Zobacz inne: Spoza miasta
Jeden z braci przemierzył już na własnych nogach Europę i Stany Zjednoczone. Teraz pokonuje Syberię. Generalnie - chce przebiec świat dookoła. Drugi od tygodnia zdąża w kierunku Rzymu. Niedługo przekroczy polsko-czeską granicę. Swój bieg zadedykował Janowi Pawłowi II.
- Bieganie, to wspaniała sprawa - uważa Ewa Kuryło, żona Pawła, który zmierza do Rzymu. Sama też często wyrusza w trasę. Ma już na koncie między innymi bieg dwunastogodzinny. - Bardzo jestem dumna, że go ukończyłam - mówi. Jak może, na bieganie po okolicy zabiera ze sobą dzieci. Bakcyla ponoć już połknęły.
Piotr, który biegnie dookoła świata i Paweł są bliźniakami. Mieszkają we wsi Pruska Wielka, niedaleko Augustowa. Do wyczynów tego pierwszego wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić. Przemierzył Polskę wzdłuż i wszerz. Zaliczył bieg do Watykanu, pokonał na własnych nogach całą Europę. Teraz chce pokonać cały świat.
Paweł, choć też biegał, takich spektakularnych przedsięwzięć nie dokonywał. Pokonał wprawdzie trasę z Polski do Grecji, ale jakoś głośno o tym nie było.
- Tu nie chodzi o sławę czy ściganie się z bratem - mówi pytany o to, dlaczego zdecydował się na bieg do Rzymu. - Chcę uczcić wielkiego człowieka, jakim był Jan Paweł II. On tyle dobrego zrobił dla świata i Polski w szczególności.
Jak się zacznie, wypada skończyć
Decyzję o tym, że w związku z beatyfikację Papieża-Polaka pobiegnie do Rzymu podjął już jakiś czas temu. Własnoręcznie wykonał drewniany wózek, który chciał za sobą ciągnąć. Miał w nim spać i przewozić najniezbędniejsze rzeczy. Rozpoczął też pielgrzymki po augustowskich firmach, by wsparły jego wyprawę.
- Byłem w czterdziestu miejscach - opowiada. - Nikt nie chciał pomóc.
W sumie dziwne, bo taki bieg, nagłośniony przez media, to dobra reklama. Nad propozycją biegacza pochylili się dopiero szefowie firmy Transdźwig Zawadzcy.
- Nie robimy tego w celach marketingowych - zastrzega Mirosław Zawadzki. - Uznaliśmy, że temu bardzo skromnemu człowiekowi pomoc się po prostu należy.
W Transdźwigu wykonano nowy wózek. Znacznie lżejszy i nowocześniejszy od poprzedniego. Firma ma też wspierać biegacza aż do mety. Trasę przez Polskę, Czechy, Austrię i Włochy zamierza pokonać w pięć tygodni. Na miejsce chce dotrzeć kilka dni przed zaplanowanymi na 1 maja uroczystościami związanymi z beatyfikacją Jana Pawła II.
Dziennie do przebiegnięcia jest około 70 kilometrów. W nogach ma już ponad 500. Parę nocy udało mu się przespać na plebaniach. Ale nie zawsze była taka możliwość. Spał więc w wózku. Mocno marzł, bo noce są jeszcze bardzo chłodne.
Wyprawy Piotra Kuryły też specjalnie przygotowane nie są. Wózek, najniezbędniejsze rzeczy, w tym kilka par butów, trochę pieniędzy i w drogę.
- A jak już się zacznie biec, to wypada skończyć - mówił swego czasu.
Po drodze zdarza mu się wiele przygód. Niszczą się wózki, brakuje pieniędzy. Ale jakoś sobie radzi.
Z biegania dochodów nie ma
Piotr sam kiedyś się zastanawiał, skąd w ich rodzinie to bieganie się wzięło.
- Jak byliśmy dziećmi, to, wracając z pola, urządzaliśmy z ojcem wyścigi - opowiadał. - Każdy chciał być pierwszy.
Biegali więc od małego. I starszy brat, i bliźniacy. Uprawiali też wiele innych dyscyplin sportowych. - Na poważnie bieganiem Paweł zajął się dopiero po trzydziestce, czyli za późno - uważa jego żona Ewa. - To wiek, który wyklucza już osiąganie poważniejszych sukcesów.
Ale bez tego bracia nie potrafią już żyć. Codzienna porcja pokonanych kilometrów jest im potrzebna jak powietrze.
- Razem raczej nie trenują, bo przynajmniej do tej pory biegali na nieco innych dystansach - opowiada Izabela Kuryło, żona Piotra. - Mój mąż przemierzał choćby Europę, a szwagier biegał w maratonach. Jemu więc wystarczyło, że przebiegł się do stacji benzynowej w Augustowie i z powrotem. A Piotrek w ciągu dnia pokonywał np. trasę do Grajewa. Pod wieczór był już w domu.
Piotr Kuryło przyznał, że w trasie odmawia różaniec. - To najlepsze narzędzie do medytacji – uważa.
Paweł również jest bardzo pobożny. - Jesteśmy prawdziwymi katolikami, a nie takimi niedzielnymi - mówi Ewa Kuryło.
Ale żyje im się tak sobie. Bo z biegania dochodów nie ma.
- Jest raczej przeciwnie - mówią zgodnie obie żony. - Trzeba oszczędzać na kolejne wyprawy.
Paweł Kuryło jest już od dłuższego czasu bezrobotny. Budowlańcowi z zawodu w sezonie udaje mu się tu i ówdzie popracować. Piotra zatrudnia z kolei na pół etatu augustowska firma Ślepsk. Ale na bieg dookoła świata wziął bezpłatny urlop.
- Czasami mam już tego dość - przyznaje Izabela Kuryło. - W domu dzieją się różne rzeczy, a jego wciąż nie ma, bo biega. Ale szybko mi przechodzi. Przecież mu tego biegania nie zabronię.
Piotr ma dwoje dzieci. Paweł natomiast - czworo. W wieku od siedmiu do jedenastu lat.
- Lekko nie jest - mówi o finansowej sytuacji rodziny Ewa Kuryło. - Jednak koniec z końcem jakoś wiążemy.
Tego trzeba spróbować
Ewa męża doskonale rozumie. Tego, czym jest bieganie nie pojmie bowiem nikt, kto tego nie spróbował. - Zachęcamy do tego nasze dzieci, bo to znakomity sposób na spędzenie wolnego czasu - tłumaczy. - Znacznie lepszy niż przesiadywanie godzinami przed komputerem, czy, nie daj Boże, picie albo zażywanie narkotyków.
Bliźniacy mają po 39 lat. Dla długodystansowców to żaden wiek. - Spotykałem nawet takich, co mieli po 80 lat - opowiadał Piotr Kuryło. Wszystko więc jeszcze przed nimi...
Źródło: Tomasz Kubaszewski, Bez biegania nie potrafią żyć, www.wspolczesna.pl
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?