Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Księga Ocalenia - nieprzewidywalny obraz przyszłości [recenzja]

Redakcja
Wiele ostatnich premier kinowych rozczarowało widzów. Jednak postapokaliptyczną "Księgę Ocalenia" warto było obejrzeć!

W tym roku obejrzeć będziemy mogli przynajmniej dwa postapokaliptyczne obrazy. "Księgę Ocalenia" (The Book of Eli) oraz "Drogę" (The Road), z której wypuszczeniem polskie kina na razie zwlekają.

Jak w większości tego typu filmów motywem przewodnim jest walka o przetrwanie (najczęściej tylko o własne) połączona z tułaczką. "Droga", "Jestem legendą", czy nieco zabawny "Wysłannik Przyszłości" - w każdym z nich, główny bohater przemierza obszary pełne zniszczonych domów, samochodów, ulic. Nie inaczej jest w "Księdze Ocalenia". Wizualne przedstawienie stalkerowego obrazu zniszczenia (znany zarówno z gry komputerowej, jak i filmu) jest tutaj wyśmienite.

Cały film jest utrzymany w bardzo suchym, niemalże pustynnym klimacie. Mnie osobiście wiele scen przypominało wyobrażenie piekła rodem z "Constantine" z tą różnicą, że w piekle wszystko wokół zjadane było przez ogień, tutaj zaś niszczącym żywiołem jest piasek i promienie słoneczne.

Kadr z filmu Constantine Piekielny krajobraz "Constantine"


Wykreowaną świetną grafiką atmosferę psują jednak niektóre niedopracowane elementy, jak pewna nowiutka, niezakurzona opona, która pojawia się przed gankiem jednego z domostw czy nieskazitelnie biały uśmiech Eli'ego który przecież przez 30 lat nie widział na oczy pasty do zębów i żywił się niemalże padliną. Tutaj małe wtrącenie na temat głównego bohatera - we wspomnianym wcześniej filmie (oraz w książce) "Droga" również pojawia się postać prawie niewidomego, starego wędrowca o imieniu Ely. Zbieżność dosyć ciekawa, jeśli przyjrzeć się charakterom obu postaci.

"Księga Ocalenia" nie jest filmem przeciętnym. Zarówno bohater, jego motywy jak i ludzie których spotyka na swojej drodze, nie są typowe dla tego rodzaju filmów. To dobrze! Brakuje ostatnio kina, które nie byłoby przewidywalne! Ten film nie jest. A przecież o ile przyjemniej ogląda się zaskakujący film.

Spotykamy więc czarnoskórego Eli'ego (Denzel Washington). Poza potrzebą przeżycia w ciężkich warunkach oraz zaspokajania głodu i pragnienia, Eli ma cel.  Nawet w czasach, gdybrak deszczów sprawił, że woda jest towarem luksusowym, a najprostrzym sposobem na znalezienie pożywienia jest zjedzenie innego człowieka. Zmierza na zachód z wyjątkową (pod koniec okazuje się, że nawet bardzo wyjątkową) księgą.

Główny bohater chce ocalić siebie i ludzkość


Wiara w Boga jest w filmie tematem kluczowym, uzupełniającym tylko motyw odbudowania cywilizacji (który był głównym wątkiem "Wysłannika Przyszłości"). Czym bowiem jest wiara? Na to pytanie Eli odpowiada: "Wiara jest czymś co nie ma sensu. Wiara jest wtedy, gdy wiesz, mimo że nie wiesz". Każdy według swoich przekonań może chyba te słowa zinterpretować na własny sposób. Eli kieruje się zasadami chrześcijańskimi. Spotyka zaś na swojej drodze ludzi nowego pokolenia - głównie kanibali, morderców, rabusiów. Po 30 latach od wojny zanikły zarówno umiejętność czytania, jak i wszelkie dogmaty religijne i etyczne. Ludzie sprzed czasów wojny (w tym Eli) uważają, że jedynym sposobem na ratunek dla ludzkości jest ponowne krzewienie religii. Dla jednych - sposobem na odzyskanie demokracji i wolności - dla innych - możliwością wprowadzenia dyktatury.

Czy jednak faktycznie coś, co niemalże wyniszczyło gatunek ludzki, może go uratować? Tę i inne kwestie, po obejrzeniu filmu, chyba każdy powinien przemyśleć sam we własnym sumieniu.

Eli, krocząc swoją ścieżką próbuje nie dostrzegać zła, które nieustannie spotyka na każdym kroku. Twierdząc, że nie jest to jego problem podąża dalej, zapominając, że najważniejsze w słowach księgi, którą niesie, jest przede wszystkim ich wypełnianie. Mistyczna przemiana, która następuje w nim w połowie filmu może przywodzić na myśl tułaczkę i poszukiwanie "Własnej Legendy" z "Alchemika", Paula Coelho.

Zmuszającym do refleksji tematom towarzyszy bardzo ciekawy sposób kręcenia filmu. Tempo przez cały czas jest bardzo wolne. Duża liczba spowolnień, zarówno typu "bullet-time" podczas scen dynamicznych, jak i spokojnych ruchów kamery w momentach ciszy i wędrówki nadają temu filmowi wyjątkowy i niesamowity klimat. Tych pierwszych z kolei nie jest zbyt wiele, mimo że Eli posiada spory arsenał: łuk, maczety i broń palną. Co więcej - używa ich bezbłędnie. Nie jest to jednak typowe (ostatnio) kino SF, gdzie widz nie może nadążyć za akcją i za rosnącą w ogromnym tempie ilością zwłok. Muszę przyznać, że nie przywykłem do tak stonowanych widoków serwowanych przez producenta, którym jest Joel Silver.

Ciężko w zasadzie znaleźć prawidłowe porównanie do jakiegokolwiek istniejącego filmu. Jedyny, który naprawdę wydaje mi się podobny pod względem treści jest film pod tytułem "O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji" - chyba jedyny poza "Seksmisją" postapokaliptyczny film SF produkcji polskiej.

Uważam, że "Księga Ocalenia" to warty obejrzenia film. Sposób opowiadania całej historii jest nietypowy, a nieprzewidywalność fabuły powoduje, że nie jest nudny, oczywiście, jeśli zdzierżymy przez dwie godziny nieco natarczywe wątki religijne przedstawiane w nadal jednak hollywoodzkim stylu.

Strona filmu:  www.TheBookOfEliMovie.net


Czytaj również:

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto