Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocławianie w przedświątecznej pułapce

Arek Gołka
Arek Gołka
O konsumpcyjnym obłędzie przedświątecznym rozmawiamy z Piotrem Michałowskim, kulturoznawcą i animatorem kultury.

Mamy drugą połowę listopada, tymczasem coroczna agresywna kampania handlowo-marketingowa, związana ze Świętami Bożego Narodzenia, rozkręca się w mieście na dobre. Galerie handlowe zamiast flag w Święto Niepodległości postawiły przed sklepami choinki. W Rynku powstaje już Jarmark Bożonarodzeniowy (czytaj: Jarmark Bożonarodzeniowy zmieni wrocławski Rynek w plac Pigalle), a sklepowe półki wypełniają się świątecznymi ozdobami, produktami i motywami. Z kolei w mediach atakują nas bożonarodzeniowe reklamy w kilku do bólu zgranych konwencjach.

O zjawisku komercjalizacji Świąt Bożego Narodzenia, ale także o potędze polskiej tradycji wigilijnej, rozmawiamy z kulturoznawcą i animatorem kultury, Piotrem Michałowskim.

Kiedy tak właściwie startuje w Polsce kampania reklamowo-konsumpcyjna, skupiająca się na Bożym Narodzeniu? Czy taką symboliczną datą jest Dzień Wszystkich Świętych, czyli 1 listopada?

Kiedyś faktycznie można było obserwować taką sytuację, że z początkiem listopada, tuż po Dniu Zadusznym, wraz z otwarciem marketów, zaczynała się już nachalna komercyjna kampania bożonarodzeniowa. Choć na Zachodzie jest chyba jeszcze gorzej, bo w Anglii już w wakacje zaczyna się promowanie świątecznych zakupów. Od kilku lat widzę jednak, że w Polsce ta tendencja słabnie. Nie wiem, czy jest to skutek jakichś protestów czy zjawisko samowolne. Chociaż oczywiście nadal na wiele tygodni przed wigilią można zauważyć rozwijający się konsumpcyjny obłęd.

Z czym więc dziś kojarzą Boże Narodzenie dzieci?

Niestety, muszę stwierdzić, że coraz mniej z tym, z czym powinny - czyli z wartościami, duchowością i rodzinną atmosferą. Boże Narodzenie generalnie od zawsze uczyło nas, że dawanie jest lepsze od brania. Z tym jest przecież ściśle związana legenda o pierwowzorze św. Mikołaja - biskupie Miry. Teraz natomiast św. Mikołaj jest przedstawiany jako własna karykatura, jako klaun, który ma tylko rozbawiać i rozdawać prezenty na lewo i prawo (tak jak w słynnej corocznej reklamie Coca-Coli - przypis red.). Komercjalizacja i urynkowienie Świąt Bożego Narodzenia zdegenerowały piękny ideał. Kampania marketingowo-konsumpcyjna wyrobiła w dzieciach postawę ściśle roszczeniową. Biskup Miry mówił o dzieleniu się, zaś centra handlowe zainteresowane są jedynie wykorzystaniem świąt jako okazji do zwiększenia zysków.

A co z mikołajkami obchodzonymi tradycyjnie szóstego grudnia?

W tym przypadku jest bardzo podobnie. Dzieci zazwyczaj czekają z założonymi rękami aż pewna enigmatyczna siła - albo Mikołaj, albo rodzice - przyniosą im prezent. Pojawia się tu też dużo stresów, kiedy wszystko zaczyna być przeliczalne na wartość prezentu, a nie na emocje i wartości. Jeśli dziecko dostanie za mało prezentów lub są one zbyt kiepskie, całe mikołajki mogą być już dla niego zepsute. Jest to oczywiście pewna generalizacja, ale zawiera się w niej wiele smutnej prawdy. 

Przedświąteczna kampania konsumpcyjnaPrzedświąteczna kampania konsumpcyjna w centrach handlowych

Czy pańskim zdaniem istnieje groźba, że hałaśliwa kampania zakupowo-medialna zdoła odrzeć misterium Świąt Bożego Narodzenia z wszelkich atrybutów religijno-duchowych? Że zostanie nam tylko popkulturowy kiczowaty rytuał do odfajkowania?

Faktycznie, stajemy się mimowolnymi ofiarami pewnej pułapki marketingowej, urynkowienia wszelkich dziedzin życia. Wielkie korporacje i centra handlowe czerpią ze świątecznej atmosfery, kumulując kapitał pod przykrywką szlachetnych idei. Niebezpieczeństwo istnieje zawsze, byłbym jednak w tej kwestii optymistą.

Posłużę się przykładem - w ramach Teatru Akademii Wyobraźni w 2008 r. odgrywaliśmy w jednym z ośrodków kultury spektakl dla dzieci i młodzieży o biskupie Miry, który po nocy chodzi z kapturem i workiem, rozdając prezenty. Po zakończeniu przedstawienia poprosiliśmy dzieci o wyliczenie, jaki przedmiot może być prezentem. Padały różne hasła: komputer, rower, gra, ubrania itp. Potem poprosiliśmy, by wyliczyły, co takiego może być prezentem, nie będąc przedmiotem. Wymieniły miłość, przyjaźń, dobro, współczucie albo nadzieję. Gdy na  koniec zapytaliśmy ich, co jest ważniejsze, bez wahania odpowiedziały, że wartości niematerialne.

Sądzę więc, że nie grozi nam dominacja święta kapitalizmu z choinką i reniferami dla ozdoby.

Czyli można powiedzieć, że sztuka jest skuteczna jako odtrutka dla najmłodszych na medialno-sklepowy przemysł okołoświąteczny.

Ten nasz spektakl z pewnością taki był. Jednak w społeczeństwie konsumpcyjnym niestety nie mamy do wyboru zbyt wielu sposobów na odkrycie, co jest ważne w życiu i podzielenia się tą wiedzą z następnymi pokoleniami. Komercja pełni funkcję pewnej samo nakręcającej się spirali, bo nawet inne wychowawcze działania artystyczne, poświęcone Świętom Bożego Narodzenia, także mieszczą się w granicach tej komercji. Zbyt często takim przedsięwzięciom, skupionym na dzieciach, brak odpowiedniego komentarza, czynnika edukacyjnego.

Jak zatem bronić się przed zalewającą nas falą urynkowienia świąt? Bo chyba nie da rady odciąć się zupełnie od przekazu medialnego.

Nie da rady i wcale nie trzeba. Wierzę, że się obronimy. Rozwiązanie problemu widzę w trzech elementach: kulturze, tradycji i edukacji obywatelskiej.

To wszystko może brzmieć bardzo pompatycznie, ale to nasz jedyny ratunek.
Polacy to naród - w dobrym znaczeniu tego słowa - tradycjonalny i mają głęboko ugruntowane religijne obrzędy. Pewne granice komercyjności nigdy nie zostaną u nas przekroczone, bo nie mieściłoby się nam to w głowie. Jakiekolwiek psucie Bożego Narodzenia zostałoby uznane za zamach na pewne polskie tabu. Wierzę w zdrowy rozsądek, który zauważam u wielu młodych ludzi, z którymi na co dzień pracuję, zarówno na wsi, jak i w miastach. Polska tradycja religijna jest żywa, zaś Polacy rozumieją, że bezustannie przekazują sztafetę pokoleń. Tradycja wigilijna jest równie silna jak religia, a być może silniejsza. W wigilii i przygotowaniach do świąt w końcu biorą udział także ludzie niewierzący bądź wierzący-niepraktykujący. Stąd więc jesteśmy w stanie odrzucić szkodliwe następstwa kapitalizmu w sferze obyczajów.


Dziękuję za rozmowę.



Czytaj również:

Zmień swoje drogowe miasto
Wybory samorządowe 2010 we Wrocławiu
Ale obciach! Czego wstydzi się Wrocław
Twórz z nami MMWrocław

Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto