Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze. |
Jakub Żak był supportem występu Katie Melua, który odbył się 27 maja w Hali Orbita. Na początku koncertu na scenę wszedł młody człowiek ze słuchawkami od iPoda i od niechcenia rzucił: „teraz zagram kilka niedługich utworów na moich nowych instrumentach”. Zabrzmiało to trochę niepoważnie, jak popisywanie się, chwalenie zabaweczkami, którymi lubią bawić się więksi chłopcy. Byłem jednak ciekawy, czym nas zaskoczy tym razem.
Jakuba Żaka znamy z debiutanckiej płyty "Abome", z utworami w stylu Andreasa Vollenveidera (pamięta ktoś jeszcze tego muzyka?). Materiał był też porównywany do twórczości Jeana Michela Jarre – od którego Żak się mocno odżegnywał w wywiadach (według mnie płyta Żaka jest dużo bardziej wygładzona i miękka, bez fajerwerków, efekciarstwa – choć nie do końca spójna we wszystkich fragmentach).
Katie Melua: Muzyka złamanych serc w Oribcie
Kolejna płyta „White Crocodile”, dalej mocno elektroniczna, osadzona była w etnicznych klimatach – z pewną dozą muzyki relaksacyjnej. Na potrzeby promocji krążka stworzono świetny teledysk z utworem „Silk Avenue", zrealizowanym w formie diaporamy - spektakl audiowizualnego, którego tworzą nieruchome obrazy w postaci przezroczy rzucanych na ekran (czy ktoś pamięta taki styl prezentacji multimedialnych?).
Ostatnia płyta Żaka „Dezyderata” wyszła 16 maja – nie miałem okazji jeszcze jej słuchać. Według opisów wiodącym instrumentem jest tu fortepian i fletnia pana - okarynia. Płyta nawiązuje do poczynań Bjork, Massive Attack czy Aphex Twin.
Jakub Żak w akcji
Podczas koncertu byłem totalnie zaskoczony. Artysta używa instrumentu przypominającego w swoim działaniu laserową harfę Jarre'a. Żak gra na instrumencie nie dotykając go, przesuwa w powietrzu dłonie wykonując nad instrumentem skompilowane gesty, zamykając i rozwierając palce powoduje powstawanie wibracji, zjawianie się i zanikanie dźwięków. Patrząc na grę przypomina mi się stary film Stevena Spielberga „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” w którym profesor Claude Lacombe (w tej roli François Truffaut) odtwarza muzykę kosmosu wykonując przy tym skomplikowane gesty.
Wracając do koncertu, występ jako żywo przypominał mi muzykę Marka Bilińskieg0 - chyba przesadzam, bo to znowu kolejna "staroć" - ale takie są moje odczucia. W pewnych momentach w brzmieniach czysto elektronicznych pojawiają się akustyczne dźwięki przypominające afrykańskich bębny. Dziwne i ciekawe.
Koncert, tak jak zapowiedział Żak, kończy się szybko – czuję, że za szybko. Z chęcią posłuchałbym jeszcze tego ciekawego artysty. Po powrocie do domu zamówiłem nową płytę. Warto.
Czytaj też:
Matura 2011 - serwis specjalny | Święto Wrocławia 2011 | Wrocław: Koncerty i festiwale 2011 |
Era Nowe Horyzonty 2011 | Rozkład jazdy MPK Wrocław | Dzieje się we Wrocławiu |
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?