Program debiutował w telewizyjnej dwójce w czerwcu. Seria składa się z ośmiu odcinków. Niewykluczone, że jeśli zyska przychylność widzów i telewizji będą kolejne odcinki. Reżyserem jest Witold Świętnicki, autor kontrowersyjnych "Golasów", przy scenariuszu pracował Dariusz Dyner.
Bohaterami poszczególnych odcinków są niedźwiedzie, słonie, kotiki afrykańskie, oryks, pancernik, flamingi, rafa koralowa i gołąb koroniec. Gościnnie w serialu pokazane są również inni mieszkańcy zoo we Wrocławiu.
Polacy lubią telenowele o zwierzętach?
Witold Świętnicki: Jesteśmy po zdjęciach i montujemy kolejne odcinki, a "ZOO Story" ma fajną oglądalność. To jeden z niewielu programów na antenie poświęconych zwierzętom.
Dariusz Dyner: Na tą chwilę mamy 12 proc. udziału i 600 tys. widzów. "ZOO Story" jest emitowane w sobotę rano w TVP 2, więc to dobry wynik.
Skąd pomysł na taki serial?
DD: Już wcześniej robiliśmy programy o zwierzętach. Dobrym przykładem był nasz "Psi psycholog", potem mieliśmy pilotowy odcinek "Psiej kości", gdzie zwierzęta rozmawiają o swoich właścicielach. 10-minutowy odcinek nie znalazł niestety uznania telewizji. Patrząc szeroko na wszystkie anteny telewizji publicznej i komercyjnych, nie mamy takich programów rodzinnych o zwierzętach.
WŚ: Bardzo lubię takie behawioralne podejście do zwierząt, to niedawno pojawiło się w naszych ogrodach zoologicznych. Poniekąd jest to próba wejścia w psychologię zwierząt.
Jest np. Animal Planet.
DD: Tak, ale to program tematyczny. Sami marzylibyśmy o takich budżetach jak tam. W BBC na projekty mają nawet po milion dolarów. W Polsce programy tego typu są niszowe. Na szczęście mamy bardzo życzliwego dyrektora zoo, bo bez niego niewiele moglibyśmy zrobić.
Kto jest bohaterem "ZOO Story" ludzie czy zwierzęta?
WŚ: Zwierzęta staramy się pokazywać poprzez ludzi. Znajdujemy opiekunów, którzy emocjonalnie podchodzą do swoich podopiecznych. A oni są różni, tak jak młodzi, wykształceni ludzie od słoni, a także ludzie średniego pokolenia bez specjalnych szkół, ale za to ze świetną znajomością zwierząt. Jestem im wdzięczny za pomoc i poświęcenie, bo bez ich zaangażowania w zdjęcia nic by nam nie wyszło.
Dyrektor zoo miał duży wpływ na wasza koncepcję?
DD: Radosław Ratajszczak rozwinął nasz pomysł. Jego wiedza na temat zwierząt jest ogromna, dzięki czemu wzbogacił nasz serial.
WŚ: Dyrektor jest bardzo otwarty. Trzeba przyznać, że Radosław Ratajszczak znakomicie potrafi opowiadać. W sytuacjach, gdy nie mogliśmy sobie na planie poradzić, zawsze pomagał nam z nich wybrnąć. Poza tym ważna jest jego odwaga w pokazaniu zoo od kuchni. Wchodzimy przecież w miejsca, które są mało widowiskowe. To nie jest najbogatsze zoo w Polsce ani w Europie, więc zaplecza nie zawsze wyglądają najlepiej.
Nie baliście się, że powstanie kopia "Z kamerą wśród zwierząt”?
DD: Nasz program ma zupełnie inną formę. Po pierwsze pokazujemy zwierzęta poprzez człowieka, ich opiekuna. Zwierzę, a nie prowadzący, jest bohaterem.
WŚ: Ani razu nie robiliśmy „Zoo Story” w studiu tylko na zapleczu, w gabinecie weterynaryjnym czy na wybiegu. Staramy się pokazywać akcję, kiedy coś się dzieje. Zawsze jest jakiś pretekst - rodzi się zwierzę, jest przenoszone albo wyjeżdża.
Były jakieś niebezpieczne momenty na planie?
WŚ: Mieliśmy łączenie likaonów. Młode stado było odrzucone i wychowane na smoczku. Poszliśmy na wybieg z kamerą. Dostałem tam potężny kij i zostaliśmy zamknięci wewnątrz. Miał być tam bezpieczny rękaw z ogrodzenia... ale nie było. Otoczyło nas stado dzikich psów, a kij do odganiania nie był bardzo przydatny. Innym razem, na zapleczu terrarium oparłem się o skorpiona.
DD: Kamera ma wpływ na zwierzęta. Ekipa składająca się z kilku osób powoduje, że nie zawsze się słuchają opiekunów. Słoń, który rewelacyjnie się sprawuje, uderzył trąbą swojego opiekuna tak, że tamten naprawdę to odczuł. Słonie są przyzwyczajone, że w ich pomieszczeniu nie ma nikogo lub jest tylko opiekun.
Waszą ekipę trudno było spotkać w zoo
WŚ: Najwięcej rzeczy związanych z pielęgnacją zwierząt odbywa się między godz. 7 a 9. Wtedy też kręciliśmy naszą telenowelę. Dużo dzieje się jeszcze wcześniej. Gdy wysyłaliśmy do Anglii egzotycznego gołębia, który wyglądał jak paw, to byliśmy tam już o 5 rano.
Wywozów i przyjazdów jest chyba dużo?
WŚ: Tak, to jest cecha charakterystyczna nowych ogrodów zoologicznych. Też nie wiedziałem wcześniej, że ogrody połączone są w sieć i gdy rodzi się jakieś zwierzę, to zapada decyzja, do którego ogrodu je skierować. Robiliśmy takie przeniesienie oryksa, to antylopa z Bliskiego Wschodu. Chodziło o 200 metrów, a trzeba było uśpić i przewieźć zwierzę. Byliśmy też przy wywozie żyrafy, po którą przyjechał pan Zdenek, specjalista z Czech.
Najbardziej wdzięczny bohater serii?
DD: Przepiękne są kotiki. Mają świetną ekspozycję i opiekunów. Kręciliśmy z 10-metrowego ramienia. Nie było potrzeby zaglądania pod wodę, bo są przeszklone ściany. Ale z żyrafami już się nie udało. Tam rządzi ten, kto jest wyższy, dlatego jak zobaczyły 10-metrowe ramię uciekły na drugi koniec wybiegu i nie udało się nic nakręcić.
WŚ: Ciekawy był mrównik, który żywi się mrówkami, a waży ze 200 kg. W zoo tyle mrówek nie mają, więc kombinują w ten sposób, że dają mu inne karmy i trochę ruchliwych larw na wierzchu. Opiekun pokazuje widzom, że jedzenie jest dobre samemu je próbując - razem z tymi larwami! Takich pomysłów jest dużo, a dzięki temu odcinki fajnie wychodzą.
DD: Mieliśmy np. odcinek o uczeniu pływania wydry. Zwierzę to nie powinno się bać wody, jednak czasem człowiek musi pomóc zwierzęciu trzymanemu w niewoli nauczyć się naturalnych zachowań. Tutaj opiekun systematycznie oswajał wydrę z wodą aż zaakceptowała swoje naturalne środowisko.
Kręciliście sławne wrocławskie misie
WŚ: Ich wybieg był jak park jurajski, stare dęby i woda. Misie chodziły po całym wybiegu, miały porozrzucane tam smakołyki, a kamera mogła je swobodnie śledzić. Nawet nie zwracały na nią uwagi. Mieliśmy odcinek, gdzie strusie jaja, które się nie wylęgły w inkubatorze zanieśliśmy do pawianów, a potem do niedźwiedzi. Misie, jak już rozwaliły te jaja, wytarzały się w śmierdzącym zbuku i bawiły się przy tym jak dzieci.
DD: Teraz technologia telewizyjna jest taka, że można praktycznie przed nosem misia stanąć z kamerą. Dla widza jest to złudzenie, że operator tam jest. Wszystko dzięki 10-metrowemu ramieniu.
Czemu w polskiej telewizji brakuje programów o zwierzętach, przecież wielu ludzi ma psy, koty czy rybki?
WŚ: A czemu w Polsce psy tak szczekają, a np. w Niemczech nie? To się wiąże z naszym charakterem i stosunkiem do zwierząt. Mamy ich w Polsce bardzo dużo, bo chyba ze 20 milionów psów i kotów, ale specjalnie ich nie szanujemy. Anglicy też mają dużo zwierząt, ale zastanawiają się nad nimi głębiej i robią świetne programy o zwierzętach.
DD: W Niemczech na antenach publicznych, ale też komercyjnych jest bardzo dużo tego typu programów z ogrodów zoologicznych. Są w prime time w weekendy. U nas był ze 20 lat temu "Podaj łapę" dla sympatyków zwierząt, a teraz nic.
WŚ: Pierwszy odcinek pokazywany był podczas zjazdu dyrektorów ogrodów zoologicznych z Europy i bardzo pozytywnie go odebrali. Okazało się, że u nich takie programy były kręcone lub właśnie są realizowane. Na Zachodzie ekipy filmowe często mieszkają w ogrodach zoologicznych, mają dyżurnego operatora, a odcinki puszczane są codziennie. Widocznie opłaca im się to robić, a widzowie cenią sobie taką rozrywkę.
O każdym zwierzęciu da się ciekawie opowiedzieć?
WŚ: Jasne, bardzo ciekawe rozmowy przeprowadziliśmy z akwarystami. Mamy materiał o rafie koralowej, mało widowiskowych zwierzętach. Człowiek, który przywiózł rafę z Poznania i opiekun tego akwarium byli zafascynowani tym, co robią i potrafili to przekazać. Powstał jeden z lepszych odcinków.
Ile odcinków dałoby się zrobić we wrocławskim zoo?
WŚ: Tutaj nie ma granicy. Im dłużej tam byliśmy, tym więcej furtek się otwierało. Możliwe, że po jakimś czasie pojawiłoby się zmęczenie u ekipy realizującej, co jest typowe dla seriali. Tutaj przynajmniej aktorzy się nie nudzą, bo zwierzęta są sobą, nie muszą grać i cudownie wyglądają. Są do tego tak dziwne, jak wspomniany mrównik czy pancernik bolita. To w ogóle jest jak UFO. Zoo to dla nas świetny temat możemy w nieskończoność pokazywać, co się w nim zmienia.
Czytaj również:
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?