Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żyć z pasją, czyli co weterynarz lubi najbardziej [wywiad użytkowniczki MM]

fuzul
fuzul
fot. Dorota Mróz-Borowska (fuzul)
Jerzy Borowiec, doktor nauk weterynaryjnych, wielbiciel jazzu. Pasjami lubi malować. Jego akwarele doczekały się już wystaw w Polsce i USA.

Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze.

Kolejną wystawę obrazów weterynarza z Lwówka Śląskiego będzie można oglądać w Galerii LOTOS w Kamiennej Górze przy ul. Broniewskiego od 11 listopada.

Jak zaczęła się Pana przygoda z malarstwem?
To był przypadek. Swego czasu kupiłem w Zakopanem miniaturki akwareli. Któregoś mrocznego dnia, to była chyba niedziela rano, plucha, padało. Po prostu z nudów wziąłem wtedy farbki szkolne syna i spróbowałem skopiować jedną z tych akwareli. Kiedy skończyłem, wstała żona, zobaczyła akwarelkę i zapytała: "Słuchaj, a dlaczego wyjąłeś akwarelkę z oprawy?" Odpowiedziałem, że to ja namalowałem kopię. I tak to się zaczęło.

Czym Pan się inspiruje tworząc swoje obrazy?

Przede wszystkim, odkąd zacząłem malować, zacząłem się również dokształcać. I wtedy stwierdziłem, że widzę znacznie więcej, niż wcześniej. Inspiracji jest mnóstwo. Przede wszystkim krajobraz, a właściwie krajobraz dolnośląski. Miejsca, z których pochodzę i gdzie przebywam. Są zmieniające się pory roku, dnia i przede wszystkim zanikająca architektura dolnośląskiej wsi, która niesamowicie mnie interesuje i inspiruje.

Z lewej: Jerzy Borowiec

Ile już lat oddaje się Pan swojej pasji?

Dokładnie nie pamiętam, ale myślę, że będzie to już 20 lat. Natomiast od mojej pierwszej wystawy minęło lat 18.

Dużo czasu poświęca Pan na malowanie? Czy daje się to pogodzić z obowiązkami zawodowymi?

Przede wszystkim bardzo dużo pracuję zawodowo. Jako lekarz jestem cały czas dyspozycyjny, ale staram się nie zaniedbywać malarstwa. Mam niedosyt, bo maluję mniej, niż bym chciał. Ale staram się wykorzystywać wolne chwile. Zwykle odbywa się to wtedy, gdy jest mniej zajęć. Kiedy się zaczyna jesień, słoty, długie wieczory, wtedy biorę się za malowanie. Biorę też udział w plenerach malarskich.

Kiedy najlepiej się Panu tworzy?

W długie, jesienne i zimowe wieczory, które nastrajają do pracy w absolutnym skupieniu. Zwykle maluję przy muzyce. To jest moja kolejna miłość, przede wszystkim jazz. To takie przeniesienie w inny wymiar, wręcz metafizyczny.

Nad czym aktualnie Pan pracuje?

Mam wiele pomysłów na kolejne obrazy. Między innymi impresje z pobytu w Paryżu. Zazwyczaj najpierw fotografuję, utrwalam, nie maluję klasycznie w plenerze. Zresztą myślę, że już niewiele osób tak tworzy. Po prostu wrzucam sobie zdjęcie w komputer, później, kiedy jest czas, to na tej podstawie maluję. Mam świadomość, że nie jest to do końca dobre rozwiązanie, bo jednak najlepiej inspiruje rzeczywistość, która nas otacza. Naturalne światło, kolory. Ale jest to jakiś kompromis pomiędzy tym, co gdzieś w mózgu się odbiło, w pamięci, a tym, co się widzi na fotografii.

Zawsze staram się tworzyć obraz po swojemu. Nie chcę, co widać na moich akwarelach, żeby to był taki realizm fotograficzny. Raczej szeroką plamą, swobodnie w miarę. I przede wszystkim staram się trzymać jednego: wielcy twórcy uważali, że należy akwarele malować szybko. Mimo że mi do mistrzów daleko, to staram się tak właśnie robić. Tak namalowana akwarela jest świeża. Nie można jej zbyt długo cyzelować.

Woli Pan małe miasteczka i wsie Dolnego Śląska niż np. Wrocław. Dlaczego?

Wrocław jest bardzo pięknym miastem i bardzo go kocham. Studiowałem tu i często tu wracam. Natomiast wydaje mi się, że tematy we Wrocławiu są już dość mocno wyeksploatowane. Oczywiście, gdybym miał czas, to pewnie bym znalazł wiele pięknych miejsc.

U siebie też szukam tematów, miejsc, które są raczej zapomniane, nieznane z widokówek i przewodników. Jakieś stare chaty, które się już walą, stodoły zarośnięte chaszczami, gdzie np. świetna jest gra świateł. I właśnie tu można znaleźć takie autentyczne piękno.
Który z dawnych bądź współczesnych malarzy jest dla Pana autorytetem?

Jednym z mistrzów akwareli, który mnie inspiruje, jest brytyjski artysta, Thomas Girtin. Zresztą Brytyjczycy mieli wielu wspaniałych akwarelistów. Oczywiście również nasz Juliusz Fałat. Jego zimy niesamowicie mnie inspirują. Idąc dalej: malarze rosyjscy z przełomu XIX i XX wieku. Bardzo też lubię impresjonistów.

Z malarzy współczesnych zawsze bardzo podał mi się Beksiński, a także mieszkający w Lwówku Włodek Gałczyński. To wyjątkowy, fantastyczny artysta, malujący w stylu Beksińskiego. Miał wiele wystaw, zdobył prestiżowe nagrody.

Czy Pana zdaniem w sztuce talent jest najważniejszy?

Ogólnie rzecz biorąc, talent jest szalenie ważny. Tylko jak zdefiniować talent? To szerokie i trudne pojęcie. Ktoś tworzy, zostaje dostrzeżony i mówi się o nim: „O! To jest utalentowany artysta!” W innym przypadku ma talent, tworzy, a niekoniecznie się przebije. Talent - według mnie - jest zbiorem pewnych wrodzonych umiejętności i wrodzonej wrażliwości.

Artyści to ludzie wrażliwi na to, co nas otacza, niekoniecznie na sztukę. Wydaje mi się, że ktoś, kto jest wrażliwy na piękno przyrody, jest w stanie zauważyć akurat to, a pięciu innych przejdzie obojętnie zupełnie nie zauważając np. jakich refleksów świetlnych lub niesamowitej gry kolorów. To już dla mnie jest artysta. Niekoniecznie musi tworzyć. Można być artystą z duszy, z wrażliwości.


Dziękuję za rozmowę.



**Do MM-kowej loży eksperta zaprosiłam Magdalenę Szafkowską, historyka
sztuki Muzeum Narodowego we Wrocławiu, autorkę książki "Wrocław. Spacer w czasie".
Co sądzi o twórczości Jerzego Borowca?
**
Jerzy Borowiec należy do ginącego gatunku ludzi renesansu, w dodatku obdarzonych wielką wrażliwością. Dowiódł tej ostatniej, decydując się poświęcić swoje życie zawodowe leczeniu zwierząt. Dlatego wydaje mi się, że jego trwająca 20 lat pasja malowania nastrojowych akwareli zdaje się być tego kontynuacją, a nie odskocznią od zawodowej codzienności. Zwłaszcza, że malując również ratuje, tym razem dla naszej pamięci, ginący pejzaż starych wsi dolnośląskich i ich zabytkowej zabudowy.

Ukazując ją najchętniej w zimowej scenerii, pan Jerzy podejmuje nie lada wyzwanie: posługując się bogatą paletą "odcieni bieli" wydobywa jej bogactwo i słoneczną świetlistość. Swej odwagi i znakomitego opanowania trudnego warsztatu akwarelisty dowodzi malując śmiałymi, szerokimi pociągnięciami pędzla, którymi potrafi wydobyć najdelikatniejsze niuanse nastroju chwili, dnia, pory roku. A to wydaje się być istotą malarstwa pejzażowego. Zdradzę, przy okazji pewną tajemnicę: Jerzy Borowiec ostatnio popełnił trzy niezwykle finezyjne, sugestywne psychologiczne akwarelowe portrety dwóch kundelków. Przyznał się, że to jego debiut, według mnie nader udany.



czytaj też:



Bilety na mecz Polska - Włochy


One Love Festival 2011 [program]


Koncerty i festiwale w 2011 roku


Polska - Włochy we Wrocławiu

**

**

od 18 latnarkotyki
Wideo

Jaki alkohol wybierają Polacy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto