Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chris Botti: Półwytrawny jazz we Wrocławiu [foto]

rakabo
rakabo
Z taką aparycją Chris Botti spokojnie mógłby zagrać Bonda. Amerykański trębacz wystąpił we wrocławskiej Hali Stulecia.
Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto" dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze! Głosujcie na najlepszych!

11 października podczas jesiennej edycji Ethno Jazz Festival we Wrocławiu wystąpił amerykański trębacz Chris Botti.

Kilkanaście minut przed koncertem zająłem swoje miejsce, które znajdowało się z boku sceny. Byłem ciekawy, jaki będzie odbiór muzyczny z tej części hali, ale o tym za chwilę. Sala zapełniała się leniwie, a z głośników sączyła się nastrojowa piosenka Sade. Czekając na występ zacząłem się zastanawiać, co ja tak naprawdę wiem o Chrisie Bottim. Poza tym, że gra muzykę jazzową, smooth jazzową , że jest muzykiem sesyjnym i daje około trzystu koncertów w roku..., to niewiele. W sumie to dobrze, bo lubię muzyczne niespodzianki, a te pozytywnie brzmiące w szczególności. Jazz jest mi bliski, bo to on wiele lat temu "otworzył" moje uszy i pozwolił eksplorować dźwięki na zupełnie innym poziomie.

Na scenie w końcu pojawił się oczekiwany przez publiczność sekstet z Chrisem Bottim na czele. Trębacz jak zwykle dobrze ubrany, elegancki i tryskający humorem. Pomyślałem przez chwilę, że z taką aparycją z powodzeniem mógłby zagrać główna rolę w kolejnym filmie o przygodach Jamesa Bonda. Po pierwszym numerze muzyk przywitał się z wrocławskim audytorium oznajmiając, że polska publiczność jest jedną z najbardziej żywiołowych na świecie.

Muzykę amerykańskiego trębacza, prezentowaną na poniedziałkowym koncercie, mógłbym porównać do smaków wina. Było trochę półwytrawnie, czasami półsłodko a momentami słodko, może nawet za bardzo. Najlepszym momentem wieczoru była chwila, kiedy muzycy zmierzyli się z utworem Milesa Davisa "Flamenco Sketches" z albumu "Kind Of Blue" wydanego w 1959 r. To było coś. Nie zabrakło też smooth jazzowych kompozycji, pełnych brawurowych improwizacji i nastrojowych ballad. Jedną z nich była piosenka Leonarda Cohena "Hallelujah".

Na scenie pojawili się również goście. Na pierwszy ogień poszła skrzypaczka Caroline Campbell z Kalifornii. Jednym z utworów, jakie zagrała razem z sekstetem Bottiego, był kawałek "Cinema Paradiso" autorstwa Ennio Morricone. Artystka miała też swoje pięć minut grając a capplella dźwięki typowo klasyczne. Bez obrazy, ale moim zdaniem zaburzyło to nieco klimat koncertu. Caroline Campbell to doskonała instrumentalistka z przepiękną artykulacją, ale w tym miejscu mi to jakoś nie pasowało. Drugim gościem Bottiego była amerykańska wokalistka R&B Lisa Fischer, która oczarowała publiczność swoją głęboką barwą głosu i niesamowitą skalą.

Podczas bisu trębacz zaprosił wszystkich chętnych pod scenę. Nie mogło mnie tam zabraknąć. Przy okazji zdałem sobie sprawę, dlaczego bilety w pierwszych rzędach są tak piekielnie drogie. Cena adekwatna jest do jakości odbieranego dźwięku.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto