Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jose Torres: Salsa to mój język

Redakcja
Nie dam się namówić na "Taniec z gwiazdami" - mówi Jose Torres, twórca festiwalu salsy, który 10 lipca rozpocznie się we Wrocławiu.

Czy tańczy Pan z żoną jeszcze dla czystej przyjemności, nie tylko w pracy?

Jose Torres: Tak! I nie mówię tak tylko dlatego, że ona siedzi obok mnie. Ja nie tańczę dla sportu czy dla sprawdzenia się. Dla mnie taniec oznacza coś więcej. To jest tak, jakbym przyszedł do lodziarni i zjadł lody od pierwszej półki do ostatniej. Dla mnie taniec to jest coś szczególnego, moja żona wie doskonale, że ja nie tańczę ze wszystkimi.

10 lipca rozpoczyna się VIII Międzynarodowy Festiwal TORRES SALSA CARNAVAL. Dlaczego warto się na niego wybrać?

Izabela Torres: Dlatego ponieważ salsa jest coraz bardziej popularna. Pierwszy festiwal odbył się w 2002 roku i bawiło się na nim zaledwie dwieście osób. Z roku  na rok było coraz lepiej. Teraz mamy dużo innych imprez salsowych i wszystkie są tłumnie oblegane. Ludzie chcą tańczyć, chcą latem wprawić się w ten radosny wir.

A na co szczególnie warto się w tym roku wybrać?

I.T.: Formuła festiwalu co roku się powtarza. Zawsze są lekcje salsy, w tym roku nie zapomnieliśmy też o grupie dla początkujących. Udało się nam namówić do udziału w festiwal światowej sławy tancerzy. Co roku powtarzane są także nocne imprezy, podczas których ludzie chcą sobie po prostu potańczyć. Wydarzeniem imprezy są też pokazy mistrzów w teatrze muzycznym Capitol.

Jose Torres: Zaplanowaliśmy też happeningi przy kubańskim klubie Casa de la Musica oraz pokaz Rueda Gigant - salsy, którą tańczy się w dużym kole.

Czy aby tańczyć salsę, trzeba znać dokładnie jej reguły?

I.T.: Przede wszystkim, aby tańczyć salsę, nie trzeba się na niej znać. Salsie należy się poddać, jest to muzyka bardzo energetyczna, muzyka która powoduje, że chce się tańczyć.

Czy Wrocław ma szansę stać się polską stolicą salsy?
J.T.: O takie miano walczymy już od pięciu lat. O tym festiwalu mówi się już nie tylko w Polsce, ale i zagranicą.

I.T.: Uczestnikami naszego festiwalu są ludzie z Europy, z takich krajów jak: Francja, Hiszpania czy Holandia, ale także osoby z innych kontynentów. Wrocław powoli zapisuje się w świadomości ludzi jako miejsce, gdzie tańczy się salsę.

Dlaczego salsa, muzyka i kultura kubańska stały się tak bardzo popularne w Polsce?

J.T.: Jeśli chodzi konkretnie o salsę, to wydaje mi się, że wszystko zaczęło się w 2000 roku, kiedy dotarła do Polski grupa Buena Vista Social Club. To był pierwszy objaw, zajawka tego, co miało się zaraz wydarzyć. Zbiegło to się z powstaniem mojej orkiestry salsowej i trochę ułatwiło mi pierwsze kroki z muzyką kubańską.

Wydaje mi się, że zainteresowanie muzyką i tańcem kubańskim wynika także z koniunktury politycznej, która otacza Kubę. Od 2000 roku ciężko pracujemy nad tym, żeby z jednej strony popularyzować tę kulturę i muzykę, a z drugiej strony nie chcemy być obojętni na to wszystko, co się na Kubie dzieje. Mówimy o braku wolności, gwałceniu praw człowieka...

I.T.: Programy taneczne w jakimś stopniu na pewno przyczyniły się do samego zainteresowania tańcem, do takiej chęci ruszania się. Salsa to także taki taniec, który można zatańczyć w każdym miejscu na świecie, z każdym partnerem. Od początku dziejów świata mężczyzna poszukiwał kobiety, kobieta poszukiwała mężczyzny i jest to genialny, idealny układ.

Izabela Torres: By tańczyć salsę, nie trzeba się na niej znać

Izabela Torres: By tańczyć salsę, nie trzeba się na niej znać


A czy uczył się pan kiedyś jakichś polskich tańców?

J.T.: Z tego powodu, że jestem muzykiem - i to również muzykiem orkiestrowym - to musiałem od strony technicznej znać się na oberku, mazurku itd. Ale tańczyć się ich nigdy nie uczyłem. Żona bardzo lubi tango czy walca, ale ja tego nie czuję. Nie chciałabym robić kiepskiej parodii czegoś, na czym się nie znam. Natomiast salasa to jest mój język. Od razu dodam, że do "Tańca z gwiazdami" nie dałbym się zaprosić.

Odradzał pan swojemu synowi, który gra dziś w zespole Afromental, zostanie muzykiem?

J.T.: Powiedziałem mu: "Nie graj na bębnach, bo będziesz całe życie tachał bębny". Ale on zawsze chciał na nich grać, odkąd skończył dziesięć lat. Poszedł do szkoły muzycznej, nie było miejsca na perkusji, to zaczął grać na fortepianie. Po czterech latach powiedział: "Wybieram perkusję". I tak przez okres podstawówki, szkoły średniej, studiów... Cały czas chciał być bębniarzem i jest bębniarzem. Więc jeśli chodziło pani o to, czy dzieci kotów polują na myszy, odpowiem: "Tak, polują!". ** I.T.:** To jego samodzielna droga, ponieważ Tomek od samego początku tworzył zespół Afromental.

J.T.: Chociaż nie jest to mój ulubiony gatunek muzyczny, to mu kibicuję. Tomek ma jeszcze drugą odsłonę artystyczną - jazzową. Jest to Mid West Quartet - po prostu rewelacja!

Jest Pan wrocławianinem. Czy ma pan jakieś ulubione miejsce w naszym mieście?

J.T.: Pomimo tego, że jestem domatorem, to jest taki klub we Wrocławiu, który uwielbiam - Casa de la Musica. Wszedłem tam i się rozpłakałem, bo tak wyobrażam sobie Kubę w latach 50.

A miał pan ostatnio czas na tenisa?
J.T: Proszę sobie wyobrazić, że tak. Wśród osób, które biorą udział w festiwalu, jest mój siostrzeniec. Mimo że jest bardzo zapracowany, to znajduje czas na partyjkę tenisa ze mną. Nie jestem w tym orłem, ale w kalafior nie dam sobie dmuchać.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto