Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Roman Gutek: Coś więcej niż tylko kino

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
O filmowych horyzontach roku 2009, Almodovarze i o Wrocławiau rozmawiamy z Romanem Gutkiem, dyrektorem festiwalu Era Nowe Horyzonty.

Tyle lat jest pan już związany z Wrocławiem. Kiedy pan się do nas w końcu przeprowadzi? Bardzo lubię Wrocław i rzeczywiście mocno się już związałem z tym miastem. Są też aktualne i coraz bardziej realne plany dotyczące przebudowy kina Warszawa, które mógłbym w przyszłości poprowadzić. Z drugiej strony mam całe biuro w Warszawie... Ale myślami rzeczywiście coraz częściej jestem tutaj.

Co warto w tym roku polecić widzom podczas festiwalu?

Przede wszystkim polecam nasze konkursy, a zwłaszcza Nowe Horyzonty. Mamy też konkursowe nowości (np. Konkurs Filmów o Sztuce). Znajdziemy tu dużo kina trudnego, przeznaczonego głównie dla ludzi szukających wyzwań.

Zdaję sobie jednak sprawę, że nie wszyscy chcą oglądać takie filmy, dlatego nie zabraknie też propozycji dla szerszej publiczności. W Panoramie Kina Światowego zapraszam np. do obejrzenia filmu otwierającego festiwal - "Białej Wstążki" Michaela Haneke.

Dlaczego akurat ten film ma otworzyć tegoroczną edycję festiwalu?

Staramy się, aby film otwierający festiwal był na swój sposób szczególny. Otwarcie ma swoją rangę. Ten film ma być wydarzeniem, na które widzowie czekają. Jestem dumny, że w tym roku Erę otworzy film nagrodzony Złotą Palmą w Cannes, gdzie "Biała wstążka" miała swoją światową premierę.

Mogę polecić również film Pedra Almodovara, który też był pokazywany w Cannes. Tym razem reżyser mówi w swoim filmie o emocjach, o relacjach pomiędzy ludźmi, o miłości. To bardzo dojrzały film, moim zdaniem stanowi sumę dorobku Almodovara. To hołd złożony kinu. W tym roku po raz nasty chcieliśmy zaprosić reżysera do Wrocławia, ale się nie udało. On już teraz rzadko podróżuje, troszkę się zaszył. Ale podsunął nam za to pomysł, żeby "Przerwane objęcia" przedstawić w konfrontacji z filmem pt. "Noc i miasto", który był dla niego wielką inspiracją.

Na zakończenie zobaczymy film "Serafina"...
To obraz nagrodzony aż czterema Cezarami (nagrody Francuskiej Akademii Filmowej). Opowiada on historię prostej kucharki. Widzimy ją w codziennych rolach, ale nie tylko, bo ta kobieta również tworzy, maluje. To jest film afirmujący życie, film, po którym chce się latać. Pragniemy dać widzom trochę pozytywnej energii.

Zapraszam też do obejrzenia nowych filmów Petera Greenawaya. Jego "Nightwatching", film o "Straży nocnej" Rembrandta, był kręcony we Wrocławiu. W dokumencie "Rembrandt: oskarżam!" reżyser znowu wraca do tego obrazu i wygłasza tezę, że nie potrafimy "odczytywać" dzieł sztuki.

Tradycyjnie już będą pokazy we wrocławskim Rynku.

Pokażemy na nich filmy nowe, dla szerszej publiczności, ale nie zabraknie też klasyki. Festiwalowicze będą mieli okazję zobaczyć m.in. kultowy "Hair" Milosa Formana. Na koniec pokażemy natomiast "Dyktatora" Chaplina w odrestaurowanej kopii.

Te pokazy na Rynku są magiczne, stanowią swoisty powrót do początków kina. Należy przecież zaznaczyć, że kino było sztuką jarmarczną. Filmy były pokazywane na bazarach, jarmarkach. W tym tkwi istota kina - trzeba pokazywać filmy dla szerokiej publiczności.

Czy kryzys finansowy wpłynął w znaczący sposób na program festiwalu?

Nie odczuliśmy tego w sposób drastyczny. Oczywiście musieliśmy zrezygnować z niektórych propozycji, jakie mieliśmy dla widzów, poszukać oszczędności. Zrezygnowaliśmy też z dodatkowego obiektu, jakim był Teatr Muzyczny Capitol. Natomiast mogę zapewnić, że programowo widzowie tego nie odczują.

Czy po tylu latach organizacji festiwalu kino Pana nie męczy?

Może bardziej męcząca jest sama organizacja festiwalu niż oglądanie filmów, które są dla mnie frajdą i największym szczęściem, jakie może spotkać w życiu człowieka. Ja cały czas przeżywam emocjonalnie filmy, które mogę obejrzeć. Czekam na kolejne dzieła moich ulubionych twórców. Ale szukam też nowych odkryć, którymi chcę się dzielić z publicznością. Cieszy mnie fakt, że widzowie przyjeżdżają do Wrocławia nie tylko dla znanych filmów, ale są też ciekawi naszych autorskich propozycji.

Organizacja festiwalu jest męcząca. Z czego zatem czerpie pan energię do dalszego działania?

Praca przy takim festiwalu bywa czasem wycieńczająca. Ale z drugiej strony czerpię energię z faktu, że mamy we Wrocławiu prawdziwe święto kina. Chcemy robić coś dla innych, a jednocześnie możemy pokazać to, co nam się podoba. To ogromny przywilej.

Festiwalowe filmy są nieraz radykalne i kontrowersyjne, często dzielą publiczność, ale na tym nam zależy, żeby to była autorska propozycja. To coś więcej niż samo oglądanie filmów.

Dziękuję za rozmowę.

Zobacz program tegorocznej edycji festiwalu Era Nowe Horyzonty


Zobacz, jak było w ubiegłym roku na Erze Nowe Horyzonty

W tym roku również przygotujemy dla Was serwis specjalny. Znajdą się w nim recenzje filmów, zapowiedzi, wywiady, opinie wrocławian o festiwalu i galeria. Śledźcie nas uważnie!

Czytaj też:

Serwis specjalny festiwalu Era Nowe Horyzonty 2009
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Roman Gutek: Coś więcej niż tylko kino - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto