Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

TYLKO U NAS. Sławomir nie należał do nudnych osób. Przeczytaj wywiad z wdową po Sławomirze Mrożku

Robert Migdał
- Rozśmieszał mnie tym, że gdy tylko się budził, robił rundkę po domu jeszcze w piżamie, zaglądał do salonu i mówił „kontrola”. Czy mnie irytował? Tak, kiedy nie smakowało mu jedzenie... - mówi Susana Osorio-Mrożek, wdowa po Sławomirze Mrożku. Nam opowiada m. in. o tym, jaki był prywatnie, w zaciszu domowym, jeden z największych polskich pisarzy i dramaturgów. Rozmawia Robert Migdał

Właśnie ukazała się Pani książka pod tytułem "Przylepka i Potwór". Skąd pomysł na taki tytuł?

- Dlatego, że my tak się właśnie czule do siebie zwracaliśmy po angielsku. Ja nazywałam go „Monster” - „Potworem”, a on mnie „Sticker” „Przylepką”.

Urocze... Dlaczego zdecydowała się Pani, po tylu latach po śmierci męża, upublicznić wasze prywatne listy, historię waszej miłości, waszego życia?

-Walczyłam sama ze sobą dosyć długo. Nie byłam w stanie nawet wymówić jego imienia i nie rozpłakać się przy tym, a co dopiero siąść do pisania. Trwało to dobre trzy lata. Zrobiłam to jednak ponieważ czułam, że to niejako mój obowiązek, powinność, żeby przedstawić też miłosne oblicze tak surowego pisarza o gniewnej i egocentrycznej osobowości, który stał się legendą.

Te listy są przepełnione emocjami: zazdrością, miłością, smutkiem, radością.

- Bo takie było nasze życie we dwójkę.

Zakochaliście się w sobie od pierwszego wejrzenia? Od razu "zaiskrzyło"?

- Tak.

To nie była łatwa, prosta miłość? Rozstania, powroty...

- Nie ma łatwej miłości. Miłość to nie jest stan spełnienia, który osiągnięty raz utrzymuje się bez zmian przez całe nasze życie. To mylne przeświadczenie zakorzenione w naszej kulturze. Idąc tym tropem, historia mojej miłości wyglądałaby następująco: samotny pisarz po przejściach poznaje dziewczynę i zakochują się w sobie. Ale ich związek od początku napotyka same trudności. Jednak i razem, i osobno, walczą o tę miłość. Biorą ślub i od tej pory żyją długo i szczęśliwie. W prawdziwym życiu było inaczej, bo tak naprawdę liczy się to, jak się żyje kochając drugiego człowieka. Liczy się to, co składa się na codzienną troskę o ukochaną osobę. Znaczenie miłości można odnaleźć w słowie ”żyją”, to „długo i szczęśliwie” to takie przesądne przeświadczenie, które przysparza jedynie wielu bolesnych nieporozumień. Istnieje jednak bez wątpienia przepis, który ułatwia miłosne związki.

Proszę mi go zdradzić…

- Należy słuchać swojego ukochanego, ukochanej, z pełną mocą dobrej woli zrozumienia jego/jej na ile to możliwe. I nie należy przedkładać swoich uczuć, opinii nad jego uczucia i opinie. Zamiast przerywać drugiej osobie, lepiej zamilknąć i zwyczajnie posłuchać, żeby zrozumieć.

Ze Sławomirem Mrożkiem nie można było się nudzić? Czym Panią najbardziej zaskoczył? Zdziwił?

- Sławomir nie należał do nudnych osób, ani ja nie jestem z tych, co się nudzą. Najbardziej zdziwiło mnie to, że tuż po jednej z operacji, cały jeszcze w rurkach, napisał opowiadanie do gazety „The European” - tak jak to czynił zwykle co tydzień. I opowiadanie to niczym nie różniło się od poprzednich.

Mieszkaliście w wielu miejscach, często się przeprowadzaliście. Gdzie Sławomir Mrożek czuł się najlepiej? Jakie otoczenie sprawiało, że czuł się spokojnie, dobrze, "jak u siebie w domu"?

- Najlepiej czuł się w górach, w lesie i przy swoim biurku.

A jaki był prywatnie, w domu, przy Pani? Inaczej zachowywał się wśród innych ludzi, a inaczej gdy był z Panią sam na sam?

- Sławomir był człowiekiem dobrze wychowanym. Świadczyło o tym jego zachowanie w sklepie, w urzędzie, jaki był przy stole i wtedy kiedy podpisywał książki. Był wiernym przyjacielem, dyskretnym i uważnym. Ostrość jego obserwacji to wynik jego wrażliwości i właśnie tę samą wrażliwość okazywał i w domu, i publicznie. Ale kiedy czuł się zagrożony, zaatakowany lub zmanipulowany, reagował z zaciętą furią, która mogła przerażać.

Gdy pracował stawał się niedostępny? Była praca i tylko praca - nic innego się nie liczyło?

- W momencie, kiedy wykonuje się coś w pełni skupienia, istnieje tylko praca, zadanie do wykonania. Tak, jak nie można przeszkadzać chirurgowi, ani kierowcy, ani kucharzowi, tak nie można było przeszkadzać też jemu. Sławomir pracował po osiem godzin dziennie o stałych porach, od 9.00 do 14.00 i po południu, od 17.00 do 20.00. Przez resztę dnia prowadziliśmy normalne życie.

Z kart Pani książki Sławomir Mrożek jawi się jako romantyk, a sprawiał wrażenie osoby surowej, introwertyka…

- Był taki i taki.

Wasza miłość miała i blaski, i cienie? Czego było więcej?

- Najwięcej było lojalności.

Jakie zalety miał Sławomir Mrożek?

- Dla mnie jego największą zaletą było to, że mnie kochał.

A wady?

- Największą wadą jest to, że mnie opuścił.

Co panią u niego denerwowało, a co powodowało, że Pani się uśmiechała?

- Irytował mnie, kiedy nie smakowało mu jedzenie, a rozśmieszał mnie tym, że po tym jak się budził, robił rundkę po domu jeszcze w piżamie, zaglądał do salonu i mówił „kontrola”.

Spędziliście ze sobą wiele lat, w zdrowiu i w chorobie. Ten czas choroby Sławomira Mrożka był dla Pani najtrudniejszy?

- Przy chorobach przewlekłych są momenty załamania i długie okresy niepokoju, lęku. Zmieniamy codzienne nawyki. Wizyty u lekarza stają się priorytetowe, ale nasze życie nie stało się trudne. Szczególnie dla mnie. Bo to nie ja byłam poddawana tym wszystkim operacjom. Przez ostatnie lata byliśmy szczęśliwi, chociaż leżeliśmy w szpitalu lub z niego wychodziliśmy.

Po tylu latach od jego śmierci nadal czuje Pani przy sobie jego obecność?

- Ukochana osoba cały czas jest z nami. Na początku zadziwia nas, że nie ma jej w ulubionym fotelu, potem opowiadamy jej różne rzeczy i przypominamy sobie małe zdarzenia. Nigdy nie tracimy wrażenia, że jest obok nas, być może dlatego tak pociąga nas wiara w życie wieczne. Czujemy, że ta druga osoba cały czas żyje poprzez rozmowę i silną relację. Że istnieje z nami jako część naszego życia...

rozmawiał Robert Migdał

Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za zorganizowanie wywiadu i pomoc w tłumaczeniu.

Susana Osorio-Mrożek poznała Sławomira Mrożka w 1979 roku w Meksyku. On był wdowcem, miał 49 lat i tkwił w długiej burzliwej relacji z mężatką. Susana miała wtedy 27 lat, była po rozwodzie i podjęła decyzję, że nigdy więcej nie wyjdzie za mąż. Została tłumaczką i przewodniczką Sławomira, on był jej przyjacielem, bezwarunkowo szczerym.
Zakochali się, rozjechali, pisali do siebie, szukali się, spotykali w Europie, rozstawali, wchodzili w nowe związki, ranili, tęsknili.
W 1987 roku oświadczył się jej w Paryżu. Bez namysłu odpowiedziała nie, ale to nie koniec tej historii pokazującej głębokie uczucie łączące dwoje dojrzałych i świadomych siebie ludzi – miłość z jej blaskami i cieniami, która jest w stanie przezwyciężyć mroczne, depresyjne tło, nieobce obojgu.
Wspomnienia Susany Mrożek, przeplatane listami, jakie para pisała do siebie przez lata, oraz nieznanymi rysunkami Mrożka, pokazują pisarza z zupełnie nieznanej strony. Kto by pomyślał, że Sławomir Mrożek, jawiący się powszechnie jako samotnik stroniący od wszelkich egzaltowanych uniesień, ozdabiał swoje liściki do ukochanej serduszkami i zapakowywał je w koperty z Hello Kitty...

Susana Osorio-Mrożek, "Przylepka i Potwór", wyd. Literackie, premiera: 14 lipca 2021, cena: 49,90 zł

od 7 lat
Wideo

Zmarł wybitny poeta Ernest Bryll

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto