Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa MM. Arkadiusz Wojnarowski: Chcę odpocząć od filmu

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
Arkadiusz Wojnarowski
Arkadiusz Wojnarowski Materiały prasowe
O "Drodze na drugą stronę" i blichtrze festiwali rozmawiamy z Arkadiuszem Wojnarowskim, wrocławskim producentem filmowym.

Film "Crulic - Droga na drugą stronę" miał swoją premierę 1 grudnia ubiegłego roku. Wyreżyserowała go Anci Damian z Rumunii. Produkcją zajął się wrocławianin, Arkadiusz Wojnarowski. Obraz zdobył Lamparta w Locarno, był też nominowany do Złotych Lwów."Crulic..." to prawdziwa historia Rumuna, który na znak protestu zagłodził się w polskim więzieniu.**Film jest połączeniem dokumentu i animacji.
Dzisiaj Arkadiusz Wojnarowski pracuje nad polsko-czeską produkcją, a jednocześnie prowadzi zajęcia ze studentami w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim.**
Oglądałeś ostatnio film, który poruszałby jakąś bulwersującą sprawę?**

Widziałem filmy poruszające ważne sprawy, ale nie takie, które koncentrowałyby się na jednym bohaterze. Byłem np. na „Róży”. Ale nie widziałem filmu, który tak jak „Droga na drugą stronę” poruszałby problemy jednostki.

A „Wstyd” Steve’a McQueena?

Jeszcze nie widziałem. Bolączką producentów jest właśnie to, że nie mają czasu oglądać filmów. Jeździmy na festiwale i tam sukcesem jest obejrzenie jednego filmu. Byłem kiedyś w Cannes i nie udało mi się zobaczyć żadnego obrazu.

Nowe Horyzonty we Wrocławiu to jedyny festiwal, gdzie oglądam filmy. Ale to dlatego, że pochodzę z tego miasta. Kino Nowych Horyzontów najbardziej odpowiada moim oczekiwaniom. Na tym festiwalu widziałem inne filmy McQueena, np. „Głód”.

No właśnie. „Głód” trochę zamieszał w fabule „Drogi na drugą stronę”.

Film "Droga na drugą stronę" był już zgłoszony jako fabuła, ale reżyserka przekonała mnie do tego, że warto dokonać pewnych zmian. Nie planowaliśmy pełnometrażowej animacji. To był przypadek. Gdyby nie surrealistyczne ujęcia w „Głodzie”, nasza produkcja miałaby inny wymiar. Zdecydowaliśmy przeanimować zdjęcia fabularne. Z oryginalnych materiałów pozostawiliśmy między innymi karetkę i drogę.

To Twoja pierwsza animacja.

Tak, nie liczę oczywiście filmów poklatkowych, które robiłem w dzieciństwie kamerą i wężykiem. Jako dziecko zrobiłem lalkową animację - to była super sprawa. Miałem swój projektor i stół montażowy. W 1990 roku grałem w filmie animowanym pt. „Animalki”. To był wtedy jedyny polski obraz, który łączył postaci fabularne z rysunkami.

Nie chciałeś pozostać w zawodzie aktora? Dlaczego przeszedłeś do produkcji?

Życie wymusiło ode mnie takie decyzje. W roku 1982 zdałem maturę. To nie były dobre czasy dla polskiego kina. W Gdyni nie mieli co wyświetlać, wrocławska wytwórnia prawie niczym się nie zajmowała, łódzka szła do likwidacji, warszawska miała charakter dokumentalny. Moja mama była w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Nie mogłem zostać aktorem - ten zawód kojarzył się z niestabilnością finansową. Wtedy pomyślałem o studiach prawniczych.

Ale próbowałeś dostać się do szkoły aktorskiej.

Poszedłem na ten egzamin tylko dla spokoju sumienia. Zdałem się na los. Na dodatek nie umiałem śpiewać. Wybrałem piosenkę Młynarskiego pt. „Ballada o siedmiu nożach”, bo miałem wrażenie, że tylko z tym dam sobie radę. Egzaminatorzy poprosili mnie do fortepianu, a wtedy wszystko wyszło na jaw. Tak los rzucił mnie na prawo. Skończyłem studia zagraniczne, zrobiłem aplikację i pod wpływem późniejszych wydarzeń postanowiłem wrócić do filmu. Chciałem połączyć prawo i wiedzę o filmie.

Będzie kolejna animacja?

Animacja nie, robię teraz fabułę.

Tę o krowach pasących się w lesie?

Czy one się tam pasą, to nie wiem. Raczej uciekają przed ludźmi. Błąkają się po jaskiniach. Zaczynają żyć w ukryciu. A to dlatego, że przepis unijny nakazał ubój wszystkich zwierząt, bo jedna z tych krów ma podobno BSE. Totalny absurd. Trochę w orwellowskim stylu.

Będziesz chciał jeszcze zająć się animacją?

Nad filmem „Droga na drugą stronę” pracuję już trzy lata, a przede mną jeszcze co najmniej pięć, bo zostałem jego dystrybutorem. Jestem zmęczony. A praca przy filmie to też jego promocja - właśnie zakończyłem trasę w ramach projektu „Polska Światłoczuła” . Z rozpędu robię jeszcze ten czesko-polski film „Bella Mia”, ale nie planuję nic nowego. Chciałbym się poświęcić wyłącznie pracy dydaktycznej w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego.

Nie żal będzie Ci tego blichtru, festiwalowego życia?

Nie odczuwam atmosfery z tym związanej jako blichtru. Teraz równoważę te dwie rzeczy, ale to dużo mnie kosztuje. Na przykład po pokazie w ramach "Polski Światłoczułej", o godz. 20.30 jechałem do Wrocławia sypialnym pociągiem, by dotrzeć na zajęcia. O godz. 5 byłem we Wrocławiu. O 5.30 przyszedłem na uczelnię, bo nie byłoby sensu się kłaść, o 13. skończyłem zajęcia, po czym ludzie z "Polski Światłoczułej" wywieźli mnie gdzieś w Sudety, dotarłem z powrotem na zajęcia wtorkowe, po czym pojechałem na OFF Plus Camera. Jeśli ma się jeszcze rodzinę, to nie można tego pogodzić. Pewnie trochę zatęsknię jeszcze za produkcją filmową . Na razie muszę odpocząć.

Dziękuję bardzo.


Czytaj też:


Matura 2012 z CKE język polski



Twórz z nami MM Wrocław


Matura 2012 z CKE matematyka


Hakuna matata! Konkurs na zdjęcia z zoo

**

**

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto