta ekipa. Na konferencji prasowej też mówił o Amice jako o gościach, ale w stresie różne rzeczy mogą się zdarzyć...

Kasa za Włodarczyka

* Za ile Śląsk chce sprzedać Piotra Włodarczyka, który był ostatnio na testach we francuskim Auxerre?

- Można popatrzeć na to tak: kupiliśmy go za milion marek i jak dostaniemy dwa miliony to powinniśmy się cieszyć. Tak byłoby gdybyśmy go sprzedali, ale do Warszawy czy Szczecina. My go chcemy sprzedać do Auxerre, a tam taki piłkarz może kosztować więcej.

* Wie pan, że do Auxerre wrócił trener Guy Roux, który do tej pory nie splamił się transferem za kwotę 3 miliony marek?

- Ma więc szansę zrobić to przy okazji Włodarczyka. Ja nie mówię, że to powinny być 3 miliony marek. Piłkarzowi skończył się kontrakt, ale napisał przyrzeczenie kontraktu dla Śląska i nie chciałbym, żeby ktoś myślał, że można nas przy tej okazji wymanewrować.

* Za pana kadencji Śląsk awansował do pierwszej ligi, a później – choć problemów była masa – utrzymał się w najwyższej klasie rozgrywek. Mimo to, ciągle jest pan osobą bardzo krytykowaną przez niektóre media. Jak pan to odbiera?

- Takie pisanie nie sprawia mi krzywdy, bo nie spowoduje przecież tego, że podam się nagle do dymisji. To sprawia krzywdę całemu Śląskowi.

Modernizować stadion

* Agencja Mienia Wojskowego chce sprzedać obiekt przy ul. Oporowskiej miastu. Jest szansa, by od nowego sezonu Śląska grał już na „swoim” stadionie?

- Na swoim pewnie tak, ale nic wielkiego na nim się nie wydarzy. Chociaż wygląd stadionu sprzyja, aby ten obiekt etapowo modernizować.

* Jakie są plany modernizacji obiektu?

- Mamy znakomitych specjalistów na Politechnice Wrocławskiej, którzy wiedzą jak modernizować obiekt przy ul. Oporowskiej. Na inwestycję trzeba patrzeć jako na całość, bo w grę wchodzi stadion, parking, hotel, teren przy ul. Kruczej, a także budynki znajdujące się od frontu stadionu. Powinno się przygotować projekt zagospodarowania całości i po prostu zrobić tak jak zrobiono to w przypadku stadionu Schalke.

* Ile ta inwestycja ma kosztować?

- Niektórzy się śmieją ze mnie, jak przytaczam niemieckie przykłady, ale w Schalke, gdzie klub aportem wniósł do spółki nieruchomości, inwestycję finansowało konsorcjum bankowe. Rodzi się jednak pytanie, czy banki we Wrocławiu są gotowe, żeby takie konsorcjum utworzyć? Na tym na pewno się nie straci, a to jest w stanie udowodnić nawet student ekonomii...

Inny Wrocław

* Jak patrzy pan przez pryzmat czasu na swoją pracę w Śląsku Wrocław?

- Sytuacja wszystkich nas chyba przerosła. Nie chodzi tutaj o to, że nie damy jej rady, ale nikt się chyba nie spodziewał, że będzie tak trudno. Zresztą wychodziliśmy z nieco fałszywego założenia sugerując się, że włodarze miasta nam pomogą. Liczyliśmy, że łatwiej nam będzie pozyskać sponsorów.

* Nie ma firm w naszym mieście, które chciałyby sponsorować Śląsk?

- Wydawało mi się, że Wrocław znam dobrze, ale to było dziesięć lat temu, gdy byłem jeszcze dziennikarzem.

* Teraz poznał pan inny Wrocław?

- Inny to nie znaczy gorszy, lecz bardzo zmieniony. Jest we Wrocławiu dużo firm zagranicznych, ale czasami zarządzają nimi ludzie, którzy nie mają w sobie wrocławskiej krwi. Ponadto Wrocław ma wielkie szczęście do inwestycji różnych firm zagranicznych, ale takich, które nigdy nie miały zbyt wiele wspólnego ze sportem, a z piłką już zupełnie nic.

Życie z długami

* Jak to się odbija na pracy szefów wrocławskiego klubu?

- Dla nas, zbieraczy pieniędzy w mieście, jest to trudna sytuacja. Mój przyjaciel, proboszcz mówił kiedyś w żartach, żebym przestał latać po mieście, bo mu ludzie mniej pieniędzy na tacę rzucają. Później popadliśmy w ten łańcuszek długów i jechaliśmy od pożyczki do pożyczki. Poniekąd jest tak do dzisiaj. Jest czymś negatywnie fascynującym, że w mieście takim jak Wrocław ciągle nie można wykreować, ani piłki nożnej na przedsięwzięcie, do którego garnęliby się sponsorzy, ani też nie ma we Wrocławiu patriotyzmu lokalnego dla sportu, żeby go wydatnie wspierać.

* Zaczniecie nowy sezon bez długów?

- Te długi są, ale na stałym poziomie. Mamy je, bo był taki okres, że w Śląsku wydano 4,5 miliona za dużo, a może inaczej: wydano pieniądze których nie było, ale miały być, na pewno.

* Jak to się stało?

- W klubie jest grupa osób, która wspiera nas finansowo. Ale ludzie dzielą się na takich, którzy mówią, że płacą i płacą oraz na takich, którzy mówią, że płacą i tylko... mówią. Nie zawsze łatwo jest odróżnić tych co mówią, od tych co płacą.

* Których jest więcej?

- We Wrocławiu istnieje potężny wachlarz ludzi, których oczekiwania od Śląska są o wiele większe, nich chęć pomagania. Na szczęście jest też kilka osób, którzy nie pchają się na afisz, a zrobili dla tego klubu więcej niż można to sobie wyobrazić. Poza tym mamy znakomicie funkcjonujące stowarzyszenie Partner Klub. Ono również znacząco wspiera nas finansowo.

Gdyby cofnąć czas i znów ktoś zaproponował panu większe zaangażowanie się we wrocławski Śląska. Przyjąłby pan tę propozycję raz jeszcze?

- Mając te doświadczenia, to chyba nie podjąłbym się tego zadania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto