Jesienno-wiosenne zwycięstwo

Początek spotkania nie był zwiastunem ostatecznego rozwiązania. Sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo, a w środku pola toczyła się wyrównana walka. Wszystko zmieniło się w 29 minucie, kiedy to najwięcej zimnej krwi w polu karnym zachował Celeban umieszczając piłkę w siatce.

- Chciałem podziękować kibicom z tego względu, że początek, do momentu zdobycia bramki, nie obfitował w sytuacje podbramkowe, ale atak pozycyjny wymaga na prawdę dużo cierpliwości i przez te dwadzieścia parę minut nie słyszałem żadnego ponaglania ze strony kibiców - wypowiadał się po meczu trener Ryszard Tarasiewicz
Prowadzenie było jak woda na młyn dla szybkich skrzydłowych wrocławian. Kontry wyprowadzane przy udziale Janusza Gancarczyka i Krzysztofa Ostrowskiego wprawdzie nie przynosiły powodzenia, ale gracze ŁKS-u bronili się często rozpaczliwie.

Drugą połowę Śląsk rozpoczął z dużo większym animuszem i szybko opanował środek pola. Efektem była druga bramka, która Sebastian Dudek zdobył z rzutu karnego, trzeba dodać, kontrowersyjnego.

- To czy był karny, czy też nie, nie jest ważne, ważne jest, że przegraliśmy 3:0, w sumie zasłużenie, ponieważ Śląsk miał więcej sytuacji - podsumował spotkanie Grzegorz Wesołowski

Od momentu drugiej bramki WKS nastawił się na grę z kontry. W końcu po kilku niewykorzystanych sytuacjach wynik spotkania ustalił Sebastian Mila. W końcówce na boisku pojawił się debiutant w Ekstraklasie, Kamil Biliński. Król strzelców Młodej Ekstraklasy przez 5 minut zdołał oddać strzał, kilka razy dobrze wychodził na czystą pozycję i ostro faulował przeciwnika.

Reasumując pierwsze wiosenne punkty Śląsk zdobył całkowicie zasłużenie. Wrocławianie byli zespołem lepszym zarówno na boisku, jak i statystycznie. Dość powiedzieć, że oddali 8 celnych strzałów na bramkę Bodzia W., przy jednym uderzeniu ŁKS. Za tydzień WKS rozegra ostatni mecz przed przerwą zimową z Ruchem Chorzów.