Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marzena Diakun: Dobry dyrygent musi być świetnym muzykiem, a czasem i psychologiem

Katarzyna Kaczorowska
Z Marzeną Diakun, dyrygentem, laureatką Srebrnej Batuty IX Międzynarodowego Konkursu im. Grzegorza Fitelberga, wykładowcą wrocławskiej Akademii Muzycznej, rozmawia Katarzyna Kaczorowska

Rzeczywiście dyrygentura to zawód dla mężczyzny?
Jest tak postrzegany i pewnie dużo cech charakteru, które powinien mieć dyrygent,to cechy męskie.

Czyli jakie?
Na przykład skoncentrowanie się na jednym celu i dążenie do niego. My, kobiety, mamy podzielność uwagi, widzimy wiele różnych rzeczy równocześnie, a to czasem przeszkadza w dyrygenturze, więc trzeba mieć tego świadomość. Ale za to jesteśmy bardziej emocjonalne.

Co chyba pomaga?
I to bardzo, więcej nawet - dyrygent mężczyzna powinien się na tę emocjonalność otworzyć.

Być bardziej kobiecym?
Nie wiem, czy panowie nie poczują się urażeni, ale trochę tak.

Od zawsze wiedziała Pani,że chce stać za pulpitem z batutą w dłoni i kierować orkiestrą?
Miałam 6-7 lat i marzyłam, że będę dyrygentem. Czasem tańczyłam z muzyką po pokoju,bo trudno nazywać wykonywane przeze mnie ruchy dyrygowaniem. Muzyka w moim do-mu była od zawsze. Rodzice są wielkimi melomanami, więc co tydzień byliśmy w filharmonii na koncercie, a w odpowiednim momencie najpierw brat, a kilka lat później i ja poszliśmy do szkoły muzycznej.

I tam poznali się na Pani talencie do dyrygowania?
Było trochę inaczej. Jednaz moich nauczycielek dowiedziała się, że marzę o dyrygenturze. Podpowiedziała mi, że-bym zawalczyła o przyjęcie nakurs u profesora Jerzego Salwarowskiego w Toruniu. Kurs był dla uczniów szkół muzycznych i studentów powyżej 18. roku życia, ja byłam w klasie przedmaturalnej. I dostałam się!Znalazłam się w grupie dwu-nastu osób i kiedy pierwszy raz w życiu dane mi było dyrygować orkiestrą, zrozumiałam, że muszę spróbować dostać sięna studia dyrygentury, bo to jest to, co chcę robić w przyszłości.


To zapytam tak: czy to jest trudny zawód dla kobiety?

To w ogóle jest trudny zawód, również dla mężczyzny. Z tych wszystkich absolwentów, wrocławskich, polskich czy jeszcze szerzej - europejskich - uczelni dyrygować będzie jakieś 10 procent osób. Tym bardziej więc kobieta musi pracować trzy razy więcej, by się przebić.

Te 10 procent z szansą na karierę wynika z konkurencji, czy raczej przebić się mogą tylko wyjątkowe indywidualności?
Nie zawsze indywidualność wygrywa, niestety. Ale też decydując się na ten zawód, trzeba wiedzieć, że nas nie potrzeba wielu. Muzyków orkiestrowych, owszem, samych skrzypków w orkiestrze symfonicznej jest trzydziestu. Ale na tę orkiestrę zawsze przypada jeden dyrygent, a każda uczelnia muzyczna chce mieć wydział dyrygentury.

Bo jest prestiżowy?
Oczywiście. Ale to przede wszystkim bardzo trudne studia.

Dorota Szwarcman, ceniona krytyk muzyczna, napisała niedawno, że czas wielkich indywidualności w dyrygenturze, przynajmniej w Polsce, mija, bo orkiestra uważa,że jest równa dyrygentowi.
Hm, na pewno czasy tyranów, takich jak choćby wielki Toscanini, który krzyczał, rzucał batutą, nutami albo czymś znacznie cięższym, odeszły w prze-szłość. Dzisiaj rzeczywiście dyrygent nie może sobiena takie zachowania pozwolić.

Zostanie oskarżony o mobbing?
Raczej nie zostanie zaproszony po raz kolejny do współpracy. I rzeczywiście dyrygenci coraz częściej kalkulują, czy jednorazowy występ może przerodzić się w trwalszą współpracę. Inaczej zachowuje się ktoś, kto ma w kontrakcie stałą współpracę z orkiestrą, a inaczej ten, kto przyjeżdża na jeden koncert i oczekuje zaproszenia nanastępny rok. Niekoniecznie nawet zdecyduje o tym sama orkiestra, ale tak zwana fama, która rozchodzi się najszybciej.

Jak w takim razie utrzymać własną indywidualność, nie dając się "zjeść" orkiestrze?
Nie potrafię odpowiedziećna to pytanie. Każdy ma to coś, czym potrafi przekonać do siebie orkiestrę.

Czyli co?
Trzeba być świetnym muzykiem, a czasem i psychologiem...

A Pani jak "kupuje" orkiestrę? Staje przed nią drobna dziewczyna i muzycy myślą: "OK, nie skrzywdzimy jej"?
Błagam, tylko nie litość. Jestem sobą. Oczywiście czasami analizuję, co powinnam zmienić, co byłoby dobre dla orkiestry, ale raczej skupiam się na swoich błędach i staram się je na przyszłość eliminować. I to nie jest tak, że z każdą orkiestrą będziemy rozumieć się wspaniale. Podczas koncertu w Kopenhadze z tamtejszą orkiestrą symfoniczną natknęłam się na mur. Próbowałam do nich podejść z wielu stron; ciepłem, muzykalnością, uśmiechem i nic. W ogóle się nie rozumieliśmy. Albo oni mieli zły dzień, albo ja byłam zmęczona, a może splot różnych okoliczności sprawił, że "chemia" nie zadziałała.

A jak było na Konkursie im. Fitelberga w Katowicach?
Świetnie. Czuło się, że orkiestra Filharmonii Śląskiej dawała z siebie wszystko.

Bała się Pani?

Tak. Startowałam po raz drugi. Za pierwszym razem bardzo się rozchorowałam, ale mimo choroby zostałam zauważona i doceniona. Bałam się, że po pięciu latach mogę nie osiągnąć tego, co wcześniej.

To był sprawdzian?
Bez przesady, często bioręudział w konkursach, bo to sposób na otwarcie drzwi do sal koncertowych. Tu nie trzeba od razu wygrywać - bardziej chodzi o to, by mieć siłę przebicia i dać się zauważyć.

Podobno kluczem do zwycięstwa jest kurs u jurora.
Dlatego cieszę się, że żaden członek jury nie był moim profesorem. Różne głosy zawsze pojawiają się po konkursach, mówiące o tym, kto i dlaczego wygrał. Ja dałam z siebie wszystko i mam nadzieję, że właśnie to zostało docenione.
Prowadzi Pani różne orkiestry, dużo koncertuje w świecie. Jest coś takiego, jakspecyfika narodowa tychorkiestr?
Generalnie w Europie te wielkie orkiestry symfoniczne mają tak międzynarodowy skład,że to się zaciera, ale rzeczywiście w Stanach Zjednoczonych czy Chinach słychać, że muzycy inaczej odczuwają, a więc i grają muzykę. Ale na przykład orkiestry skandynawskie inaczej ukazują emocjonalność w muzyce. Więcej tam swoiście pojmowanego dystansu,choć nikt nie czuje Sibeliusa tak jak oni. Jeszcze inaczej grają Rosjanie, Polacy czy Czesi,których słowiańskie dusze mają jakąś wspólną emocjonalność.

A Niemcy? Jak grają?
Słynni "Berlińczycy" są w stanie przekazać każdy rodzajemocji czy ekspresji.

Macie swój wzorzec z Sevre?
Są idole. Młodzi dyrygenci fas-cynują się charyzmą Herberta von Karajana. Na topie jestGustavo Dudamel, dyrygent młody, a już bardzo znany i robiący spektakularną karierę w świecie. Ale każdy z nas jest inną mieszanką przeróżnych cech.

A Pani ma swojego idola?
Nie. Kiedy zakochałam sięw dyrygenturze, oglądanie nagrań audio-wideo z koncertów nie było tak powszechne i dostępne, jak teraz. Ja miałam kontakt tylko z dźwiękiem. Dlatego skupiam się na tym, co słyszę, a nie na tym, co widzę. Od szóstego roku życia nasiąkałam muzyką XIX wieku, prezentowaną mi przez starszego brata. I tak zostało. Do dziś ten okres w muzyce przemawia do mnie najsilniej.

Naprawdę nie ma Pani ulubionego dyrygenta?
Mam ulubione wykonaniakonkretnych utworów, np. symfonie Brahmsa z Georgem Szellem prowadzącym Orkiestrę Symfoniczną z Cleveland, symfonie Brücknera tylko pod Wandtem z "Berlińczykami" w nagraniach z końca lat 90.

Jest dzieło, które chciałaby Pani poprowadzić?
Kocham XIX wiek i wielkie dzieła symfoniczne. Myślę, że większość dyrygentów chciałaby poprowadzić czy to Brück-nera, czy symfonie Mahlera,a więc duże składy, nad którymi ma się władzę i tworzy się coś spektakularnego. Nie ograniczam się w marzeniach: chciałabym dyrygować najlepszymi orkiestrami.


Nie ma Pani kompleksów?

Nie mam.

Dyrygentowi wolno wszystko?

Nie powinien zmieniać wysokości dźwięku, a potem chyba nie ma granic, choć ja zaliczam się do nurtu, który chce być jak najwierniejszy zapisowi. Partytura to jednak nie matematyka, to nie jest 2 plus 2 równa się 4. W zapisie nutowym nie wszystko jest do końca powiedziane i można dużo zrobić. Teraz dyrygowanie musi wyglądać efektownie i nieważne, czy jest efektywne, ale takie "pokazy" to bardzo krótka droga.

W pracy dyrygenta jest miejsce na prywatne życie?
Dyrygentura to bardzo zazdrosna kobieta, o wszystko i wszystkich. Bardzo często na sukces dyrygenta pracują dwie osoby, a nawet trzy. Jeśli spojrzy pani na czołowych dyrygentów, rów-nież w Polsce, to najczęściej ich żony skupiają się na ich karierze, nie pracują, tworzą domowe ognisko. A agent dba o sprawy zawodowe. Czy tak łatwo jest znaleźć mężczyznę, który zrezygnuje z kariery i jeszcze nie będzie miał kompleksów wobec żony?

Z rodzicami rozmawia Pani przez Skype'a.
Staram się na zaniedbywać rodziny i przyjaciół. Odwiedziłam rodziców po wygranym konkursie. W Koszalinie, skąd pochodzę, nawet z tej okazji zorganizowano mi fetę.

Zwierząt Pani nie ma.
Nie przeżyłyby. Kwiatki mnie lubią, ale usychają z tęsknoty.

Musi mieć Pani w sobie dużo siły do takiej pracy.
Mam. Tę siłę czerpię z czasu spędzonego na grze w tenisa, w fitness klubie, czytaniu mnóstwa książek, słuchania jazzu na kanapie. Mam czas dla przyjaciół i najbliższych. Spędzamy go w górach na nartach bądź wspinaczce, wspólnie żeglujemy po jeziorach i morzach - te chwile dodają mi sił do pracy. 

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto