Jako stolarz meblowy najął się do pracy na kolei, gdzie naprawiał wagony. Z całej rodziny tylko on został wzięty do wojska. Gdy rozpoczęła się II wojna światowa, był zastępcą dowódcy plutonu ciężkich karabinów maszynowych. Miał pod sobą 40 ludzi obsługujących cztery cekaemy.
Omal nie stracił nogi, gdy pierwsze niemieckie bomby spadły na Wieluń. Ranny w piętę, wycofywał się przed najeźdźcą aż pod Łódź. Do domu wrócił w 1940 roku i ożenił się. Po wojnie przez pięć lat pracował w niemieckim mieście Fulda, znów przy wagonach.
W końcu trafił do Wrocławia i przez 35 lat pracował we Wrocławskim Przedsiębiorstwie Budowlanym nr 1.
- Nieładnie się chwalić, ale nigdy nie wziąłem dnia urlopu - uśmiecha się pan Jerzy. Jego dziełem są m.in. drzwi do wrocławskiej archikatedry.
Jubilat ma troje dzieci i wnuków oraz dwoje prawnucząt.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?