Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

LOV: Walczymy z prozą życia

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
O granicach obciachu artystycznego i fragmentach twardego dysku w formalinie rozmawiamy z zespołem LOV.

Ich debiutancka płyta zatytułowana "Minus szum" odniosła sukces.**Wrocławska grupa rockowa LOV wygrała telewizyjny program "Nowa Generacja".
Co było dla was momentem przełomu? Udział w programie „Nowa Generacja” czy to, co nastąpiło później? **

Andrzej Strzemżalski: Jeśli masz na myśli coś, co przełamuje dotychczasową passę, to program „Nowa Generacja” był rzeczywiście takim momentem. Wcześniej zespół LOV nie był aż tak znany. Pokazanie się w telewizji pozwoliło zaprezentować nasze twarze, torsy, nogi (śmiech) i głosy szerszej publiczności.

Bartek Kapłoński: Odnotowaliśmy też wtedy znaczny wzrost odwiedzin na naszych kanałach YouTube i MySpace, co było bezpośrednią informacją, że warto "robić" ten zespół na poważnie. Wizja, że są ludzie, którzy na nas czekają, zdecydowanie zmieniła nasze podejście do rynku muzycznego.

Z muzyki można żyć?

B.K.: Są w Polsce zespoły, które sobie świetnie radzą i rzeczywiście żyją z muzyki. My też chcielibyśmy móc się całkowicie poświęcić muzyce, ale póki co utrzymujemy się z innych źródeł, walczymy z prozą życia i czekamy na moment, kiedy staniemy się sławni i bogaci (śmiech).

Czy LOV to projekt, z którym chcecie się związać na stałe, czy raczej przygoda życia?

A.S.: Jedno drugiego nie wyklucza.

B.K.: Pytasz pewnie, czy to taka chwilowa przygoda… Nie sądzę, żeby tak było.

A.S.: Kiedy ruszaliśmy jako LOV, zaczął się w naszym życiu pewien wyjątkowy etap. Wcześniej robiliśmy różne rzeczy. Każdy z nas grał w bandzie za kotleta czy piwo.

B.K.: Nie przesadzaj…

A.S.: To tylko metafora (śmiech). Początek zespołu LOV to był dla nas taki strzał. Mamy świadomość, że to coś zdecydowanie innego od naszych poprzednich zajęć. Udało nam się wygrać program telewizyjny, wydać płytę, nagrać teledysk. To raczej początek czegoś fantastycznego, niż chwilowe zauroczenie i krótkotrwała przygoda.

Siła tkwi w telewizji… Gdyby nie ten program, to co?

A.S.: Jakkolwiek telewizja jest dziś medium obciachowym, to jednak ma największą siłę rażenia. Pokazanie się tam na chwilę powoduje, że rozpoznawalność zespołu skacze o miliony procent. Musimy więc przyznać, że telewizja jest użyteczna, jeśli chodzi o zwiększanie popularności.

Bartek mówił w wywiadach, że LOV prędzej dokona autodestrukcji, niż przekroczy granice obciachu artystycznego. Czy to znaczy, że popularność tak, ale nie za każdą cenę?

A.S.: Ale to się jedno z drugim nie kłóci. Obciach artystyczny mielibyśmy wtedy, gdybyśmy wzięli syntezatory i zaczęli grać techno w telewizji. A skoro wchodzimy do studia i gramy to, co chcemy, to tylko i wyłącznie wykorzystujemy potencjał tego medium, aby pokazać siebie.

Ale na pewno też zdajecie sobie sprawę z tego, że bardzo łatwo zrobić z muzyki rockowej popylinę, pokazując się właśnie w telewizji i stawiając na komercyjny sukces.

A.S.: Czuję w powietrzu przykład Agnieszki Chylińskiej.

Na przykład.

B.K.: My nie dokonaliśmy takiego skoku na kasę jak Agnieszka, bo nie wykonaliśmy diametralnej wolty wizerunkowo–muzycznej. Wracając do twojego pytania... Nasz album łączy w sobie dwa walory: to, co gramy, nie jest obciachowe, więc gramy to, co chcemy. Z drugiej strony są to piosenki, które mogą trafić do szerszego grona publiczności, a nie tylko do wąskiego kręgu snobów. Po czasie okazało się, że na swój sposób to i tak trudna płyta. Warstwa produkcyjna jest dosyć bogata, a aranże gęste, a to też nie każdemu pasuje.

Trudne w odbiorze są też wasze teledyski. Wideoklip do piosenki „Wiem” wywołał spore poruszenie. Pokazaliście w dość nietypowy sposób przebieg operacji mającej na celu przeszczep serca. W teledysku ciało jest bluzą zapinaną na zamek, a lekarz wyjmuje metalowe serce. Skąd taki pomysł?

A.S.: Z naszych popieprzonych głów (śmiech).

B.K.: Ten teledysk to historia oparta na moim życiu. Miałem kiedyś taką sytuację: wylądowałem w szpitalu, w którym mnie krojono i grzebano mi w sercu. W momencie, kiedy przyszło do kręcenia teledysku, stwierdziłem, że zamiast zrobić coś miałkiego, warto sięgnąć po to wspomnienie i pokazać coś bardziej wyrazistego. Pierwotnie miało być bardziej hardcore'owo i realistycznie, powiedzmy w stylu dr. House’a, ale ostatecznie okazało się, że reżyser chciał postawić bardziej na metafory i lekki surrealizm. Ostatecznie spotkaliśmy się w pół drogi. Wiele osób przygląda się tylko fasadzie, nie szuka drugiego dna w tym klipie, ale myślę, że ci mądrzejsi załapią, o co chodzi (śmiech).

Fani stwierdzili, że to nie jest takie polskie „Na dobre i na złe”.

B.K.: To prawda (śmiech). Dobrze, że udało się uciec od tego skojarzenia, chociaż pierwotny pomysł produkcji był taki, żeby kręcić w miejscu, gdzie powstaje ten serial. Wtedy obrazek na pewno kojarzyłby sie z doktorem Burskim i szpitalem w Leśnej Górze.

A.S.: Nie chcieliśmy "sklejać się" z tym pomysłem.

B.K.: I dlatego ostatecznie trafiliśmy do opuszczonego szpitala w Warszawie, który ma charakterystyczne oldschoolowe elementy, począwszy od mozaikowej podłogi, po klasyczne peerelowskie żyrandole. Do tego scenograf dorzucił trochę swoich pokręconych pomysłów.

A.S.: To też podkręciło klimat. Proponuję szukać fragmentów twardego dysku, zatopionych w formalinie (śmiech).

Zespół LOV



Przyznajecie się w mediach, że nie podoba wam się stosunek Jurka Owsiaka do muzyków i nie chcielibyście zagrać na Woodstocku. Dlaczego?

B.K.: To nie tak. Po pierwsze: to jest drażliwy temat, dlatego, że w Polsce krytykowanie takich postaci jak Jurek, jest pewnego rodzaju obrazoburstwem i budzi wiele emocji. Po drugie: jesteśmy dalecy od krytyki idei Orkiestry. Dzięki niej uratowano już wiele istnień. Chodzi mi o presję, która w pewnym sensie odbiera muzykom wolność wyboru. Technik czy oświetleniowiec za pracę podczas WOŚP otrzymuje normalne wynagrodzenie i nikogo to nie bulwersuje, natomiast muzycy mają niepisany obowiązek wystąpić charytatywnie. Znam sytuacje, kiedy niektórzy muzycy nie chcieli grać za darmo i byli z tego powodu publicznie piętnowani. Moim zdaniem to nie fair i każdy powinien móc wybierać bez obaw, że zostanie ukarany, jeśli zdecyduje inaczej niż ogół.

Jaka będzie druga płyta LOV?

A.S.: Nidawno zabraliśmy się za komponowanie nowego materiału. Na razie zauważyliśmy, że ciągnie nas w stronę rock’n’rolla, w kierunku grania brudnego, z większym pazurem. Mniej pejzażowo, a bardziej konkretnie.
To się mniej sprzedaje w telewizji i w radiu.

B.K: Może tak, a może nie…

A.S.: Nie wiem, czy jest sens kierować się tego typu wyznacznikami, bo można by oszaleć. Wydaje mi się – choć nie jestem osobą, która osiągnęła jakiś gigantyczny sukces – że trzeba robić wszystko tak, by być w zgodzie z samym sobą.

Dziękuję za rozmowę.

Dzięki.


Czytaj też:

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto