18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Good night Dżerzi", czyli Głowacki o Kosińskim

Bożydar Brakoniecki
materiały prasowe
Trochę to karkołomne podjąć się apologii człowieka, który ma w życiorysie więcej zmyśleń niż prawdy. Dlatego Głowacki dokonuje w "Good night, Dżerzi" operacji zamiany biografii Jerzego Kosińskiego w dzieło sztuki. Z interesującym skutkiem.

Na kanwie losów autora "Malowanego ptaka" Janusz Głowacki opowiedział ostatecznie całkiem inną historię: o Holokauście, Ameryce, Polsce, Rosji, wreszcie o sobie. Kosiński z konieczności stracił tu trochę na znaczeniu, ale i tak zostało go wystarczająco dużo, by skusić poszukiwaczy człowieczych osobliwości. O tym, że autor wcześniej czy później podąży tropem Kosińskiego, można było zorientować się już po fragmentach tomu "Z głowy". Kosiński stanowi w nich jeszcze raczej obiekt zadziwienia. Ot, pisarz z okupacyjną traumą, o którym krążą opowieści, że jedyne, co go interesuje, to odwiedziny w przybytkach sadomaso. W "Good night, Dżerzi" do nietypowych upodobań Kosińskiego Głowacki dorobił już filozofię. Seks stanowi tu klucz do zrozumienia całego jego życia, zaś przekraczanie obyczajowych granic - wyzwanie, którym Kosiński prowokuje nowojorskich burżujów.

Na ile była to poza, na ile autentyczna potrzeba - nie dowiemy się nigdy. Głowacki optuje - co zrozumiałe - za pierwszą wersją i robi z Kosińskiego seksualnego obżartucha, który nie tylko nieustannie biega do prostytutek, ale uwodzi wszystkie kobiety, jakie znajdą się w jego zasięgu.

Seks jest ważny w tym charakterologicznym portrecie, ale jeszcze ważniejsze jest wymyślenie sposobu na literaturę. Kosiński zrobił to tak genialnie, że zachwyceni krytycy natychmiast okrzyknęli go Beckettem i Dostojewskim w jednym. Nic dziwnego, opowiadał im historie, których jeszcze dotąd nie słyszeli. I co z tego, że zmyślone? - pyta Głowacki. Literatura jest przecież ciągiem nieustannych zmyśleń. W "Malowanym ptaku" Kosiński opisał swoje straszliwe ponoć przeżycia podczas okupacji hitlerowskiej, a w "Wystarczy być" już niczego nie wymyślał, ale ograniczył się do przeróbki "Kariery Nikodema Dyzmy" Dołęgi-Mostowicza. To dało mu sławę, pieniądze i miejsce w historii literatury.

Ale do tak totalnej życiowej autokreacji trzeba mieć żelazne nerwy. Te najwyraźniej zawiodły Kosińskiego w chwili, gdy "Village Voice" z 1982 r. zasugerował czytelnikom, że Kosiński robi z nich ofiary marketingowego eksperymentu. W tym momencie rozpoczęła się sekwencja zdarzeń, która doprowadziła do tego, że 3 maja 1991 r. pisarz połknął dawkę barbituranów, wszedł do wanny i naciągnął na głowę plastikowy worek. Mało wyrafinowane, ale malownicze i będące wystudiowanym finałem przedstawienia pod nazwą "Jerzy Kosiński". Czy tak musiało być? - chytrze prowokuje Głowacki? Ależ oczywiście - odpowiada natychmiast. No bo jak inaczej mógłby skończyć cesarz autokreacji? Piastując wnuki albo w roli zramolałego literackiego autorytetu? Choćby dla odpowiedzi na te pytania warto zajrzeć do "Good night, Dżerzi".

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Good night Dżerzi", czyli Głowacki o Kosińskim - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto