Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Meller i Anna Dziewit: Toasty w Gruzji

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
youtube.com
O piciu i miłości w Gruzji rozmawiamy z Marcinem Mellerem i Anną Dziewit-Meller. Zapytaliśmy też o Nergala.

Udostępnij artykuł na Facebooku


Kącik Literacki - to tutaj możesz przeczytać recenzje nowości i wygrać ciekawe książki. Polecamy też fanpage: Książki i konkursy MM Wrocław


Z Anną Dziewit-Meller i Marcinem Mellerem rozmawialiśmy 22 sierpnia w Kamienicy pod Złotym Słońcem w Rynku. To właśnie tam odbyło się ich spotkanie autorskie, promujące książkę "Gaumardżos! Opowieści z Gruzji". Przyszło prawie 200 osób.

O Marcinie Mellerze było ostatnio głośno z powodu słów o Nergalu, liderze zespołu Behemoth, które wypowiedział w swoim programi "Śniadanie mistrzów". Tak skomentował jego udział i zachowanie w programie "The Voice of Poland": "Hitler też był sympatyczny dla swojej rodziny". Nie mogliśmy o to nie zapytać.

Za chwilę porozmawiamy o Gruzji. Najpierw muszę Cię jednak zapytać o Twój ostatni program i to, co powiedziałeś o Nergalu...

Marcin Meller: O Jezu, błagam, tylko nie o Nergalu! Jest tyle fajnych rzeczy na świecie, że zajmowanie się jakimś gościem, który drze Biblię i krzyczy: "Żryjcie to gówno!" - nie jest ciekawe. Nie chcę słyszeć o tym typie nigdy więcej. Nie mój świat, odcinam się. Do widzenia, "paszoł won", "spasiba", "danke"!

No dobrze, opowiedzcie zatem, jak rozpoczęła się Wasza fascynacja Gruzją?

Anna Dziewit-Meller: W moim wypadku wszystko zaczęło się jeszcze, zanim tam pojechałam. Wcześniej cały czas słyszałam od wielu osób, w tym od mojego ojca oraz męża, jaki to wspaniały, niesamowity i nieprawdopodobny kraj. I to się potwierdziło.

Każda wizyta w Gruzji tylko nas w tej miłości, w tym szaleństwie, utwierdza. To jest troszeczkę tak jak w Kubusiu Puchatku: "Im bardziej Kubuś wkładał głowę do środka słoika z miodem, tym bardziej tego miodu tam nie było", z tym że u nas jest odwrotnie: im częściej jeździmy do Gruzji, tym bardziej jesteśmy w niej zakochani.


Tbilisi - Paryż Wschodu. To odpowiednie określenie?

Marcin Meller: Ja z tym Paryżem Wschodu to bym nie przesadzał. Tbilisi to jest Tbilisi. Trudno mi znaleźć porównanie do jakiegoś innego miasta. Z jednej strony duże, europejskie miasto, a z drugiej strony architektura o silnych wpływach perskich. Cudowne balkoniki, krużganki, antresole... To wszystko ma swój urok.

Tbilisi leży w dolinie rzeki Mtkwari, zwanej kiedyś przez Rosjan Kurą. To miasto schodzi ze wzgórz do rzeki, przez co znajdziemy tam wiele fantastycznych punktów widokowych. Można błądzić wąskimi uliczkami, najbardziej uwielbiam porośnięte winoroślą podwórka, będące miejscem spotkań okolicznych mieszkańców. Słynne banie, czyli łaźnie siarkowe, które opisywali już wcześniej Aleksander Dumas czy Aleksander Puszkin, działają do dzisiaj i tam również odbywają się spotkania towarzyskie.

Tbilisi to kapitalne miasto. Mają świetne restauracje, a na ulicach panuje kompletny chaos - każdy jeździ, jak chce. Nie ma co mówić, że to jest Paryż Wschodu. To jest po prostu Tbilisi.

Mówi się o polskiej gościnności jako o takiej, którą trudno przebić. Gruzińska gościnność jest podobno jeszcze większa...

AD-M: Oczywiście, jako naród jesteśmy bardzo gościnni. Uwielbiamy przyjęcia. Jest nawet przysłowie: "gość w dom, Bóg w dom". Ale w Gruzji to wszystko jest podniesione do kwadratu albo nawet i do n-tej potęgi, w zależności od człowieka, na jakiego się trafi.

Kiedy Gruzini spotykają kogoś, kto pierwszy raz przyjechał do tego kraju, udowadniają, że są najbardziej gościnnym narodem świata. Czasem to przybiera straszliwą formę, bo nie sposób się od tego uwolnić i nie przytyć.

No właśnie, ta gościnność może być chyba w pewnych sytuacjach kłopotliwa...

MM: Problemem jest zawsze wyjście z kolacji, bo Gruzini nie chcą o tym słyszeć. Problemem może być też kwestia ostatniego toastu. Słyszymy wtedy, że ten ostatni to był przedostatni, a ten przedostatni to był przedprzedostatni, itd.

Na spotkanie z Wami we Wrocławiu przyszło mnóstwo osób. Może zrobiła się już moda**na Gruzję? **

MM: Gruzja stała się w pewnych kręgach bardziej popularna. My dołożyliśmy do tego jakąś cegiełkę. Ale kiedy zaczynaliśmy, to byliśmy lekko zszokowani. Spodziewaliśmy się, że na spotkania autorskie przychodzi 20-30 osób, a tutaj? Ponad setka! Nic milszego dla autorów, którzy na przygotowanie książki poświęcili ponad rok.

Jest wielu ludzi mediów, którzy napisali książkę...

AD-M
: To jest tak, że każda z książek tych ludzi "znanych" jest o czymś innym. One wszystkie osiągnęły większe nakłady od naszej. Natomiast "Gaumardżos!" to książka o czymś. Zainteresowała konkretnych odbiorców, wywołała rzeczywiście jakiś taki ruch dookoła.

MM: Poza tym jest jeszcze coś innego. Nawet jeśli czytelnicy zarzucają nam brak obiektywizmu, to w naszej książce jest ta pasja, ta miłość do Gruzji. To szczere, niczego nie udajemy. Nie pisaliśmy książki na zamówienie czy po to, żeby zarobić trochę pieniędzy. Ta książka wynika z naszej fascynacji. Nie mówię już o tym, że pojawia się tam wielu bohaterów z krwi i kości, ze swoimi przywarami. Czasem są pijani, czasem to my jesteśmy pijani. Wynikło z tego coś fajnego.

Zdarzyło się, że ktoś nie chciał zostać bohaterem Waszej książki?

MM: Pytaliśmy ich o zgodę, w niektórych przypadkach pokazywaliśmy im fragmenty. Jeśli chodzi o Gruzinów, to są w pewien sposób próżni i lubią, jak się o nich mówi, pisze czy ich fotografuje. Przez te wszystkie lata tylko raz zdarzyła mi się sytuacja, kiedy chciałem zrobić zdjęcie w małej piekarni w Tbilisi, a facet zareagował agresywnie. Pamiętam, że byłem wstrząśnięty.

AD-M: Bo to się nie zdarza. Tam wszyscy chcą być na zdjęciu, chcą opowiedzieć swoją historię. Gdy przyjechaliśmy z naszą książką do wioski, w której robiliśmy zdjęcia, to było jedno wielkie święto. Jedyny egzemplarz, który wówczas mieliśmy, został przekazany do lokalnego domu kultury i tam za szybą czeka na nasz ponowny przyjazd.

Jak pogodzić pracę dziennikarza z pracą nad taką książką i częstymi wyjazdami?

AD-M
: Nie wiem, to wymaga naprawdę niezłej logistyki i umówmy się, za dużo wolnego czasu to my nie mamy od dość dawna. Bo wszystkie swoje zajęcia zawodowe godzimy z tym jeżdżeniem. Ale dla chcącego, nic trudnego. Warto było.

MM: Wracałem z redakcji tak o 17.00. Ania mówiła, że mogę sobie zjeść obiad, obejrzeć przez pół godziny coś głupiego na DVD i do roboty.

AD-M: Nienawidziliśmy już tej książki. W którymś momencie chcieliśmy ją oddać i mieć święty spokój, po czym kiedy ją oddaliśmy, okazało się, że wcale nie mamy świętego spokoju. Teraz odwiedzamy różne miasta, ale wcale nie żałuję, że nie siedzę teraz w domu i nie czytam gazety.

Gruzja, Turcja - to już za Wami. Gdzie jeszcze chcielibyście pojechać?

MM: Gruzja jest oczywiście poza wszelką konkurencją, choćby dlatego, że w Gruzji się pobraliśmy, tam mieliśmy wesele. U Ani pewnie wice-Gruzją jest Turcja. Ale takich miejsc jest bardzo, bardzo wiele.

AD-M: Obawiam się, że nie starczy nam życia.

MM: Zżera nas cały czas ciekawość świata.

AD-M: Szkoda, że trzeba normalnie żyć, zarabiać pieniądze. Życie jest za krótkie, a doba ma tylko 24 godziny.

Podoba Wam się Wrocław?

AD-M: Jesteśmy wielkimi fanami Wrocławia. O mało nie wylądowałam tutaj na na studiach.

MM: Ile ja tu zdrowia straciłem, spędzając wolny czas w okolicach Rynku czy w Pasażu Niepolda. Nawet dzisiaj wspominałem właśnie, że poseł Michał Jaros, który organizował to spotkanie autorskie, zapraszał mnie na imprezy, jeszcze kiedy był na studiach na Akademii Ekonomicznej w NZS-ie.

A tak w ogóle, to moja przygoda z Wrocławiem zaczęła się od aresztu w 1988 roku, kiedy przyjechałem na objazd naukowy jako student historii. A tutaj odbywał się akurat happening Pomarańczowej Alternatywy i się gdzieś tam wplątałem. Zgarnęła mnie milicja i mój pierwszy pobyt we Wrocławiu to jest 48 na dołku, potem kolegium i wyjazd z Wrocławia. Nie wiem, czy to był mój pierwszy areszt, czy nie, ale i tak Wrocław jest super.

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto