Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa MM. Dariusz Szpakowski: Zamiast się cieszyć Euro 2012 to narzekamy

Mariusz Kruczek
Mariusz Kruczek
Ze słynnym komentatorem rozmawiamy o Euro 2012, wpadkach na ...
Ze słynnym komentatorem rozmawiamy o Euro 2012, wpadkach na ... Mariusz Kruczek
Z komentatorem rozmawiamy o Śląsku Wrocław i wpadkach na antenie.

Zobacz: Tomasz Wołek: Na mecz Brazylia - Japonia we Wrocławiu poszedłbym w ciemno


Dariusz Szpakowski to postać doskonale znana sympatykom piłki nożnej w Polsce. Od ponad 30 lat komentuje mecze w TVP. Będzie też relacjonował spotkania Euro 2012. Komentator odwiedził Wrocław w związku z organizacją turnieju Polish Masters (Zobacz: Polish Masters we Wrocławiu: Zmiana przeciwników Śląska [bilety]).

Jak Pan ocenia przygotowanie Wrocławia do turnieju Euro?**
Podoba się Panu stadion?**

Byłem tutaj, kiedy wieszano wiechę na stadionie. Wtedy był tu jeszcze plac budowy, panowała atmosfera niepewności, czy firma Max Boegel zdąży z budową, bo zmienił się wykonawca. W mojej ocenie Wrocław ze wszystkim się uporał. Poza tym lądowałem dzisiaj u was na pięknym, nowym terminalu, a na stadion jechałem drogą dwupasmową. Dużo się zatem zmieniło.

Problem polega jednak na tym, że u nas panuje malkontenctwo. Ciągle narzekamy, mówimy o tym, co się nie udało, zamiast docenić to, co zrobiliśmy. Duża też w tym wina samych dziennikarzy, dla których często dobre wiadomości to złe newsy. Nie narzekajmy, popatrzmy na Euro pozytywnie. Cieszmy się tym świętem.

Będzie Pan komentował podczas Euro 2012 mecze reprezentacji Polski. To duża odpowiedzialność.

To niesamowita frajda i przyjemność komentować mecze biało-czerwonych. Ale z drugiej strony to także duże obciążenie. Jeżeli ta reprezentacja wyjdzie z grupy, to będzie sukces. Jak nie wyjdzie, to porażka. Mam duże poczucie odpowiedzialności "robiąc" mecze reprezentacji od tylu lat.

Na czym polega ta odpowiedzialność? Trudniej opanować wtedy emocje?

Komentowałem mecze podczas dziewięciu finałów mistrzostw świata i siedmiu mistrzostw Europy. Podczas Euro po raz pierwszy będę komentował występy biało-czerwonych na turnieju organizowanym w Polsce. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie atmosfera na stadionie w Gelsenkirchen, kiedy w 2006 roku zaczynaliśmy mistrzostwa świata meczem z Ekwadorem. Prawie cały stadion był w naszych barwach. To był niezwykle podniosły moment. Wyobrażam sobie, że teraz będzie jeszcze lepiej. Chociażby na meczu Polska - Czechy we Wrocławiu.

Po tylu latach odczuwa Pan jeszcze stres przed meczami?

Przypominam sobie słowa Wojciecha Młynarskiego, który mówił, że im człowiek starszy, tym większa trema, bo ma więcej do stracenia. Zawsze przed meczem czuję stres i napięcie. Wszystkim się wydaje, że to dla nas łatwe, przez dwie godziny mielić jęzorem, a to naprawdę spory wysiłek. Trzeba się skoncentrować i skupić na wielu rzeczach na raz, do tego odpowiednio wcześniej się przygotować i być wypoczętym. Na stadion też trzeba dotrzeć sporo przed meczem. Impreza w kraju ma to do siebie, że trzeba się przemknąć niezauważonym przed kibicami. Lubię dawać autografy i robić zdjęcia z fanami futbolu, jednak przed pracą chcę się skupić na meczu. Potrzebuję chwili czasu dla siebie, żeby się wyciszyć.

Będzie Pan też komentował finał Euro 2012. Jaki byłby Pana finał marzeń?

Chciałbym, żeby się ziściło to, o czym informowali na Ukrainie. Podobnie jak słynna ośmiornica Paul na Mistrzostwach Świata w RPA typowała wyniki, tak współorganizatorzy Euro 2012 obudzili świstaka. Ten, zapytany, jakie zespoły zagrają w finale mistrzostw, wskazał flagi Polski i Ukrainy. O takim finale marzę. Niestety, nie zapytali zwierzaka o wynik. Myślę jednak, że finał byłby olbrzymim sukcesem.

Puszczamy teraz wodze fantazji i wielu pewnie puknie się w głowę. Półfinały Ligi Mistrzów w tym sezonie pokazały jednak, że futbol jest nieprzewidywalny. Faworyci nie zawsze wygrywają. Na tym polega piękno tej dyscypliny sportu. Wydawałoby się proste, ktoś musi wygrać, ktoś musi przegrać. Nigdy jednak nie wiadomo, kto i w jakich okolicznościach. Reżyserzy tworzą fantastyczne filmy na podstawie scenariuszy. Nie umywają się one do widowisk piłkarskich, które przechodzą do historii sportu i wspomina się je po latach. Z pewnością tak będziemy wracać do tegorocznych półfinałów Ligi Mistrzów.

Zdarzyło się w ciągu Pana pracy komentatora, że zabrakło Panu słów?

W zasadzie nie przypominam sobie, żeby kiedyś mi się to zdarzyło. Wszystko, czy to wydarzenia na boisku, czy na trybunach można jakoś nazwać. Zdarzają się sytuacje niecodzienne. Pamiętam, jak komentowałem mecz z Belgią, który dawał nam awans do poprzedniego Euro. W pewnym momencie poczułem, że ktoś się na mnie kładzie. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak ojciec robi zdjęcie swojemu synowi, leżącemu na mnie. Kompletnie mnie to wybiło z rytmu. Musiałem się zebrać w sobie, żeby skończyć zaczętą myśl. Byłem naprawdę wściekły.

Jestem otwarty na kontakty z kibicami, ale w trakcie spotkania skupiam się na meczu. Transmisji się nie pisze, trzeba być ciągle czujnym i mówić cały czas od siebie, bez scenariusza. Widza przed telewizorem nie obchodzi, że ktoś zaburzył moją fizyczność i wybił mnie z rytmu.

Czasami zdarzają się wpadki komentatorskie.

Tak naprawdę, w erze internetu, żyją one swoim życiem. Stworzono z tego jakąś subkulturę. Krąży wiele mitów na mój temat. Przypisywane są mi słowa, których nie wypowiedziałem. Przeczytałem np. w sieci: "Szpakowski powiedział, że Szewińska ma nieświeżo w kroku". W życiu niczego takiego nie powiedziałem. Ba, nie komentowałem nawet lekkoatletyki.

Wkurza to Pana?

Raczej śmieszy, niż denerwuje. Chociaż oczywiście pomyłki są wpisane w nasz zawód. Jesteśmy tylko ludźmi, pracujemy na żywo. Jednym okiem patrzę na boisko, drugim na monitor. Nie ma możliwości uniknięcia błędu, przejęzyczenia. Nie raz pojawią się słowa typu: "Alan Shearer nawet maturę ustną z polskiego zdawał z futbolu". Później człowiek chce się poprawić, ale zdarza się, że zabrnie jeszcze bardziej.

Jest Pan kibicem Legii Warszawa. Myśli Pan, że Śląsk Wrocław dogoni ją w Ekstraklasie?**(rozmawialiśmy, gdy Legia miała jeszcze szansę na mistrzostwo - red.)**

Mamy dziwną sytuację w Ekstraklasie. Sześć zespołów nadal ma szansę na mistrza Polski. Powiem szczerze, że nie ma jeszcze odpowiedniego wypełnienia do pięknych stadionów wybudowanych na Euro. Mamy piękne opakowanie, ale brak zawartości.

Wracając do pytania, nieważne, kto zostanie mistrzem. W europejskich pucharach po prostu kibicujemy reprezentantowi Polski. Chcę jedynie, żeby w końcu awansował do Ligi Mistrzów. Wtedy do Polski przyjadą czołowe kluby z Europy. To przede wszystkim niebywałe widowiska sportowe, z których cieszą się na przykład Rumuni, Słowacy czy Czesi, a my ciągle na nie czekamy.

Jak to zmienić?

Budować silne zespoły. Od kilku lat w Polsce panuje taka tendencja. Klub zostaje mistrzem Polski, a właściciele zabierają z niego pieniądze i najbardziej wartościowych zawodników. W tym sezonie Wisła Kraków była dosłownie o krok od awansu. Przegrała przecież z rewelacją Ligi Mistrzów. Bądźmy jednak optymistami.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto