Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z pendrivem po Wrocławiu

Michał Potocki
Michał Potocki
Wrocławskie krasnale idą w głęboki kicz. Korzystają z tego, co zostało stworzone w zupełnie innym celu - mówi Rafał Eysymontt, współautor nowego przewodnika po Wrocławiu.

"Przewodnik musi być jak pendrive, który w małym opakowaniu mieści mnóstwo informacji". W książce Rafała Eysymontta i Leszka Ziątkowskiego oczywiście nie zabrakło Rynku i krasnali.
**
Czy Wrocław jest wdzięcznym tematem na przewodnik? **
Wzięliśmy się do pisania, bo jesteśmy z Wrocławia (śmiech). W stolicy Dolnego Śląska ciekawe jest połączenie średniowiecza z barokiem, rzeki, zieleń. W tej chwili miasto bardzo pięknieje.

Czy przewodnik prostuje opinie i informacje? Np. że Wrocław nie obchodzi tysiąclecia.
Wydaje mi się że tak. Tysiąc lat miało biskupstwo, nie Wrocław. Może jest to lekkie odkłamanie. Nie ma we Wrocławiu takich prawd, które byłyby całkowicie zmyślone. Nie chciałem, żeby w naszym przewodniku były jakieś legendy. Jestem dobry w faktach i analizach estetycznych, dlatego nie napisaliśmy np., ile czarownic chodziło po mostku na katedrze Marii Magdaleny. Ważne jest pokazanie niezbędnych wiadomości w skompaktowanej formie.

Wyszliście od Rynku.

Tak, ponieważ jest najważniejszy dla naszego miasta. Jest centrum i nie da się przebić przez jakiekolwiek nowoczesne centrum czy galerię handlową. Nasz Rynek jest ciągle sercem miasta, co odróżnia go np. od rynków zza oceanu czy też niektórych starych centrów Europy Zachodniej.

O krasnalach również nie zapomnieliście.

Są krasnale, ale przyznam się, że nie do końca je lubię. Ludzie, którzy budowali legendę wrocławskich krasnali są dla mnie ważni. Majora Fydrycha znam, bo to jest kolega z mojego roku. Bujał w oparach absurdu i było z nim czasem zabawnie, innym razem mniej ciekawie, ale te dzisiejsze krasnale są tego przeciwieństwem. Są skomercjalizowane i idą w głęboki kicz. Korzystają z tego, co zostało stworzone w zupełnie innym celu. Denerwują mnie. A kiedyś malowany krasnal był symbolem walki z komunizmem. Teraz brakuje jeszcze takiego, który się wiesza czy defekuje, ale tego też się można spodziewać.


Czy kolejny przewodnik po Wrocławiu jest potrzebny?

To tak jakby pytać, czy następna książka o życiu, miłości czy Paryżu jest potrzebna. Myślę, że pytać można bez końca. Na tym polega życie, żebyśmy doskonalili to, co kiedyś powstało.

Czy wrocławianin znajdzie w nim coś ciekawego, nowego? Czy przewodnik skierowany jest raczej dla turystów?

Na pewno dla wrocławianina przewodnik też może być ciekawy. To jest zbiór obiektywnie wybranych, przemyślanych informacji. Nie było wcześniej takiego zbioru informacji w małej, wygodnej formie. Ma około 200 stron, ale bardzo dużo informacji. To prawie jak pendrive (śmiech).

To książka nie tylko dla turystów


Jest w nim bardzo dużo zdjęć. Może się wydawać, że przytłaczają trochę tekst.

Trzeba myśleć o współczesnych czytelnikach, którzy nastawieni są na informację obrazkową. Ona nie funkcjonuje bez strony tekstowej, ale z drugiej strony, tekst bez tego obrazka również nie jest wystarczający. Nie jest to komiks oczywiście, ale trochę idzie w tę stronę.

Trudno było napisać taki przewodnik?

Nie było trudno, a pracowaliśmy nad nim od czasu do czasu przez rok. Na początku mieliśmy dłuższe teksty, potem musieliśmy je ciąć.

Taka selekcja bolała?

Nie, nie bolała, bo uważam, że współczesny świat niesie czasem za dużo informacji. Zależało nam, żeby to nie było za długie.

Takich publikacji jest dużo na rynku.

Tak, z jednej strony mieliśmy łatwiej, bo mogliśmy się odnieść do tego, co się w poprzednich publikacjach pojawiło, ale z drugiej wyszło nam coś innego.

Czy coś się do niego nie zmieściło, a powinno?

Nie. Mówienie więcej byłoby tworzeniem książki czy artykułu, który nie do końca spełniałby swą funkcje. Zepsułoby proporcje odpowiednie dla każdej tematyki.

Przydałyby się tematyczne opracowania?

Tak, ale byłyby to, moim zdaniem, zupełnie inaczej pisane. To już nie dla mnie robota, bo zajmuję się sztuką, architekturą czy urbanistyką. Uważam, że czasami lepiej nie pisać za dużo. To, co wydaje się potrzebne wg autora, nie musi być potrzebne czytelnikowi.

Czyli stawiamy na funkcjonalność.

Tak, przewodnik musi być funkcjonalny. To nie jest zbiór wszystkiego, co wiemy na dany temat. Ludzie chcą w nim czytać raczej o miejscach, nie o historycznych postaciach z danego miasta.

Jest o czym pisać...


Moje Miasto Wrocław prowadzi plebiscyt na 7 cudów Wrocławia. A co dla pana jest takie cudowne w mieście?

Jest kilka takich miejsc, do których zawsze z radością będę wracał, choć często są zaniedbane. Np. ulica Miernicza czy Chińska na Brochowie. Oczywiście, nie mówię o oczywistościach, jak katedra na Ostrowie Tumskim. Często ze studentami chodzę na podwórko na tyłach zielonej kamienicy na pl. Solnym. Jest kompletnie zaniedbane i rządzą tam gołębie, ale jest bardzo ciekawe.

Dziękuję za rozmowę.**


Czytaj również:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto