Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Popiszecie? Popiszemy!

Łukasz Błaszczyk
Łukasz Błaszczyk
Truizmem jest, że każdy ma w sobie artystę, mniej lub bardziej zakamuflowanego. W redakcji MM Wrocław głęboko wierzymy, że i w Was, drodzy użytkownicy, czai się taki domorosły artysta, więc postanowiliśmy go uwolnić.

Tytuł - trawestację popularnego manifestu PRL-owskiego - należy traktować jak najbardziej dosłownie. A więc chodzi tu o pisarski coming out, który jak wszelki inny, jest rzeczą niełatwą. Stąd i decyzja o zaprzęgnięciu całej inicjatywy we wspólnotową platformę.

Była propaganda, czas na konkrety: inicjatywa polega na wspólnym pisaniu opowiadania poprzez dodawanie komentarzy pod artykułem, które po subtelnym retuszu będą scalane z dotychczasowym materiałem, stając się tym samym częścią całości.

Wobec wspaniałego odzewu ze strony naszego użytkownika, Grzegorza Seredyńskiego, postanowiliśmy nieco zmodyfikować pierwotną wizję współtworzenia opowiadania. I tak ze współautora pan Seredyński został koordynatorem i głównym twórcą opowiadania zatytuowanego "Zmartwione warkoczyki Joasi", który będzie czymś w rodzaju przewrotnego kryminału osadzonego w realiach współczesnego Wrocławia.

A zatem to spod jego pióra wyjdzie cała historia, publikowana na MM Wrocław w odcinkach, ale jest to fabuła, na którą każdy z nas ma wpływ. Jeśli nie odpowiada nam jej rozwój, zawsze możemy pokierować ją w innym kierunku, poprzez dodawanie komentarzy pod tekstem. Mogą to być zarówno krótkie wskazówki czy spostrzeżenia, lub gotowe porcje tekstu, o dowolnej długości, które scalimy z dotychczasową całością.

Zapraszamy do lektury i współtworzenia opowiadania "Zmartwione warkoczyki Joasi".


Zmartwione warkoczyki Joasi


Rozdział 1

Sylwestra spędzili na Rynku. Był ścisk, ale fajnie. Joasia bawiła się świetnie. Znacznie lepiej niż rok temu, gdy Zbyszek (doktor na wrocławskiej germanistyce) zabrał ją na bal pracowników naukowych. Same grube ryby i ich żony, ciekawie przyglądające się jej i na pewno myślące: „o, poderwała siksa naszego Zbigniewa, to dla niej zostawił żonę i synka." Gdy przyszło do całowania przed północą, o mało nie uchwyciła ich kamera. „To byłaby pamiątka” – żałowała. A skoro transmisja z Wrocławia szła na całą Polskę, to może zobaczyliby ich jej, mieszkający w Wołowie, rodzice. Tak przecież Zbycha polubili. Podczas Wigilii tato zaproponował mu nawet, aby przeszli na „ty”.

Po powrocie do domu taksówką (trafił im się ekstra merc) kochali się. Nie jakoś gwałtownie, ale długo. Tak jak on lubił, więc zmarzła odrobinę w plecy. Potem szybciutko zasnęła czując na karku jego oddech. W nocy wydawało się jej, jakby wstawał. „Chyba po czekoladę w lodówce” – pomyślała z rozrzewnieniem. Miał jednak jak na swoje lata super sylwetkę. „Niech je” – westchnęła więc i usnęła na dobre.
Gdy 1 stycznia, popołudniem mieli pójść do kina, aby obejrzeć „Ile waży koń trojański” Machulskiego, on jakoś zwlekał i ociągał się.

- Porozmawiajmy - zaproponował jakimś przedziwnym głosem. Wiecie już, co się stało? Ależ oczywiście od słowa do słowa wydukał, że … była żona, że jej depresja, że jakiś jej pobyt w Lubiążu ostatnio, że dorastający syn… no i stanęło na tym, musiało stanąć, że odchodzi, … że bardzo przeprasza, że jest ogromnie wdzięczny, że był zaszczycony, że ona taka.. i w ogóle. I, że oczywiście, rzecz bardzo ważna, że może mieszkać tutaj (nowe apartamenty na Reja) jak długo zechce, nawet do obrony pracy magisterskiej, że on już musi wyjść, choć wie, że ją zawiódł i czuje się jak troglodyta. TROGLODYTA! – tak wyraźnie powiedział.

Drzwi zamknęły się. Gdy wyjrzała przez okno, z parkingu wyjechała pokryta szronem jego ukochana srebrna Alfa. Mignęły dwa razy czerwone światła stopu. Z prawej strony krwiste oko lampki mrugnęło trochę słabiej. Jednocześnie zapaliła się lampka biała, oznaczająca wrzucenie wstecznego biegu. „Wraca” – zadrżała głupią nadzieją. Niestety zaraz przypomniała sobie, że to zwarcie. Zwykłe elektryczne zwarcie. Mówił o nim już przed Świętami. Miał nawet naprawić w zaprzyjaźnionym warsztacie na Trzebnickiej (zawsze mało brali). Nie było jednak czasu.

Joanka otworzyła okno. W stronę Odry. Zaszumiało miasto. Od rzeki powiało mroźnym powietrzem, a wiatr przyniósł krzyk mew.
- Kurwa! - zaklęła głośno i aż przestraszyła się tego słowa. Joaśka nie przeklinała bowiem nigdy, nawet w myślach.
- Jak w taniej telenoweli. Nie, jak w „Nigdy w życiu”. Już trochę lepiej, już wyższy poziom. Sarkazmem chciała zgasić narastający w środku ból. Zobaczyła Stenkę, Żmijewskiego, Brodzik. Zobaczyła siebie.
Puściła Cohena. Popłynęła nastrojowa ballada.

Like a bird on the wire
Like a drunk in midnight choir
I have tried in my way to be free.

Like a worm on a hook
Like a knight from some old-fashioned book
I have saved all my ribbons for thee

Cohena nauczył ją kochać Zbyszek. Tak jak wielu innych rzeczy.
Zmierzch gasił wspaniały widok na rzekę. Jakże go uwielbiała. Jakże ją kochała.
- Rzeko, rzeko – zadumała się.
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności urodziła się w Szczecinie. Często patrzyła na szare fale i marzyła, by popłynąć w dół rzeki, w górę mapy…
Rzeka, woda, Ofelia, samobójstwo… Zaraz to jednak wyśmiała. Ukarać go, dobrze i co dalej? A ona „za rzekę w cień drzew”? Na drugi brzeg? Czy jednak istnieje drugi brzeg Styksu…?
Dotknęła warkoczy. Warkoczyków w zasadzie. Rozplotła ten z lewej strony. Cohen nadal śpiewał o ptaku na uwięzi, o pijaku, i o tym, jak to próbował na swój sposób być wolny…
Dzwonek do drzwi. Elektryczny dreszcz przez jej ciało. Może to on? Przekręciła szybko motylek zamka i otworzyła drzwi…

Rozdział 2

Niestety, nie on. To byłoby zbyt piękne. Zamiast niego trzech mężczyzn. Wyglądali dość komicznie, ponieważ ten w środku, ubrany w schludną, skórzaną kurtkę, miał po bokach dwóch osiłków, przystrojonych pstrokato i nader badziewiasto. Kolędnicy, trzej królowie? – to pierwsze przebiegło dziewczynie przez myśl.
-My do Zbyszka- rzucił najmniejszy z nich, ten w środki i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, bezceremonialnie wszedł do mieszkania. Dryblasy władowały się za nim.
- Gdzie on jest? - odezwał się ponownie. Widać był szefem, bo osiłki tyko stały i rejestrowały wydarzenia.
Joasia zdrętwiała. Czuła, że dzieje się coś niedobrego. Chol

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto