Co dalej z Jasiem i Małgosią?

Do zderzenia doszło tuż po południu. Zabytkowy tramwaju uderzył w tył "74" stojącej na przystanku koło mostu Grunwaldzkiego.

Pojazd po wypadku odholowano do zajezdni numer 6 na Biskupinie. Wczoraj oglądała go komisja powypadkowa w towarzystwie prokuratora i biegłych.

Jaś i Małgosia to tramwaj typu Berolina wyprodukowany przez firme Linke-Hoffman w 1902 roku na podwoziach Telebranda. W zdecydowanie gorszym stanie jest pierwszy wagon, czyli Jaś. Przedni podest został uszkodzony w znacznym stopniu. Małgosia ma się lepiej. Tu siłą uderzenia został wygięty fragment przedniego podestu tuż nad zaczepem. - Żeby ocenić rozmiary zniszczeń, trzeba będzie zdemonotować uszkodzone elementy i sprawdzić instalacje - przekonują fachowcy z MPK.

Pulpit motorniczego został kompletnie skasowany

Naprawa pojazdu nie będzie prosta, gdyż wszystkie uszkodzone elementy trzeba odtwarzać ręcznie. Przy usunięciu uszkodzeń takiego tramwaju potrzeba sztabu specjalistów wysokiej klasy - ślusarza, stolarza, elektryka i szklarza.

Dodatkowy problem może stanowić odtworzenie uszkodzonych części. Rekonstrukcja niektórych z nich będzie wymagała od wykonawców intuicji i wyczucia, bo nie zachowały się żadne plany pojazdu.

W tym roku Jaś i Małgosia raczej nie pojawi się na wrocławskich ulicach

- Za trzy-cztery dni przyczyny zdarzenia powinny się wyjaśnić - zaznacza Wojciech Gryczyński, prezes Towarzystwa Miłośników Wrocławia, które jest właścicielem tramwaju. - Wtedy będziemy w stanie określić dalszy plan działania - dodaje.

Na razie nie wiadomo, ile dokładnie może kosztować naprawa (prezes TMW szacuje, że od stu do dwustu tysięcy złotych), ani czy i kiedy tramwaj wróci na wrocławskie ulice. 
Sprawa powrotu Jasia i Małgosi może się rozbić właśnie o pieniądze. Zwłaszcza, że kasa TMW jest pusta po kapitalnym remoncie tramwaju, który zakończył się w maju tego roku. - Będziemy szukać sponsorów - zapowiada Gryczyński.