Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rajd Tropiciel: ralacja z wyprawy

Redakcja
110 śmiałków, 40-kilometrowa trasa pod osłoną nocy. W nocy z 22 na 23 maja odbył się już drugi Przygodowy Rajd na Orientację Tropiciel.

Uczestnicy, którzy wychodzili z bazy rajdu w Leśnicy w cztero lub pięcioosobowych grupach, mieli za zadanie przejść 40-kilometrową trasę w ciągu 12 godzin, zaliczając po drodze wszystkie wyznaczone punkty kontrolne. Ci, którym się to udało, otrzymali miano "Tropiciela". Dodatkowo dla drużyny, która jako pierwsza dotarła do bazy, organizatorzy przygotowali nagrody.

Przeczytajcie subiektywną relację z rajdu Katarzyny Pająk, uczestniczki wyprawy:

- Razem z Łukaszem, który robił zdjęcia, obiecaliśmy przyjść na start i powęszyć trochę, przedstawiając potem organizatorom efekt naszych obserwacji. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego dużego rajdu, owszem, jakieś drobne przygody z biegami na orientację były, ale żeby na taką skalę – to nigdy wcześniej.

Uczestnicy rajdu Tropiciel


Do tramwaju jadącego w kierunku Leśnicy dostaliśmy się kilka minut po godz. 18 i już tam poczułam atmosferę rajdu. Dwie dziewczynki, których wieku nie ustaliłam, a których na starcie nie odnalazłam, z nieukrywanymi emocjami zastanawiały się nad pogodą i nad sposobami przetrwania do rana w plenerze. Pętla Leśnica. Baza – rzut kamieniem.

Stoimy w kolejce do rejestracji. Póki co utrzymujemy, że idziemy. Mili ludzie w czerwonych koszulkach – w razie wątpliwości – do nich zwracać się z pytaniami. Przy rejestracji, jak wszyscy, dostaliśmy wyprawkę na drogę: regulamin, drobiazg odblaskowy, saszetkę z pierwszą pomocą, woreczek na mapę i kilka mniej istotnych rzeczy. Koniec formalności, możemy porozmawiać z uczestnikami. Jeszcze tylko jedna uwaga szamoczących się z namiotem organizatorów: "Nie kreujcie rzeczywistości, którą opisujecie".

Pomogliśmy im rozstawić namiot. Siedzieli przed bazą i spożywali coś, kiedy się na nich czaiłam. Zastanawiałam się, czy mnie nie przegonią. Trzy głębokie wdechy i podeszłam. Przedstawiłam w kilku słowach, co ja tutaj robię i czy porozmawiają ze mną chwilę. Zgodzili się. Wilki Mroku. Czteroosobowa drużyna chłopaków z politechniki. Zamierzali wystartować bez szczególnego kondycyjnego przygotowania, ale za to z prowiantem i dużą ilością dobrego humoru. Chwila żartów, życzenie powodzenia i już.

Pierwsze koty za płoty. Uff. Potem udało mi się jeszcze w całym zamieszaniu zamienić dwa słowa z kilkoma zespołami. W większości studenci politechniki. Z odrobiną słodkości, żeby przetrwać, latarkami na czoło, kompasami i przekonaniem, że będą pierwsi. Większość w takiej zabawie brała udział pierwszy raz. Ale spotkaliśmy drużynę, która przygotowana była niezwykle profesjonalnie i w niejednym rajdzie już uczestniczyła. Nie będę jednak zdradzać ich tajemnic.

Rajd odbył się po raz drugi, a właściwie po raz trzeci. Pierwszą, nieformalną edycją Tropiciela był Pierwszy Wrocławski Nocny Rajd na Orientację w grudniu 2007 roku. Od zeszłego roku grupa organizatorów rozrosła się z dwóch osób do trzydziestu.

Jak było tym razem? Drużyny wychodziły co pięć minut, od dziewiątej. Miały do zaliczenia osiem punktów, przechodząc około 40 kilometrów. Kiedy już zapadł zmrok, i kiedy wiele drużyn już wyruszyło, stwierdziliśmy, że pora na nas. Urzekła mnie atmosfera panująca na starcie. Dużo żartów i pozytywnej energii. Dawno w jednym miejscu nie spotkałam tylu miłych ludzi. Żegnając się z bazą usłyszałam jedno mądre zdanie, bo przecież uczestnicy Tropiciela  muszą chodzić po górach: "A źli ludzie nie dostrzegają piękna chodzenia po górach".

od 12 lat
Wideo

Kierowca ciężarówki dachował w przydrożnym rowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto