Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z aparatem zwiedził świat - Stefan Arczyński

Małgorzata Matuszewska
Tomasz Hołod
Nestor wrocławskich artystów fotografii Stefan Arczyński ma pełne archiwa zdjęć na wystawy. W Wydawnictwie przy ul. Włodkowica 11 prezentuje kolejną.

Arczyński jest żywą legendą Wrocławia. Wystarczy mu właściwie tytuł następnej wystawy, a w swoich przebogatych zbiorach znajdzie setki pasujących do niego zdjęć.

Urodził się w 1916 roku w rodzinie polskich emigrantów w Essen. Dzieciństwo miał bardzo trudne, bo jego mama zmarła, kiedy miał półtora roku, a chłopcem zajmował się ojciec, który musiał podołać wielu obowiązkom. Jako dziecko odwiedził Polskę, koło Mogilna miał folwark jego wujek, w Polsce mieszkał także dziadek.

Wspomina podróże Polonii niemieckiej, belgijskiej, francuskiej i holenderskiej, kiedy to do polskich rodzin jeździły dzieci. - I tak jeździłem do Polski co roku, aż do czasów Hitlera. Ostatni raz w roku 1932 - wspomina.

Przygodę z fotografowaniem zaczął w Berlinie, podczas igrzysk olimpijskich w 1936 roku. Marzył o fotografii spor-towej. - Miałem 19 lat, byłem smarkaczem - śmieje się. Jako dziewiętnastolatek fotografował Londyn, typową londyńską architekturę, dwupiętrowy autobus i deszcz. - Byłem bardzo zdziwiony, widząc w 1935 roku ogromne reklamy. Takie wielkie, jak dziś są w Ameryce. Fasady w Ameryce są bardzo ciekawe - opowiada o swoich fascynacjach. Jeszcze jako uczeń fotograficzny marzył o wyjeździe do Włoch. To marzenie się spełniło, ale dopiero po wojnie.

W Essen pracował w ciemni, robił zdjęcia teatralne i sportowe. Fotografowaniem zaj-mował się od samego początku, jeszcze w Essen, bo było jego ukochaną pasją.
Po wybuchu wojny został wcielony do Luftwaffe, trafił do Francji, a później na front wschodni. Został ranny pod Stalingradem, trafił do sowieckiego lazaretu i do niewoli. Jako członek Związku Polaków w Niemczech został zwolniony w 1946 roku i przekazany Polsce.

Po wojnie zamieszkał w Kamiennej Górze, gdzie prowadził zakład fotograficzny. - Nawet nie marzyłem o własnym zakładzie. To były straszne czasy, wojna się skończyła, ale była bieda. Pracowałem dzień i noc. Zakład był ładny, teraz w tym miejscu nie ma już zakładu. W Kamiennej Górze mieszkało dużo ludzi z Nowego Sącza. Robiłem grupowe zdjęcie w czasie ślubu, na raty, bo ludzie szli i szli. Mam na zdjęciu np. kamiennogórski rynek z 1962 roku, bardzo ciekawy rynek. Cały Dolny Śląsk jest piękny - uważa Arczyński.

Wrocławianinem jest od 1950 roku. Na początku prowadził zakład fotograficzny przy ul. Władysława Łokietka. Prowadzenie zakładu zaważyło na całym życiu artysty. Tam poznał swoją późniejszą żonę Lidię, która przyszła zrobić sobie portretowe zdjęcie. Była tancerką w operze, dwa lata później wzięli ślub. Stefan Arczyński fotografuje żonę przez całe wspólne życie.

Fotografował Wrocław, widoki Śląska, Pomorza i Tatr, portrety. Dokumentował liczne podróże. Był ukochanym fotografem twórcy Wrocławskiego Teatru Pantomimy - Henryka Tomaszewskiego. Został przyjęty do Związku Polskich Artystów Fotografików, był wolnym strzelcem. Arczyński jest reprezentantem niemieckiej szkoły fotografii, która w latach dwudziestych zeszłego wieku była na najwyższym poziomie. Jest perfekcyjnym twórcą, wyjątkowo wrażliwym na światło.

Słynie z pięknego fotografowania ludzi. - W fotografii ulic, zakątków świata ważni są nie tylko ludzie, ale też fasady, pomniki. W egzotycznych dla fo-tografa krajach wszystko jest ciekawe, interesujące, wszyst-ko wpada w oko - mówił nam w wywiadzie.

Podróżował po całym świecie, był w Afryce. - Widziałem tam wielką biedę. Bardzo zainteresowało mnie Maroko, jest niezwykle ciekawe. Marokańska Casa-blanca to piękne miasto, a tuż obok niego panoszy się ogrom-na bieda. Jeździłem przez całą Afrykę, do Konga i innych rejonów - wspomina.

Odwiedził Amerykę, gdzie mieszkał jego brat, z którym organizował fotograficzne wyprawy na Hawaje, do Wielkiego Kanionu, Yellowstone, Nowego Jorku, San Francisco. - Widziałem też Amerykę Południową. Zawsze uderzający był niesa-mowity kontrast między biedą i bogactwem, tuż obok siebie - wspomina.

Do dziś się dziwi, że nigdy nie miał problemów z robieniem zdjęć. - Fotografowałem ludzi z bliska, nikt nie miał nic przeciwko temu - opowiada. Ale przyznaje też, że niebezpiecznie było w Ekwadorze. - Nios-łem aparat i kamerę wideo, napadł na mnie młody chłopak, zerwał aparat, ale wideo było całe. Tam nie wolno było chodzić samemu - dodaje.

O swoich ogromnych zbiorach fotograficznych mówi z uśmiechem: - Mam duże archiwum. A w nim bardzo bogaty zestaw fotografii drzew, które wyjątkowo sobie upodobał. - Drzewa to największa rodzina świata, mam przeszło 200 zdjęć w dużym formacie - mówi.

Bardzo lubi krajobrazy, a interesujące jest dla niego fotografowanie ludzi na ulicy. Dodaje, że w podróżach najciekawsze były Włochy, Grecja, nieco mniej Francja. Na wszystkie wystawy sam przygotowuje swoje zdjęcia. - To bardzo ciężka praca, ale wielka przyjemność - uśmiecha się. Ze względu nastan zdrowia może pracować tylko kilka godzin dziennie.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto