Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze. |
Fabuła sztampowa, ale po co wymyślać "matriksy" w komedii? Najważniejsza jest tu muzyka - popularna, kabaretowa. Pomiędzy piosenki wpisano kilka nic nie znaczących wątków fabularnych. Jest trochę Kopciuszka, jest też bogaty „książę”, zawistne koleżanki i ona - wspaniała Christina Aguilera w roli głównej, w różnych makijażach. Do tego oczywiście piękne stroje kabaretowo-teatralne, dziewczyny ubrane w same perły i pończochy, niedwuznaczni mężczyźni i on - biedny muzyk. Sporo pikanterii utrzymanej w pruderyjnych ryzach amerykańskiej moralności, dużo golizny, strusich piór i blichtru...
Jeśli masz wolne dwie godziny i lubisz plebejską rozrywkę, długonogie tancerki i skąpe, błyszczące, kabaretowe stroje oraz głos Christiny, koniecznie wybierz się na "Burleskę". A że to amerykański film, to dobro i szlachetność zwyciężą, a miłość zatriumfuje. Poza tym producent liczy tantiemy, więc musisz to zobaczyć. No chyba, że jesteś zagorzałym zwolennikiem ponurego kina dyskusyjnego o okropnościach tego świata - w tym przypadku "Burleskę" odradzam. Za mało brzydoty, za mało treści nowatorskich, odkrywczych, ba nawet wcale ich tam nie ma.
Nie wiem dlaczego po wypiciu coca-coli i zjedzeniu kubka kukurydzy, widzowie wychodzą z kina uśmiechnięci, dziewczyny są rozmarzone, chłopaki rozanieleni, ta trzecia "opcja" też coś dla siebie znajdzie. Ot, magia kina.
"Burleska". Reżyseria i scenografia Steve Antin. Występują: Cher i Christina Aguilera, Kristen Bell, Cam Gigandet, Stanley Tucci. USA 2010.
Czytaj też:
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?