Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocław. Potrzeba 1,4 mln zł, żeby uratować życie Mii Szuber. Jej rodzina prosi o pomoc

Redakcja
Aby żyć, mała Mia z Wrocławia potrzebuje "przeprogramowania" krwi. Rodzina musi uzbierać 1,4 mln zł
Aby żyć, mała Mia z Wrocławia potrzebuje "przeprogramowania" krwi. Rodzina musi uzbierać 1,4 mln zł archiwum rodzinne
Białaczka w życiu rodziny pojawiła się po raz pierwszy, kiedy dziewczynka miała zaledwie 2 lata. Udało się wygrać z chorobą, ale tylko na pewien czas, ponieważ koszmar powrócił. Teraz nowotwór zaatakował dziecko po raz trzeci. Zobacz.

Jedynym ratunkiem dla Mii jest "przeprogramowanie" krwi. Terapia kosztuje jednak prawie 1,4 mln zł. Na uzbieranie tej ogromnej kwoty rodzice dziewczynki dostali niecały miesiąc.

Każdy kolejny atak białaczki u danej osoby jest coraz silniejszy. Komórki nowotworowe wciąż mutują i są trudniejsze w leczeniu. Mia Szuber z Wrocławia przeszła już chemioterapię i przeszczep szpiku. W szpitalach spędziła około 5 lat ze swojego 7,5-letniego życia. W sierpniu tego roku choroba zaatakowała jej organizm po raz trzeci. Tym razem lekarze, po rozważeniu innych opcji, zdecydowali się na zastosowanie innowacyjnego leczenia zwanego "przeprogramowaniem" krwi.

To supernowoczesna terapia bioinżynieryjna. W Polsce jest dostępna dopiero od roku. Polega na tym, że od chorego pobiera się komórki krwi i wysyła do przeprogramowania w laboratorium. Zmienia się je w ten sposób, że "uczą się" atakować i zwalczać komórki nowotworowe, a wiedzę tę "przekazują" po wszczepieniu całemu układowi odpornościowemu.

Terapia CAR-T dwukrotnie podniesie szanse Mii na powrót do zdrowia. Wykonuje się ją niestety tylko w Stanach Zjednoczonych, gdzie pobrane komórki należy wysłać. Koszt takiego leczenia to prawie 1,4 miliona złotych. Trzeba je zebrać do połowy października. Rodzice dziewczynki są jednak pełni nadziei na sukces. Nie dopuszczają do siebie myśli, że ich córka nie otrzyma tej szansy na zdrowie.

- Nie potrafię sobie tego wyobrazić ani opisać, bo te słowa nie przejdą mi przez gardło. Jeśli nie uda się zebrać potrzebnych pieniędzy i Mia nie rozpocznie terapii w wyznaczonym terminie, potem będzie za późno na ratunek - mówi Anna Knopek, mama Mii.

Dramat rodziny rozpoczął się 5 lat temu

Kłopoty ze zdrowiem Mii zaczęły się w 2015 roku. Dziewczynka miała wtedy 2 lata. Dręczyły ją nawracające infekcje, z którymi rodzice nie mogli sobie poradzić. Lekarze zaczęli podejrzewać coś złego, kiedy na nóżkach Mii pojawiły się siniaki, a ona budziła się w nocy z płaczem. Zbadano dziecku krew. Wynik był jednoznaczny. Okazało się, że dziewczynka ma ostrą białaczkę limfoblastyczną i krytyczny poziom hemoglobiny oraz płytek, powiększoną wątrobę, śledzionę i wszystkie węzły chłonne. Od razu trafiła na oddział onkologiczny. Intensywne leczenie trwało do wiosny 2016 roku, a latem 2017 rodzina usłyszała wymarzoną diagnozę: rak pokonany. Dziewczynka mogła zacząć normalnie żyć. Poszła do przedszkola, bawiła się z bratem.

Spokój w rodzinie trwał do listopada 2018 roku. - Mia zaczęła się skarżyć na silne bóle głowy. Szybko zgłosiliśmy się na kontrolę, żeby zrobić morfologię – wspomina pani Anna. – Wyniki miały być od ręki, więc czekałam w laboratorium. Przez zamknięte drzwi usłyszałam, jak nagle wszystkie maszyny zaczynają piszczeć. Już wiedziałam, że coś się święci…

Niestety choroba wróciła. Tym razem jednak podjęte w Przylądku Nadziei leczenie nie dało tak dobrych rezultatów, jak poprzednio. Lekarze postanowili wówczas, że Mia musi przejść przeszczep szpiku. Dawcom został jej brat, Max. Wykonano go w kwietniu 2019 roku. Po kilku tygodniach pojawiła się jednak choroba nazywana "przeszczep przeciwko gospodarzowi". Mia musiała przyjmować silne sterydy, które spowodowały problemy z wątrobą. W końcu sytuację udało się opanować, dziewczynka wyszła do domu, ale musiała ograniczyć kontakty ze światem zewnętrznym, aby odbudować odporność po przeszczepie. Trwało to do stycznia tego roku, a w sierpniu choroba zaatakowała po raz trzeci. Wykonano rozmaz krwi, z którego wynikało, że jest w niej znów nowotwór. Białaczka przebiła się przez przeszczepiony szpik. Tym razem zaatakowała także ośrodkowy układ nerwowy. Jedyna szansa to "przeprogramowanie" krwi.

- Już dwa razy wydawało się nam, że tego potwora udało się pokonać. Ale wracał. Za każdym razem jeszcze silniejszy. Wszystko, czego próbowaliśmy zawiodło... Ta terapia daje nam nadzieję, że tym razem się uda. Że jest szansa. Że Mia będzie żyć. Że będzie w końcu zdrowa. Bardzo, bardzo mocno w to wierzymy - dodaje Anna Knopek, mama Mii.

Prawie 1,4 mln zł trzeba uzbierać do 11 października. To ogromna kwota. Na koncie dziewczynki w serwisie siepomaga.pl pieniędzy suma rośnie każdego dnia, ale wciąż brakuje jeszcze ponad miliona złotych. Zbiórkę wesprzeć można tutaj.

Mia, choć wiele przeszła, ma ambitne plany na przyszłość.

- Mia ma 7,5 roku. Z tego pięć lat z krótkimi przerwami to szpitale, badania, chemia, przetaczanie krwi. Prawie nie zaznała normalnego dzieciństwa... Uwielbia zwierzęta. Wszystkie. Najbardziej psy, koty, konie i alpaki. Gdyby tylko mogła, chciałaby mieć je wszystkie w domu. Na razie nie może, ale obiecuje nam, że jak tylko dorośnie, zostanie weterynarzem - mówi jej mama.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wrocław. Potrzeba 1,4 mln zł, żeby uratować życie Mii Szuber. Jej rodzina prosi o pomoc - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto