Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Za Wrocław dam się powiesić i pokroić. Rozmowa z prezydentem miasta.

Elżbieta Guzowska
- Wrocław to prawdziwa kobieta - mówi prezydent Bogdan Zdrojewski. - Piękna i wewnętrznie skomplikowana.
- Wrocław to prawdziwa kobieta - mówi prezydent Bogdan Zdrojewski. - Piękna i wewnętrznie skomplikowana.
Wywiad na koniec wieku z prezydentem Wrocławia, Bogdanem Zdrojewskim Gabinet prezydenta jest przestronny. Teraz stoją tu bożonarodzeniowe drzewka i sączy się kolęda z pozytywki. Siadam na miejscu dla wrocławian.

Wywiad na koniec wieku z prezydentem Wrocławia, Bogdanem Zdrojewskim

Gabinet prezydenta jest przestronny. Teraz stoją tu bożonarodzeniowe drzewka i sączy się kolęda z pozytywki. Siadam na miejscu dla wrocławian. - Goście spoza Wrocławia siadają tak, by widzieć cały gabinet. Wrocławianie mają inne problemy, nie jest to wyłącznie kurtuazyjna wizyta. Dlatego to miejsce, na którym Pani siedzi, służy skupieniu - tłumaczy Bogdan Zdrojewski. Włączam dyktafon i...

* W młodości startował pan do szkoły filmowej w Łodzi. Czy już wówczas obsadziłby się pan w roli prezydenta ?

- Bardzo trudne pytanie, (chwila ciszy). Chyba nie. Jednak rzeczywistość jest kompletnie inna od tego, co pokazuje ekran. Różnice są ogromne. Pracowałem w kilku profesjach, widziałem te zawody na ekranie i zawsze miałem sporo uwag. Widocznie tak być musi. Dodam, że moje zainteresowanie szkołą filmową dotyczyło zawodu operatora, a nie aktora.

* Gdyby Wrocław był kobieta, to jakby pan ją opisał ?

- (śmiech) Ma Pani same takie pytania ? No cóż... Przepiękna, wszechstronnie utalentowana, wiekowo zaawansowana, ale tego nie widać - po prostu dobrze się trzyma. O wielkich potencjalnych możliwościach. Wewnętrznie skomplikowana. Od czasu do czasu kapryśna. Ot, prawdziwa Kobieta!

* Jakie uczucia Pan do niej żywi?

- Ciepłe i skomplikowane. Jest natomiast coś, czego nie można odnieść do kobiety, ale trzeba do Wrocławia: wymaga cały czas wielkiej pracy i... także troski.

* Ma Pan przyjaciół? Jakich?

- Mam. Jest to ilościowo skromna grupa. Przyjaciół nie pozyskuje się bowiem z dnia na dzień i tak też nie powinno się ich tracić. A wymagam od nich szczerości, inteligencji, wytrwałości, gotowości służenia pomocą, radą, ale przede wszystkim bezinteresowności.

* Często zdarza się, że ludzie są interesowni?

- Niestety tak. Na szczęście nie przyjaciele, raczej ci, którzy chcą uważać się za przyjaciół.

* 2000 rok był okresem trudnych decyzji: zrezygnował Pan z mandatu senatora, cieniem położyła się sprawa VAT-u. Jak Pan to odbiera?

- To był mój drugi najtrudniejszy rok obok czasu powodzi. Pamiętam rok 1997- ogromne stresy, przede wszystkim napięcie związane z prowadzonymi inwestycjami, presja, by zdążyć na czas. ogromny malkontentyzm i narzekania na prowadzony remont w Rynku, a potem... piękny czas Kongresu Eucharystycznego. Gdy wreszcie pojawiła się nadzieja na odpoczynek, tuż przed urlopem POWÓDŹ! Zarwane noce, nerwy, uszczerbek na zdrowiu, pewne przewartościowania i nieprawdopodobna mobilizacja oraz ogromny wysiłek bezpo-średnio po powodzi. Ale też ogromna satysfakcja, dobre oceny i bardzo dobry wynik w wyborach do senatu.
Rok 2000 był jednak pod pewnymi względami trudniejszy. Przy sporym wysiłku było jednak mniej satysfakcji, a to jest jednak zawsze istotne źródło w pozytywnym motywowaniu każdego człowieka. Ten ostatni rok to czas podejmowania bardzo trudnych decyzji, głównie inwestycyjnych, przechodzenia przez nadzwyczajny czas milenijny (dodatkowe obciążenia), a także zwykłej codziennej, normalnej pracy. Przyznam, iż ten rok był wyjątkowo obfity w różnego rodzaju utrudnienia, barier i przeszkód.

* Jakie to były przeszkody?

- Bardzo różne. Z jednej strony zacząłem rok od rezygnacji z mandatu senatora, który był jednak znakomitą przepustką do pozyskiwania środków finansowych dla miasta, a przede wszystkim takich decyzji, które wiązały się z dostępem do ważnych dla życia miasta infor-macji. Z drugiej strony pojawiła się dość duża ilość drobnych konfliktów, niekiedy sztucznie podsycanych, wydłużających procesy decyzyjne w najważniejszych kwestiach (obwodnica autostradowa i śródmiejska, budownictwo mieszkaniowe itd.). Do tego doszły podziały w środowiskach impresaryjnych utrudniających zgodne przygotowanie wielu wydarzeń artystycznych na milenium Wrocławia, a zwłaszcza pozyskiwanie sponsorów tych imprez. Wyjątkowo trudne były te działania i prace, które nigdy nie cieszą się zainteresowaniem mediów czy też czytelników, a mają wielkie znaczenie dla przyszłości miasta: plany miejscowe, oczyszczalnia ścieków, nowe projekty inwestycyjne związane z pozyskiwaniem środków zewnętrznych itd. W czasie bardzo wytężonej pracy pojawiła się także sprawa VAT-u - nadal nie traktowana w sposób merytoryczny, a wyłącznie emocjonalny lub polityczny. Dla mnie osobiście wielkim też obciążeniem było pozyskanie pozytywnej decyzji Sejmu w sprawie ewentualnej organizacji wystawy światowej EXPO 2010 i to z takim fantastycznym rezultatem w głosowaniu.

* Może łatwiej było pozostać senatorem? Stad przecież prosta ścieżka do ministerialnych teczek, kariery politycznej...

- Zdecydowanie tak. Nie podlega w ogóle dyskusji, że z punktu widzenia mojego prywatnego interesu wybór mandatu senatorskiego był korzystniejszy. Byłaby to jednak zwykła ucieczka od problemów, od zobowiązań, od spełnienia obietnic złożonych mieszkańcom. Było by to proste skorzystanie z okazji. Trzeba też pamiętać, iż istniało realne zagrożenie wprowadzenia Wrocławia w kryzys polityczny na szczeblu samorządowym.

* Rozpad koalicji?

- Przede wszystkim konieczność ponownego podjęcia żmudnych negocjacji. Tą decyzją wpro-wadziłbym, zaledwie rok po wyborach, obu koalicjantów w stan pewnej recesji politycznej i walki o schedę. Wrocławianie pewnie też nie do końca są świadomi, iż tak skomplikowane procesy, jak inwestycje prowadzone ze środków zewnętrznych (Banku Światowego, EBOR-u, Banku Gospodarstwa Krajowego) wymagają stabilności i pewnych gwarancji. Trzeba też pamiętać, że wówczas toczyły się rozmowy dot. projektów finansowanych z ISP-y (200 mln zł), a także prowadzone były rozmowy dotyczące kompensaty nieruchomościami za zaległości podatkowe VAT. Nawet wówczas nie przepuszczałem, iż wszystkie te sprawy tak szybko i z takim rezultatem uda się zakończyć. Gdybym też pozostawił urząd, nie miałbym instrumentów do przygotowania wniosku do parlamentu w sprawie EXPO.

* Jest Pan prezydentem już trzecią kadencję. Pierwsza to było budowanie samorządności, druga - powódź i kongres. To wszystko przysporzyło popularności. Może warto było wtedy zrezygnować ze stanowiska, bo w trzeciej kadencji wiele Pan stracił w oczach wrocławian?

- Pracuję dla miasta, nie dla popularności. Faktycznie jednak, pierwsze lata to czas zupełnie inny - tworzenie podstaw samorządności, budowa nowych instytucji, komunalizacja mienia, przygotowanie dużych projektów inwestycyjnych, prywatyzacja handlu, gastronomii, a także uruchamianie wielu nowych inicjatyw, jak np. budowa międzynarodowego portu lotniczego. Druga kadencja to czas przebudowy Ostrowa Tumskiego, Rynku, pl. Solnego, przygotowania do kongresu, wielkie inwestycje drogowe w centrum miasta i w finale... powódź. Gdyby nie to ostatnie wydarzenie, dziś nie pełniłbym funkcji prezydenta. Jednak tamten moment był absolutnie wyjątkowy. Po latach pracy miałem ogromną akceptację, silną pozycję także w Warszawie i... dotknięty katastrofą Wrocław. Przecież nie można było tego tak zostawić. W ciągu krótkiego czasu udało się stworzyć profesjonalny program nie tylko odbudowy miasta, ale także modernizacji wielu zniszczonych elementów tkanki miasta. Co jednak najważniejsze: korzystając dodatkowo z mandatu senatora udało się pozyskać na to wszystko bardzo poważne środki i to w większości mające charakter dotacji. Gdybym odszedł, pozostawiając miasto zniszczone, byłaby to ucieczka.

* A teraz postrzegany jest Pan jako osoba uwikłana w polityczne układy...

- Coś w tym jest. Jednak trzeba pamiętać, że mamy do czynienia po raz pierwszy z zarządem koalicyjnym, który przynosi pewne ograniczenia, ale także daje pewne nowe szanse. To, co we Wrocławiu pojawiło się jako pewne novum pod koniec 1998 roku, w innych miastach Polski od niemalże początku stanowiło polityczną normę. Mamy też czas pewnego paradoksu: poza Wrocławiem - w Polsce - uzyskaliśmy w tej chwili absolutnie najwyższe noty. Wrocław traktuje się niemalże jako wzór prawidłowo rozwijającej się samorządności i niewątpliwego sukcesu. W Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Poznaniu postrzegani jesteśmy w kategoriach potentata z permanentnymi sukcesami. Budzimy zazdrość, a wrocławskie notowania w różnego rodzaju rankingach cytowane są na sesjach rad innych wielkich miast. Tymczasem we Wrocławiu pojawia się sceptycyzm czy od czasu do czasu skłonność do zwykłego narzekania. Jest to paradoks, który wynika z szybkiego tempa rozwoju i pojawiającym się w związku z tym dystansem pomiędzy tymi, którzy sobie radzą i tymi, którzy nie nadążają. Nie zawsze jest to związane z brakiem przygotowania czy też predyspozycji. Zdarza się, iż splot okoliczności wyznacza różnym grupom zawodowym miejsce nie predestynowane do udziału w sukcesie. W związku z tym pojawia się także grupa niezadowolonych, źle znosząca nowe warunki, czasem sfrustrowana czy też wpadająca w apatię. Szkoda, że tak trudno tym osobom się pomaga. Do tego dochodzą drobne błędy zaniechania, w rezultacie których często drobne napięcia zamieniają się w spore konflikty. Gdyby przyjęto rozwiązania proponowane przeze mnie na początku roku, czyli przy okazji likwidacji ZGK-ów zdecentralizowano kompetencje urzędu, tych konfliktów i napięć społecznych można byłoby uniknąć.

* Na ile w tych układach jest Pan osobą, która decyduje?

- W większości spraw udaje mi się przekonać koalicjantów i członków zarządu do rozwiązań, których jestem zwolennikiem. Są to jednak sprawy z natury rzeczy najważniejsze, strategiczne lub będące przedmiotem mojego specjalnego, zawodowego zainteresowania. Z naturalnej przyczyny, a zwłaszcza nowych obciążeń (starostwo powiatowe) muszę „odpuścić” sprawy
pozostałe - incydentalne lub takie, które nie wymagają mojego udziału.

* W styczniu tego roku był Pan gościem naszej redakcji. Stwierdził Pan wówczas, że miał ochotę po kongresie i powodzi zakończyć pracę na stanowisku prezydenta, ale nie wykluczył, że zrobi to wkrótce. Może jeszcze w tej kadencji. Tak będzie?

- Nigdy nie zamykam sobie żadnej furtki. Zostało półtora roku. Podjąłem się obowiązków na trzecią kadencję i zrobiłem to w pełni świadomie. Miałem w planie odbudowanie Wrocławia po powodzi, przeprowadzenie Wrocławia przez milenium, uruchomienie inicjatywy EXPO, dokonanie finalizacji zakupu rękopisu Pana Tadeusza, a także inwestycji na WOŚ i uchwalenia planów miejscowych w obszarze Starego Miasta. Tak szczęśliwie się składa, że lada moment będę mógł powiedzieć, że podjęte zobowiązania zostały wykonane. Jestem jednak niespokojnym człowiekiem, pomysłów mi nie brakuje, sił także i ciągle intrygują mnie nowe tematy. Cały czas mam też na celu ochronę miasta przed zawirowaniami politycznym. Generalnie jednak, mam to poczucie komfortu, że obietnice zrealizowałem i nikt nie powinien mieć pretensji, gdybym nagle powiedział: dość. Wybór jednak momentu nie należy wyłącznie do mnie, ale także do osób, wobec których zobowiązałem się wykonywać funkcję i pełnić rolę szefa zespołu.

* Czyli czwarta kadencja?

- Na pewno nie. Furtka furtką, ale ja też mam swoje prawa. Poza tym każda osoba, która bardzo długo pracuje na odpowiedzialnym stanowisku (a nie tylko ją piastuje), podejmuje trudne decyzje i rozstrzyga spory, w naturalny sposób nabywa też przeciwników. I gdzieś jest ten punkt krytyczny. Nie chciałbym być tym, kto pełniąc funkcję nawet z największą skutecznością, tworzy poprzez fakt długiej obecności irracjonalne podziały, konflikty czy też jakieś bariery. Dla Wrocławia dałbym się powiesić czy też pokroić, jak to się mówi. A to oznacza, że jeśli wyczuję, że mogę być przeszkodą np. we wzbogaceniu miasta o nowe pomysły, projekty, wizje, to na pewno ustąpię.

* Kogo ma Pan na liście wrogów ?

- Wśród autentycznych przeciwników pojawiają się różne osoby. Zdarza się, że jest to osoba, która nie poradziła sobie z przetargiem, reprezentująca skrajne skrzydło jakiejś małej partii, reprezentuje profesje, w której kompletnie sobie nie radzi (to, że ja o tym wiem, jest małym problemem, gorzej, gdy osoby zainteresowane mają świadomość mojej wiedzy). Pojawiają się też osoby poszkodowane przez los i szukające zewnętrznego usprawiedliwienia swoich porażek. Jak to w życiu. Zdarzają się też politycy. Zwłaszcza ci, którzy nie widzą innych szans na swoje zaistnienie poza agresją i ostrą krytyką.

* Potrafi podać Pan nazwiska?

- Tak, ale po co? Nigdy podaję do publicznej wiadomości ani listy wrogów, ani też przyjaciół.

* Ile jest tych osób?

- Nie liczę.

* Panie Prezydencie, rzadko się Pan uśmiecha. To kwestia charakteru, poza czy ćwiczy Pan przed lustrem?

- Na pewno nie ćwiczę przed lustrem. Rzadko po prostu pokazuję emocje. Pozytywne i negatywne. To po prostu leży w moim charakterze. Jest to też naturalny sposób bycia. Nie oznacza to jednak, że jestem wolny od emocji. Natomiast uważam też, iż prezydent miasta powinien, także dla swojej wiarygodności, być stonowany w emocjach i reakcjach na różne zdarzenia. Mam też zasadę, że chwalę publicznie, ganię w zaciszu gabinetu. W ocenach zewnętrznych zachowuje absolutną wstrzemięźliwość.

* Wzloty i upadki w czasie dziesięciu lat rządzenia Wrocławiem?

- Najważniejsze wydarzenia to oczywiście czas Kongresu Eucharystycznego, ogromna satysfakcja z zakończenia przebudowy Ostrowa Tumskiego i Rynku, otwarcie wrocławskiego lotniska, finał obrony miasta przed powodzią czy też pierwszy sylwester na wrocławskim Rynku. To rzeczywiście były wyjątkowe chwile, źródła ogromnej satysfakcji i radości. To także czas wielkiej ulgi, bo tylko ja wiem, ile przy tych przedsięwzięciach było stresów i wysiłku.
Natomiast, co ciekawe, chwile upadku były zazwyczaj związane z tymi późniejszymi sukcesami. Inaczej rozkładały się tylko w czasie. Np. powódź to najgorsze chwile w życiu, zwłaszcza noc, w czasie której na skutek błędnie przesłanej informacji o drugiej fali niemalże nie zlikwidowano obrony przyczółka obrony na wale przeciwpowodziowym Ostrowa Tumskiego. To, że udało mi się zweryfikować fałszywą informację, wiedziałem dopiero dwie godziny później. Drugi przykład: remont Rynku. Przecież przez cały czas byłem nieustannym przedmiotem ataków, drwin i częstego powątpiewania w sukces. Te dwa lata to spory wysiłek i niezła lekcja pokory. Podobnie było z otwarciem portu lotniczego. A przecież w momencie startu pierwszego samolotu z Frankfurtu do Wrocławia i rozpoczęcia oficjalnych uroczystości nie miałem jeszcze zgody na eksploatację. Na szczęście przyle-ciała wraz z ministrem Liberadzkim. Wreszcie VAT. Mam jednak nadzieję że zakończy się tak samo, jak inne początkowe nieszczęścia...

* Dziękuję za rozmowę.


Bogdan Andrzej Zdrojewski - socjolog, prezydent Wrocławia

urodzony: 18 maja 1957 roku w Kłodzku

żona: Barbara z domu Mietelska, prowadzi „Galerię na Solnym”

dzieci: Karolina (1983) i Stanisław (1984)

studia: Uniwersytet Wrocławski - filozofia (1983), kulturoznawstwo (1985)

praca: Akademia Ekonomiczna - Katedra Socjologii i Polityki Społecznej - pracownik naukowy 1983-89; Uniwersytet Wrocławski - Instytut Socjologii - pracownik naukowy 1989-90; Urząd Miejski Wrocławia - prezydent miasta od 1990 (w trakcie trzeciej kadencji); senator RP IV. kadencji od 1997 roku (niezależny) - do 2000 roku; radny Rady Miejskiej Wrocławia I. kadencji (1990-94 SPW-WKO), II. kadencji (1994-98 „Wrocław 2000”), III. kadencji (od 1998 roku „Wrocław 2000 plus”)

członkostwa: NZS 1980-85, przewodniczący NZS na Uniwersytecie Wrocławskim 1982-84; Wrocławski Komitet Obywatelski „S” - sekretarz WKO 1989-90; honorowy przewodniczący Dolnośląskiego Komitetu Obywatelskiego (1995-97); przewodniczący Krajowej Konferencji Komitetów Obywatelskich (1996-97)

działacz: NZS-u, współredaktor drugoobiegowych pism - „Komunikaty”, „Przedruki” i „Victoria”; założyciel i kierownik Ośrodka Badań Społecznych przy RKW NSZZ „S” Dolny Śląsk (1989-90)

członek rad: Rady ds. Samorządu Terytorialnego przy Prezydencie RP (1993-95); Rady Kredyt Banku SA (1994-97); Rady Kuratorów Fundacji ZNiO (od 1996); Rady Programowej Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej (od 1995); członek Konwentu Prezydentów Największych Miast Polskich; Kolegium Rektorów Wyższych Uczelni Wrocławia i Opola

dewiza: rób coś, kochaj kogoś, nie bądź gałganem, żyj poważnie

zainteresowania: fotografia, tenis, muzyka, sztuka ogrodów

adres: Urząd Miejski Wrocławia, Sukiennice 9, 50-107 Wrocław, tel. (0-71) 344 77 95, fax 344 80 56

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto