Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyrok śmierci

Marcin Gąsiorowski
(WROCŁAW) Umarł, bo od życia ważniejsze były pieniądze – tak pisaliśmy w maju. Opisaliśmy sprawę Artura Michalaka, którego w skandalicznych warunkach przetransportowano z Finlandii do Polski.

(WROCŁAW) Umarł, bo od życia ważniejsze były pieniądze – tak pisaliśmy w maju. Opisaliśmy sprawę Artura Michalaka, którego w skandalicznych warunkach przetransportowano z Finlandii do Polski. Chłopak miał złamany kręgosłup. Podróży nie przeżył.

Obiecaliśmy, że do sprawy jeszcze wrócimy. Teraz możemy napisać więcej. Fakty są takie: Finlandia, godzina 9.00 rano. Lekarze orzekają, że stan Artura Michalaka jest stabilny. Wrocław, godzina 23.50. Artur jest w stanie agonalnym. Prokuratura rozpoczęła dochodzenie.
Tragedia
Mimo tego, a może właśnie dlatego, niewiadomych jest coraz więcej. Lista osób odpowiedzialnych za tę śmierć chłopca rośnie w lawinowym tempie. Ale zacznijmy od początku. Artur Michalak urodził się w 1979 roku. Jedynak. Do Finlandii pojechał na studia w ramach programu Sokrates. Zaliczył semestr, pod koniec maja miał wrócić. Poszedł pożegnać się z morzem. Tragedia. Skoczył tak nieszczęśliwie, że złamał kręgosłup. Dość szybko znalazł się w szpitalu. Operacja się udała. Już następnego dnia w szpitalu była matka z jego dziewczyną. Zaczął wracać do zdrowia. I nagle wiadomość: Artura chcą ściągnąć do Polski!. Każdy, kto ma minimalną wiedzę z medycyny, wie, że uraz kręgosłupa to poważna sprawa. Pacjent musi leżeć nieruchomo, grożą powikłania. Nie może oddychać sam, niezbędny jest respirator i maszyna do odsączania wydzielin z płuc. Czy w takim stanie można transportować?
- To bardzo niebezpieczne - mówi Piotr Bazia, lekarz od 10 lat pracujący w Finlandii. - A znając okoliczności, w jakich miał być transportowany, to był wyrok śmierci.
Były naciski
Kto go wydał? W myśl prawa międzynarodowego odpowiedzialny jest lekarz prowadzący, w tym wypadku Fin. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Jedna doba pobytu w szpitalu kosztowała 10.000 marek fińskich, czyli ponad tysiąc dolarów. W Polsce opieka medyczna jest tańsza. Po prostu nie opłacało się trzymać tam Artura. Czy możliwe, żeby firma ubezpieczeniowa w ramach oszczędności ryzykowała życie chłopca?
- Wiem, że takie naciski były - mówi Piotr Bazia. - Tłumaczyłem rozmowę między lekarzem a matką Artura. Mówił, że firma ubezpieczeniowa groziła, że zapłaci tylko do pewnej kwoty. Reszty pieniędzy nie dadzą. Zapewniali go, że w Polsce będzie miał lepszą opiekę, na poziomie uniwersyteckim. Mówili mu, że przetransportują go nowoczesnym samolotem.
15 maja, godzina 9.00. Karetka przywozi Artura na lotnisko. Samolot przyleciał do Oulu już dzień wcześniej. Karetka przyjeżdża i... - Samolot nie był gotowy do odlotu - wspomina Małgorzata Karpelainen, tłumacz z polskiej ambasady. Otwarte na oścież wszystkie drzwi, pilotów nie ma, samolot jeszcze nie zatankowany. Po pół godzinie można odlatywać, okazuje się, że nie ma paszportu Artura. Zabrano go z powrotem do szpitala. W końcu samolot wylatuje o godzinie 15.00. Z Arturem. Teraz coś o samolocie. Mewa M20. Prędkość przelotowa 270 km na godzinę. Maszyna nieduża. Żeby dolecieć do Wrocławia, potrzebne były dwa międzylądowania.
Kto winny?
Wiemy, że międzylądowań było więcej. W Rydze maszyna zaczęła tracić moc, wylądowano ponownie, żeby sprawdzić, czy w paliwie nie ma wody (sprawdzano ok. godzinę). Nie było. Czy ma to znaczenie? Tak. Jeśli samolot nie był odpowiednio przygotowany, pogotowie ratunkowe ponosi za wypadek odpowiedzialność. Wody w paliwie nie było, więc samolot nie był przygotowany. Jednak rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, Robert Gałązkowski twierdzi:
- Z tego co wiem, we Wrocławiu odkryto w paliwie wodę.
Prof. Józefa Hrynkiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego nie ma wątpliwości co do listy winnych:
- Po pierwsze lekarz fiński - mówi. Nie miał prawa wydać zgody na transport chłopca w takim stanie.
- Po drugie lekarz polski - ciągnie. Nie miał prawa podjąć się transportu. Po trzecie, konsul polski musiał zagwarantować, że Polska za leczenie zapłaci. Tamtego dnia miał wolne, zastępcy nie wyznaczył.
- Nie wspomnę już o haniebnym zachowaniu firmy ubezpieczeniowej „Hestia” – kończy prof. Hrynkiewicz.
Towarzystwo ubezpieczeniowe oczywiście umywa ręce. Europejskie Ubezpieczenia Podróży umywają ręce: - Decyzję o przewiezieniu chłopaka podejmuje lekarz - mówi Tina Trojanowska, kierownik działu likwidacji szkód. - Jeśli podjął taką decyzję, to na pewno była słuszna.
Czy winę da się komuś udowodnić? Na razie prokuratura dochodzenie zawiesiła. Do czasu powołania zespołu biegłych lekarzy. Ile to potrwa?
- Około półtora miesiąca - twierdzi dr Kawecki z medycyny sądowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto