Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wrocław ma specjalne miejsce w moim sercu

Hanna Wieczorek
Wolfgang Peschke przekazał pamiątki związane z Wrocławiem
Wolfgang Peschke przekazał pamiątki związane z Wrocławiem Janusz Wójtowicz
Wolfgang Peschke urodził się we Wrocławiu. Po wojnie osiadł w Hamburgu, był kierownikiem poczty. Uwielbia podróżować i musiał zobaczyć, jak dzisiaj wygląda jego miasto - pisze Hanna Wieczorek

Pamiętam ulicę Kołłątaja, Rynek, plac - proszę poczekać, sprawdzę, jak się teraz nazywa. O jest, Solny. Co jeszcze? Oczywiście Oder, to znaczy rzekę, Odrę. Kościoły w centrum, Dworzec Główny. I jeszcze Liebichs Höhe - Wolfgang Peschke rozgląda się przez chwilę. - Nie wiem, jak to będzie po polsku. Tam było obserwatorium astronomiczne. Aaaa, Wzgórze Partyzantów - próbuje powtórzyć. - W tych miejscach rozpoznaję budynki, miasto mojego dzieciństwa. Ale już Szczepin... To zupełnie inny świat. Tam nic nie zostało z mojego Breslau, Wrocławia - dodaje.

Z Wolfgangiem Peschkem spotykam się we wrocławskim SPA przy ulicy Teatralnej. Przyjechał między innymi po to, żeby przekazać ocalone pamiątki - między innymi zaświadczenie o ukończeniu kursu pływania. Według dokumentu spędził na basenie 120 godzin.

- Dzięki temu wiem, jak nazywał się mój poprzednik: Mueller - uśmiecha się Paweł Skrzywanek, szef SPA. - I wiem, że miał większe uprawnienia. Ja nie mogę wydawać certyfikatów pływackich. To zabawne, przed wojną, tak jak i dzisiaj, budynek krytej pływalni miał numer 10-12. Zmieniła się tylko nazwa ulicy.

Wolfgang Peschke ma 79 lat. Urodził się we Wrocławiu. Ojciec naprawiał maszyny do szycia, mama zajmowała się domem. Wizyty w warsztacie zawsze były zajmujące. Różne maszynerie i ojciec krzątający się wokół nich. Zakład mieścił się przy ulicy Rzeźniczej, w pobliżu dzisiejszego hotelu Dorint. Zawsze blisko domu.

Bo rodzina Peschke zanim przeniosła się na Szczepin, mieszkała przy ulicy Kołłątaja. Wolfgang pamięta też, że z dziadkami (rodzicami mamy) często bywał w parku Grabiszyńskim. Zabierali go tam, bo mieszkali tuż obok, przy dzisiejszej ulicy Grabiszyńskiej. Natomiast rodzice ojca mieszkanie mieli przy ulicy Jemiołowej.

- Mama nie pracowała do 1941 roku - opowiada Wolf-gang Peschke. - W czasie wojny kobiety dostawały nakazy pracy. Mamę skierowano na krytą pływalnię przy dzisiejszej ulicy Teatralnej. Została asystentką ratownika na basenie numer 2. Między innymi pilnowała porządku, sprawdzała, czy jest czysto. Dwójka przed wojną była basenem dla pań. Ale myśmy często chodzili z bratem na ten właśnie basen. Tyle kobiet wokoło i tylko my dwaj - śmieje się.

Za chwilę poważnieje i opowiada, że nie był na tym basenie od 1943 roku, od chwili śmierci brata. Ośmioletni chłopiec spadł z antresoli na kamienną podłogę poniżej, zmarł w szpitalu po dwóch dniach.

- Mama nie wróciła do pracy na pływalni, potem przyszedł rok 1945 - wspomina. - Budynek mojej szkoły, męskiego gimnazjum, został zbombardowany jako jeden z pierwszych. Wszystkich uczniów ewakuowano do Hirschberg.

Dzisiaj nazywa się Jelenia Góra? Wolfgang Peschke słucha zdziwiony. I mówi: "Przecież ja tam byłem kilka lat temu. Na wycieczce z przewodnikiem i nie zorientowałem się, że znam to miasto".

W Jeleniej Górze odnalazła go matka, która na rozkaz gauleitera Karla Hankego musiała opuścić Wrocław. Razem dotarli do Czech, a potem do Bawarii. W Würzburgu znalazł ich ojciec.

- Mama przez pierwsze lata bardzo tęskniła za Wrocławiem - wspomina. - Ta tęsknota trochę zmalała, kiedy ożeniłem się i doczekała się dwóch wnuczek.
Wolfgang Peschke zastanawia się chwilę i mówi, że Wrocław na zawsze pozostanie jego miastem i ma specjalne miejsce w jego sercu.

- Ale gdyby ktoś zaproponował mi, żebym kupił tu mieszkanie i przeniósł się, raczej nie zdecydowałbym się na taki krok - wzdycha. - Od wielu lat mieszkam w Hamburgu, tam są moje dzieci, wnuki i znajomi. Moja żona pochodzi z Bawarii i czuje sentyment do Wrocławia tylko ze względu na mnie.

Zaraz dodaje, że to pewnie jego ostatnia wizyta we Wrocławiu. I cieszy się, że tym razem nie wybrał się na wycieczkę z przewodnikiem, który pokazuje zabytki i pogania: "Chodźmy dalej".

- Po raz pierwszy po wojnie do Wrocławia przyjechałem w 2002 roku, potem byłem tu jeszcze dwa razy - wspomina. - I muszę powiedzieć, że miasto zmieniło się. Może inaczej , ludzie zmienili się. Nie patrzą na nas podejrzliwie, nie traktują nas wrogo, jak to było jeszcze kilka lat temu. Uśmiechają się, zagadują, pytają o przedwojenny Wrocław.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto