Przeszło dwie godziny prokurator Bartosz Pęcherzewski odczytywał wczoraj w Sądzie Okręgowym akt oskarżenia znanego wrocławskiego ginekologa Andrzeja W. Zarzutów jest przeszło osiemdziesiąt.
Usłyszeliśmy o żądaniu łapówek, uzależnianiu wykonania operacji w państwowym szpitalu od wpłacania pieniędzy do prywatnej kieszeni pana doktora. O narażaniu życia pacjentek poprzez przeprowadzanie ryzykownych zabiegów w nieodpowiednich warunkach prywatnego gabinetu. A także o oszustwach - wmawianiu chorób tylko po to, żeby wyciągnąć pieniądze od zupełnie zdrowych kobiet.
Z ustaleń śledztwa wynika, że w swoim prywatnym gabinecie doktor Andrzej W. usypiał swoje pacjentki, stosując lek, który może być używany tylko w szpitalu i tylko w obecności anestezjologa. Co więcej, nie zawsze zabiegi te były w ogóle potrzebne.
Najbardziej szokujący wątek sprawy to wmawianie chorób. Według prokuratury lekarz wprowadzał pacjentki w stan narkozy, a potem przekonywał, że wykonał zabieg i wyleczył chorobę. Jedna z pacjentek była tak oszukiwana przez prawie dwa lata. W tym czasie lekarz usypiał ją aż 9 razy. Za leczenie, którego nie było, zapłaciła 9 tys. zł.
Dalszy ciąg procesu będzie tajny. Sąd zgodził się z opinią obrońców lekarza, że w sprawie omawiane będą kwestie dotyczące tajemnicy lekarskiej.
Pokrzywdzonych w całej sprawie jest kilkadziesiąt kobiet. Kilka chce występować w sprawie jako oskarżyciele posiłkowi. Jedno z małżeństw już zażądało od lekarza 10 tys. zł odszkodowania.
Andrzej W. przekonuje, że jest niewinny. Jego zdaniem cała sprawa to skutek pomówień zawistnych lekarzy. W czasie przerwy w rozprawie przekonywał dziennikarzy, że naraził się środowisku wrocławskich ginekologów jeszcze w latach 80. Uważa, że zarzuty mają podtekst polityczny i wiążą się z faktem współpracy lekarzy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.
Doktor W. uważa, że zarzuty dotyczące usypiania pacjentek są bezpodstawne. Uważa, że miał prawo wykonywać w swoim gabinecie zabiegi, które kwestionuje oskarżenie. Zapewnia, że nigdy nie wmawiał chorób, których nie było.
Lata śledztwa
Śledztwo trwało wiele lat. Pierwszy akt oskarżenia powstał w 2007 roku.
Obejmował znacznie mniejszą niż dziś listę zarzutów. Sąd nie przyjął jednak zarzutów i nakazał uzupełnienie śledztwa. Prokuraturze nakazano m.in. powołanie zespołu biegłych lekarzy, którzy oceniliby zachowanie Andrzeja W.
Taka ekspertyza powstała. i - jak twierdzi prokuratura - jest dla oskarżonego lekarza bardzo niekorzystna.
Oskarżony doktor dziś jest ordynatorem oddziału szpitala w Brzegu (województwo opolskie).
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?