Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Podjazdowa wojna wokół przychodni

Arek Gołka
Arek Gołka
Mieszkańcy okolic ul. Ostrowskiego są świadkami wyniszczającej wojny pomiędzy spółdzielnią "Skwerek" a sąsiednią przychodnią.

Przychodnia Specjalistyczno-Rehabilitacyjna "Pulsantis" sąsiaduje z blokiem przy ul. Ostrowskiego 1, którego zarządcą jest Spółdzielnia Mieszkaniowa "Skwerek". Kiedyś oba budynki należały do zakładów Elwro, potem działka została podzielona. Dlatego schody do głównego wejścia przychodni wychodzą dziś naprzeciw przejścia do klatki schodowej bloku. Współpraca pomiędzy oboma zarządcami budynków układała się przez wiele lat bezproblemowo. Jednak półtora roku temu została brutalnie przerwana.

O sprawie napisał do nas użytkownik "karkowka". Tekst nosił tytuł: "Zajadła walka między dwiema kobietami".

"Obie panie, będąc całkowicie pochłonięte walką, nie zważają ani na chorych ludzi, ani na mieszkańców" - napisał o prezes spółdzielni "Skwerek" i szefowej przychodni "Pulsantis".

Wyburzenie podjazdu

- Spór rozpoczął się, kiedy prezes spółdzielni Justyna Wójcik postanowiła zrobić remont nawierzchni wokół budynku - mówi Marianna Molendowska, prezes przychodni "Pulsantis". - Pewnego dnia w ramach prac remontowych pojawiła się ekipa budowlana i zaczęła demontować podjazd dla niepełnosprawnych, który znajdował się z boku przychodni i wychodził na chodnik od strony ul. Ostrowskiego. Nasi pracownicy próbowali ich powstrzymać, jednak za którymś razem w nocy kompletnie go zburzono. A on przecież nikomu nie przeszkadzał, tylko służył naszym pacjentom - żali się.

Prezes spółdzielni "Skwerek" odpiera zarzut, jakoby podjazd "nikomu nie przeszkadzał".
- Podjazd został wybudowany na terenie naszej spółdzielni i był samowolką budowlaną - tłumaczy. - Po prostu nie spełniał wymaganych norm dla podjazdów dla niepełnosprawnych i zburzenie go było naszą koniecznością. W dodatku wiemy, że lecznica planowała go rozbudować na dalszą cześć chodnika. Nie mogliśmy pozwolić na jawne łamanie prawa.

Zdaniem Bartłomieja Skulskiego, pacjenta przychodni poruszającego się na wózku, zburzenie podjazdu było czystą złośliwością prezes spółdzielni.
- Nie twierdzę, że inwalidów powinno się traktować w Polsce jak święte krowy, ale takie blokowanie możliwości dojazdu do miejsca leczenia to skandal - uważa. 

"Podjazd zdewastowany na wniosek Prezesa Spółdzielni"

Przychodnia przyjmuje wielu niepełnosprawnych pacjentów, zatrudnia też niepełnosprawnych pracowników. Nic więc dziwnego, że pacjenci szybko zaczęli protestować przeciwko zniknięciu podjazdu. W dodatku, jak każda przychodnia, "Pulsantis" jest budynkiem użyteczności publicznej i prawo wymaga, aby niepełnosprawne osoby miały zapewniony do niego dostęp. Inaczej Narodowy Fundusz Zdrowia może wypowiedzieć lecznicy umowę na prowadzenie działalności.

Aby uniknąć zamknięcia, "Pulsantis" wynajęła prywatną firmę, która zainstalowała przed schodami do głównego wejścia prowizoryczną rampę dla osób na wózkach inwalidzkich. Dla usprawiedliwienia przed skargami pacjentów, na drzwiach wejściowych umieszczono kartkę z napisem: "Podjazd dla niepełnosprawnych został zdewastowany na zlecenie Prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej "Skwerek" przy ul. Ostrowskiego 1".

Wrocław: podjazdowa wojna wokół przychodniWrocław: podjazdowa wojna wokół przychodni

- Taka platforma nie wygląda estetycznie, a za jej wynajem płacimy co miesiąc tysiąc złotych. Nie mieliśmy jednak wyboru - komentuje Molendowska. - Na razie nie chcemy budować stałego podjazdu. Liczymy, że gminie, czyli właścicielowi tego terenu, uda się jakoś dogadać z zarządcą.

Spółdzielnia nie czekała z reakcją. Jeszcze w grudniu zgłosiła skargę do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, że rampa stoi bezprawnie. Spółdzielnia broni się argumentem, że "Pulsantis" może wybudować sobie podjazd z drugiej strony swojego budynku od ul. Klecińskiej, bo znajduje się tam drugie wejście, wychodzące na jej własny parking. - Znajduje się tam poradnia dzieci zdrowych, która jest użytkowana przez jakieś pięć godzin tygodniowo. Spokojnie można by było to wejście wykorzystać dla niepełnosprawnych - opowiada Wójcik.

Prezes przychodni stanowczo odrzuca takie rozwiązanie:
- Drugie wejście jest przeznaczone dla dzieci zdrowych, przychodzących do nas na szczepienia. Z wejścia nie może korzystać nikt inny. Tak mówią przepisy - ripostuje Molendowska.

Dalsza seria komplikacji

To jednak nie koniec problemów z zarządem spółdzielni. Pół roku temu z boku budynku od strony ul. Klecińskiej postawił on szlaban. Ten blokuje przejazd na parking przychodni, który jest częścią drogi pożarowej. Piloty do podniesienia szlabanu posiadają tylko mieszkańcy bloku, którzy decyzją prezes własnej spółdzielni mają teraz zablokowany dojazd do domu.

Prezes Wójcik twierdzi, że zdecydowała się założyć szlaban, gdyż ruch samochodów po chodniku przy wejściu do bramy stanowi zagrożenie dla mieszkańców. - Nasz budynek jest tak fatalnie usytuowany, że ciągle obok jedynego wejścia do niego przejeżdżały rozpędzone auta - tłumaczy. - A przed budynkiem bawią się dzieci. Nie mogłam tak tego zostawiać.

Na niebezpieczną sytuację nie trzeba było długo czekać. Cztery miesiące temu zasłabła w przychodni jedna z pacjentek, cierpiąca na zaburzenia rytmu serca. Wspomniana zapora zablokowała drogę dla wezwanej karetki, jednak na szczęście pacjentkę udało się uratować. Prezes Molendowska zgłosiła sprawę do prokuratury przeciwko spółdzielni, gdyż pojawiła się sytuacja zagrożenia życia. Ostatecznie jednak sprawa została umorzona, bo nikomu nic się nie stało.

Wójcik inaczej widzi kwestię dojazdu karetki. Argumentuje, że karetkę mogą przepuścić mieszkańcy, podnosząc szlaban z pilota.
- Pogotowie ma wjazd od strony ul. Ostrowskiego pod trzecie wejście do przychodni. Tam jest zakaz, ale z wyłączeniem karetek właśnie. Poza tym mamy plan przebudowy strefy wejściowej z dodaniem portierni i ochrony, która może wpuszczać karetkę. Wszystko po to, by maksymalnie ograniczyć niebezpieczeństwo ruchu aut po chodniku przed bramą wejściową do bloku. Już mamy na to zgodę gminy - dodaje.

Ta afera nikomu nie służy

Sześć dni temu tuż przed rampą dla niepełnosprawnych na fragmencie chodnika, należącym już do spółdzielni, pojawiły się słupki, połączone łańcuchem. Zagradzają drogę na rampę, ale zabierają także przestrzeń chodnikowi. Teraz przejście do klatki schodowej dla mieszkańców bloku jest utrudnione i trzeba wręcz przeciskać się pomiędzy słupkami a ścianą budynku.

- Prezes spółdzielni po raz kolejny robi na złość zarówno nam, jak i sobie. Trudno zrozumieć jej działania - tłumaczy pan Bogumił, niepełnosprawny pacjent lecznicy. - Przecież spora część lokatorów jej budynku to pacjenci naszej przychodni. Tak samo utrudnia pracę właścicielom sklepików na samym dole budynku, bo oni teraz też mają utrudniony dojazd do pracy.

Prezes Wójcik tłumaczy, że rampa znajduje się niebezpiecznie blisko szyb sklepowych oraz okienek piwnicznych na dole bloku. A dzieci od momentu instalacji rampy bawiły się na niej, zjeżdżając na rowerach czy rolkach. Według niej także opuszczającym przychodnię osobom niepełnosprawnym lub matkom z wózkami dziecięcymi trudno było po niej manewrować.

- Przepisy wymagają umieszczania takich rusztowań w odpowiedniej odległości od ściany budynku, tutaj jest ono za blisko i stoi bezprawnie. Dlatego postawiliśmy blokujące słupki - puentuje. - Dostaliśmy  zgłoszenie od rodzin, mieszkających w bloku, o niebezpieczeństwie, grożącym z korzystania z tej prowizorki.

Na razie pracownicy lecznicy radzą sobie, podnosząc łańcuch do góry i wpuszczając tym sposobem przez rampę osoby na wózkach inwalidzkich. Natomiast pacjenci poruszający się o kulach muszą być do budynku dosłownie wnoszeni.

Kiedy koniec sporu?

Wobec ostro narastającego konfliktu obie panie rozkładają ręce, stojąc na swoich stanowiskach. Sześć dni temu po założeniu słupków Molendowska zwróciła się do Zarządu Zasobu Komunalnego z prośbą o mediację. - Mamy propozycję, by oddać spółdzielni nasz teren z wejściem z rampą, a w zamian uzyskać od niej na budowę podjazdu kawałek chodnika z boku przychodni od strony ul. Ostrowskiego. Do tego jednak potrzebna jest odrobina dobrej woli spółdzielni - stwierdza.

- Spółdzielnia na ostatnim walnym zgromadzeniu podjęła uchwałę, że nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek dodatkowe koszty przy rozwiązaniu tej sprawy. Gmina, czyli właściciel gruntu, o tym wie - komentuje Wójcik.

- Znamy tę sprawę. Po wielokrotnych nieudanych próbach w końcu umówiliśmy się z panią Wójcik na spotkanie szóstego września. Nie jest to jednak nic wiążącego - oznajmia Agnieszka Korzeniowska, rzeczniczka prasowa Zarządu Zasobu Komunalnego.


Czytaj też:

Ale Obciach! Czego wstydzi się WrocławPhoto Day 10.0: Wygraj kurs foto! [konkurs]
Reanimacja kotłowni na PaczkowskiejWratislavia Cantans 2010 [program]
od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto