Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cały Wrocław placem gry (WYWIAD)

Weronika Skupin
Tomasz Hołod
Najpierw uczyń kurze jajo członkiem drużyny, potem wejdź na wieżę kościoła garnizonowego, podając hasło i zrób zdjęcie największego psa we Wrocławiu. Z twórcami Gier Ulicznych rozmawia Weronika Skupin.

Gry Uliczne stały się bardzo popularne, proszę wyjaśnij na czym one polegają i przypomnij, jak wyglądała pierwsza edycja.
Grzegorz Przytocki, pomysłodawca Gier Ulicznych: W 2009 roku w grudniu po-stanowiłem zaprosić znajomych na Facebooku do zawodów polegających na jeżdżeniu po Wrocławiu i wykonywaniu różnych niepoważnych zadań. Zgłosiło się 10 załóg złożonych z moich znajomych. Nie mieliśmy sponsorów, a z braku budżetu nagrodą był czekoladowy mikołaj. Do tej pory miało miejsce 6 edycji, w tym jedna specjalna. W drugiej i każdej kolejnej załóg było już około 60, załogi i ich samochody były śmiesznie przebrane.
Olga Kaczmarek, organizator: W Grach Ulicznych chodzi o zabawę, ale biorący w niej udział ludzie to nie szczeniaki, a dorośli ludzie. Staramy się, by zawody były bezpieczne i podkreślamy, że to nie wyścig samochodów po mieście. Trzeba przestrzegać przepisów drogowych. Czas to tylko jedno z kryterium, liczy się jakość wykonania zadań.

Ile jest zadań podczas Gier Ulicznych i jakiego są one rodzaju?
OK: Zawsze jest około 40 zadań, wypisujemy je na kartach po mniej więcej 10 sztuk. W ciągu jednego dnia zawodów organizujemy cztery starty z różnych miejsc we Wrocławiu. Gdy drużyna wypełni jedną kartę, może brać się za następną. Zadania są różne, od wejścia na wieżę kościoła garnizonowego i podania hasła, przez stworzenie z własnych ciał logo marki auta, którym załoga jeździ po mieście, po zrobienie zdjęcia największemu psu we Wrocławiu. Wbrew pozorom to nie takie łatwe znaleźć psa w nocy o północy w środku miasta. Część zadań należy udokumentować zdjęciem.

Jak wygląda przygotowanie pytań? Są tak samo tajne jak lokalizacja startu?
GP: Miejsca startu i treści pytań nie znają nawet nasi najbliżsi współorganizatorzy. Wymyślamy je w dwu-, trzyosobowym gronie: ja, Olga i nasz kolega Kuba. Tworzenie pytań nie jest łatwe. Każda edycja różni się od poprzedniej, trzeba także pamiętać, by kilka zadań i pytań było podchwytliwych...

Na przykład?
OK: W jednej z edycji każda załoga na początku dostawała jajko. Trzeba było nadać mu tożsamość i uczynić członkiem drużyny. Jeśli team był żółwiami ninja, jajko też musiało być żółwiem. W jednym z zadań każdy członek drużyny miał podnieść kierowcę do góry. Oczywiście, jajko też musiało go podnosić i być na zdjęciu. Innym zadaniem było sfotografowanie najniższego członka drużyny na dachu samochodu. Zdecydowana większość załóg nie zorientowała się, że chodzi o jajko. Kiedy indziej kazaliśmy każdej załodze przygotować banana. Niektórzy zjedli go, a na końcu zawodów był im potrzebny. Jednej z załóg teść uczestnika zrzucał banana z czwartego piętra. Owoc był po to, by każda drużyna pod się na nim podpisała.

Załogi i ich samochody są zabawnie przebrane i mają śmieszne nazwy. Jakie były te najśmieszniejsze?
OK: Mieliśmy takie drużyny, jak "Pogotowie ginekologiczne z ogromną odpowiedzialnością" czy "Spoceni w lodówce". Każda drużyna podczas drugiego dnia zawodów robi show. Za to też dostają punkty. Załoga "Flejnstonsów" na boso grała kamieniem w kręgle. Inna przebrała się za parę młodą i o północy zorganizowała oczepiny. Jedna z drużyn przebrała się za krowy i miała auto w krowie łaty z bańkami mleka na przyczepie. Inna, drużyna, tenisistów, biegała z rakietami, a jadąc samochodem w tle puszczała zapętlony mecz tenisa. Każda drużyna może mieć bowiem swoją własną piosenkę, którą odtwarza w swoim aucie. Oni wybrali niestandardową.
GP: Na auta naklejamy numery startowe, a uczestnicy dostają identyfikatory z nick-ami. Przyjemnie jest patrzeć, jak kilka miesięcy po zawodach po ulicach Wrocławia jeżdżą samochody z logo Gier Ulicznych z wizerunkiem owcy i numerem startowym.

A propos owcy, mieliście też zimową wyjazdową edycję i jedno z zadań związane było z owcą, prawda?
GP: Załogi podróżowały z Wrocławia do Srebrnej Góry. Po drodze uczestnicy mieli na przykład ulepić bałwana z osobowością, jeden był w kształcie krowy. Innym zadaniem było zrobienie sobie zdjęcia z owcą. Byliśmy pewni, że nie będzie łatwo. Zdziwiliśmy się, że każda załoga wykonała to zadanie. Niektórzy musieli wykupić owcę za flaszkę taniego wina, a innym rolnik chciał nawet oddać jagnię za darmo.

Za co drużyny mogą dostać punkty, są także zadania specjalne?
GP: Pula nagród wynosi kilka tysięcy zł. Nagradzamy miejsca 1.-3., dajemy też nagrodę dla najbardziej niepoważnej drużyny, za najlepszy show, najlepsze przebranie i najlepszy wynik na torze Rakietowa w drugi dzień zawodów. Drugiego dnia nie jeździ się po mieście, a zadania na torze są głównie czysto sprawnościowe.
OK: Są także oczywiście zadania specjalne. Wprowadziliśmy je od czwartej edycji. Jednym z nich było przyniesienie nam pamiątki z Wrocławia, która nie jest własnością miasta. Nie chcieliśmy oczywiście, by ktoś coś zdewastował, ale uczestnicy zaskoczyli nas przedziwnymi pomysłami. Jedni przynieśli butelkę pełną wody z Odry, inni bilety PKP do Wrocławia albo kwiatki od wrocławskich kwiaciarek. Jedna z drużyn zaprezentowała nam dziurę z wrocławskiej jezdni, czyli kawałek asfaltu.

Co jest najlepsze w organizowaniu takiej imprezy?
GP: Entuzjazm uczestników, który jest zarazem podziękowaniem. To oni tworzą niepowtarzalną atmosferę.
OK: Czas Gier Ulicznych to dwa dni, podczas których mo-żna się do woli wygłupiać. To potrzebne nie tylko dzieciom.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto