Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przeżył więzienie, uniknął katastrofy smoleńskiej

Mariusz Kruczek
Mariusz Kruczek
Jerzego Woźniaka od śmierci w wiezieniu uratowała narzeczona, do Smoleńska nie poleciał z powodu rwy kulszowej.

Pułkownik doktor Jerzy Woźniak pseudonim "Jan Nowak", "Jazek", "Jerzy", "Żmija". Przedstawiciel pokolenia Kolumbów, żołnierz Armii Krajowej, korespondent rządu londyńskiego, więzień polityczny PRL. Pięć lat spędził w celi śmierci. Po wojnie pracował jako lekarz we Wrocławiu. Był sekretarzem stanu w rządzie Jerzego Buzka. Dzisiaj mieszka we Wrocławiu.

Był pan w delegacji do Katynia 10 kwietnia. Dlaczego pan nie poleciał?

Zostałem zaproszony do delegacji przez prezydenta, z którym się znałem ze wspólnej pracy w rządzie premiera Buzka. Poza tym byłem doradcą prezydenta Kaczyńskiego. W czwartek, 9 kwietnia, dostałem rwy kulszowej. Zadzwoniłem do ministra Stasiaka, że niestety nie mogę skorzystać z zaproszenia. Kiedy nadszedł ten nieszczęsny 10 kwietnia, nie mogłem w to uwierzyć. Po raz kolejny Bóg mnie uratował. Bardzo przeżyłem tą tragedię, ponieważ znałem osobiście połowę składu tego samolotu, to byli moi przyjaciele, znajomi, współpracownicy.

Jest pan rodowitym rzeszowianinem, dlaczego zamieszkał pan we Wrocławiu?

Urodziłem się w Krakowie, ale rzeczywiście jestem rodowitym rzeszowianinem. Choć chyba wolę określenie "Galicjuszem". Moja droga do Wrocławia rozpoczęła się w 1945 roku. Poszukiwany przez NKWD rozpocząłem studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Okazało się, że UJ był prześwietlany przez służby bezpieczeństwa. Przyjechałem ze strażą akademicką w czerwcu do Wrocławia przejmować wyższe uczelnie. Spotkałem tutaj profesora Brosa i rozpoczęła się moja przygoda z tym miastem. Już we wrześniu 1945 zostałem wysłany jako emisariusz do Londynu, dla przetarcia szlaku dla innych byłych AK-owców.

Czy Wrocław jest dla pana obcym miastem? Breslau to miasto wroga.

Zło, obcość to nie kwestia miejsca. Zły albo obcy może być tylko człowiek. Wrocław to piękne polskie miasto. Tworzą je wyjątkowi ludzie. Mówi się o tych terenach jako Ziemiach Odzyskanych. W tysiącletniej historii Polski rzeczywiście te rejony były w granicach naszego kraju. Nie przywiązywałbym do tego wagi. Na decyzje polityczne nie mieliśmy wpływu. Polska w dzisiejszych granicach jest równie piękna, jak w granicach II RP oraz w XVIII wieku. Powtórzę się, ale kraj tworzą ludzie, nie granice.

Dlaczego wrócił pan z Londynu do Polski?

Do Londynu przyjechała delegacja Polski podziemnej. Na jej czele stał pułkownik Maciejek, mój przełożony z AK z okresu okupacji. Zostałem jego adiutantem i sekretarzem. W 1947 roku szukaliśmy kogoś, kto pojedzie do Polski przekazać ważną wiadomość. Były to informacje, których nie można było napisać. Zgłosiłem się na ochotnika. Przyjechałem do Polski w maju 1947 roku na trzy miesiące, jako kurier do zarządu głównego WiN-u. Polecenie, które przywiozłem to wiadomość, że trzeciej wojny światowej nie będzie w najbliższych latach. Pod tym kątem trzeba było zreorganizować działalność konspiracyjną.

Nie udało się wrócić do Londynu?

Nie wyjechałem po trzech miesiącach. Pobyt wydłużył się, ponieważ były aresztowania. Przyjechał po mnie kurier, przywiózł dla mnie dokumenty, na podstawie których mogłem wyjechać. Jednak w grudniu 1947 roku zostałem aresztowany. Dostałem propozycję współpracy od Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i wyjazdu do Londynu jako agent PRL-u. Propozycję dostałem osobiście od ministra Mietkowskiego. Zaproponował mi automatyczny wyjazd do Londynu. Alternatywa była prosta albo praca dla Sowietów, albo X Pawilon i kara śmierci. Wybrałem karę śmierci.

Nie rozważał pan możliwości skorzystania z propozycji władz?

Nie. Gdyby istniała możliwość urwania się im, to może bym rozważał taką propozycję. Gdybym był sam, to miałbym szerokie pole manewru. Wyjechałbym do Londynu i pokazał im gest Kozakiewicza. To było "coś za coś", musiałbym wyłożyć wszystkie karty na stół. Nie było nad czym myśleć.

Jakie konsekwencje pana spotkały?

Śledztwo trwało rok. Cały ten okres przesiedziałem w więzieniu. Sądu nie widziałem. Oczywistym było, że spełnią swoje pogróżki odnośnie kary dla mnie. Ten roczny teatr był po to, żeby mieć legitymację swojej decyzji. Dostałem oficjalny wyrok - karę śmierci.

Jak się panu udało przetrwać?

Zostałem uratowany przez przypadek. Moja narzeczona dotarła do minister Kurskiej, przyjaciółki Bieruta, która załatwiła mi ułaskawienie od kary śmierci. Dostałem dożywotnie więzienie.

Jak pan wspomina okres więzienia?

Pisze się dużo książek o więzieniach w PRL-u, kręcone są filmy. Muszę powiedzieć, że przeciętny człowiek żyjący w XXI wieku, a nawet pod koniec XX wieku nie jest w stanie uwierzyć w to jak wyglądało śledztwo, jak wyglądały warunki więzienne. Przez pięć lat nie widziałem ani książki, ani gazety. Nie można tego oddać słowami, obrazami. To ciężkie przeżycie.      

Pamięta pan swoich współwięźniów?

Tak, oczywiście. Większość kary odbyłem w celi pojedynczej, ale na początku byłem w celi zbiorowej. To był tzw. ogólniak, w którym co czwarta osoba miała karę śmierci. Byli tam Polacy, Niemcy i Ukraińcy. Większość stanowili Polacy. Z Niemcami nie rozmawialiśmy w ogóle. To nie byli ci sami ludzie, z którymi jeszcze niedawno walczyliśmy. Pamiętam ich jako bardzo eleganckich, kulturalnych, życzliwych w stosunku do Polaków. Mieli dobre zaopatrzenie, bo dostawali paczki z Niemiec. Problem mieliśmy z Ukraińcami, wiedzieliśmy, że są to działacze UPA. To było trudno ustosunkować się do nich jako naszych kolegów z celi. Ukraińcy mieli najgorsze położenie zaopatrzeniowe. W środowisku Polaków zdecydowaliśmy się dzielić z nimi jedzeniem. Nigdy nie rozmawialiśmy na tematy, które nas dzieliły. Okres w celi wspólnej, określiłbym jako poprawną wegetację w oczekiwaniu na wykonanie wyroku.

Samemu było trudniej?

W "pojedynaku" człowiek sam ze sobą rozmawiał. Siedziałem na łóżku, patrzyłem w drzwi i liczyłem do tysiąca. Kiedy skończyłem, zaczynałem raz jeszcze i tak w kółko. Przypominałem sobie informacje, jakich się uczyłem, sytuacje z życia, wspominałem książki. Nie było ani nic do pisania, ani do czytania. Trzeba było wytrzymać z samym sobą, z własnymi myślami, przez bardzo długi okres. To niełatwe zadanie. Patrząc na moich kolegów, przetrwałem ten okres w dobrej kondycji psychofizycznej. Przez cały czas dużo się uśmiechałem do siebie i to mi pomogło.

Jak później potoczyły się pana losy?

Po śmieci Stalina trafiłem do więzienia we Wronkach. Przez blisko cztery lata pracowałem tam jako lekarz w szpitalu więziennym. Jak patrzę na moją karierę lekarza, to właśnie w tym okresie pomagałem ludziom, którzy najbardziej tego potrzebowali. Można było pomóc tym ludziom przez sprowadzenie odpowiednich leków, poprzez udokumentowanie choroby i wydanie urlopu zdrowotnego. Uważałem, że byłem tam potrzebny. Lekarz musi być dobrym człowiekiem, musi być społecznikiem i samarytaninem.

W końcu wyszedł pan z więzienia.

Wyszedłem na fali odwilży październikowej za Gomułki. Jak wychodzi się z więzienia jest taki przesąd, że nie można oglądać się za siebie, żeby tam nie wrócić. Ja się obejrzałem, bo to dziewięć lat mojego życia. Nigdy mi się nie zdarzyło, żebym żałował tej prawie dekady spędzonej za kratkami. Jak wyszedłem z więzienia dostawałem setki listów od moich pacjentów, ale nie odpisywałem, ponieważ bałem się, że będzie się to wiązało z negatywnymi reperkusjam. To był strach o innych, nie o siebie. Na przykład chciałem uczyć się języka angielskiego, ale żona mi zabroniła, bała się, że znowu mnie zamkną z powodu podejrzeń o planowany wyjazd do Londyn. Po więzieniu zamieszkałem we Wrocławiu, wróciłem na studia medyczne, zostałem lekarzem.

Czuje się pan dzieckiem szczęścia?

W życiu człowiek musi mieć szczęście. Sprawdza się ono zwłaszcza w takich trudnych czasach, w jakich mi przyszło żyć. Patrząc na moje pokolenie, znałem ludzi, którzy mieli potwornego pecha, ale też niebywałe szczęście.              
**Dziękuję za rozmowę**.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto