Odpowiednie rozporządzenie ministra zdrowia już od trzech lat zabrania repom odwiedzać lekarzy w godzinach przeznaczonych dla pacjentów.
- Coś podobnego?! - ironizuje Krystyna, emerytka i pacjentka przychodni przy ul. Joannitów we Wrocławiu. Niedawno poszła na umówioną wizytę u diabetologa. Gdy przyszła jej kolej, jak spod ziemi wyrósł młody, elegancko ubrany mężczyzna i zapytał grzecznie, czy może na moment wejść do pana doktora.
- Potem z niedowierzaniem patrzyłam na zegarek, bo siedział w gabinecie aż pół godziny - opowiada zbulwersowana wrocławianka. - Gdy w końcu wyszedł i następna elegancka pani z teczką chciała wejść przede mną "na chwileczkę" do tego samego lekarza, omal się z nią nie pobiłam. Chorzy ludzie czekają w kolejce, a oni dobijają interesów! - denerwuje się.
To powszechne zjawisko, ale we Wrocławiu jest szpital, gdzie takie praktyki są surowo zakazane.
Lekarze muszą wiedzieć, jakie nowe leki czy sprzęt medyczny pojawiają się na rynku. Co do tego nikt nie ma wątpliwości. Problem zaczyna się w momencie, gdy tę wiedzę zdobywają w godzinach przewidzianych na przyjmowanie pacjentów.
We Wrocławiu największą wojnę wydał im prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor szpitala przy ul. Kamieńskiego. - Muszą przyjść do mnie i złożyć podanie - opowiada prof. Witkiewicz.
Są chętni, którzy zapisali się już na grudzień. Dyrektor wyznacza przedstawicielowi od 5 do 10 minut o godz. 7 rano we wtorki, na odprawach z lekarzami. Jeśli jakiś lek wyda się im interesujący, to o wprowadzeniu go do leczenia decyduje specjalny komitet ds. receptariusza.
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?