Jestem Bogiem, po pigułkach [recenzja filmowa]

Eddie Morra (Bradley Cooper) to pisarz z podpisanym kontraktem na książkę i brakiem pomysłu do jej napisania, bez perspektyw na lepsze życie. Brak weny i  migający kursor na pustym ekranie komputera stają się obsesją, nie układa się również jego życie uczuciowe - zrywa z nim dziewczyna.

Po przypadkowym spotkaniu Eddiego z byłym szwagrem (dilerem) i "prezencie",  który od niego dostaje, życie Morry całkowicie się zmienia i nabiera zawrotnego tempa... Mała przezroczysta pigułka staje się katalizatorem przemiany, narkotyk aktywuje synapsy, sprawiając, że mózg wykorzystuje swoje możliwości w stu procentach.

Morra z nieśmiałego faceta staje się duszą towarzystwa, świat staje przed nim otworem, pieniądze zaczynają się mnożyć, a przypływ weny pozwala na napisanie książki w cztery dni! Jednak co stanie się, gdy pigułki się skończą, co  będzie, gdy ustanie działanie narkotyku...?

Film "Jestem Bogiem" mimo ciekawej fabuły nie powoduje zachwytu, jest sprawnie zrealizowaną historią o ambicjach, uzależnieniu i chciwości. Akcja toczy się jednostajnym rytmem - od jednego do drugiego wątku, nie ma tutaj ani mozolnego budowania akcji, ani scen trzymających w napięciu. Wszystko jest przewidywalne, czasami ociera o nudę, choć jest "rzemieślniczo" poprawne.

Mnie szczególnie nużyła pewna powtarzalność scen, więc trudno doszukiwać się w filmie świeżości czy ciekawych inspiracji. Nawet De Niro wcielający się w rolę Carla van Loona, multimiliardera, jakoś nie porywa swoją grą aktorską.

Jestem Bogiem (Limitless)
Reżyser: Neil Burger
scenariusz: Leslie Dixon

Obsada:
Eddie Mora - Bradley Cooper
Karl van Loon - Robert De Niro
Lindy - Abbie Cornish

Czytaj również:

• Wygrany - recenzja najnowszego filmu Saniewskiego
• Poznasz przystojnego bruneta [recenzja filmowa]
• Wszystko w porządku [recenzja filmowa]