Szef złotoryjskiej policji ruszył zza biurka

(ZŁOTORYJA) Komendant Jan Tokarski podjął decyzję: wszyscy policjanci - od zwykłych funkcjonariuszy po niego samego - na ulice. - Wzrosło zagrożenie kradzieżami z włamaniem, więc żeby to opanować musiałem wyprowadzić jak największe siły przeciw przestępcom - tłumaczy. Podwładni marudzą, ale efekt zintensyfikowania patroli jest: od ponad tygodnia w powiecie jest cicho i spokojnie jak u Pana Boga za piecem.

- W ten weekend nie mieliśmy żadnych zdarzeń - mówi komendant Jan Tokarski.

Jeszcze do niedawna sen z powiek spędzały mu liczne kradzieże z włamaniem. Już niemal nie było nocy, aby rabusie nie nawiedzili któregoś z gospodarstw w "bermudzkim trójkącie" Rokitnica - Rzymówka - Sichów. Od półtora tygodnia złodziejska szajka spasowała.

W złotoryjskiej komendzie twierdzą, że to po części efekt wyznaczonej przez policję nagrody za wskazanie przestępców, po części zaś owoc patroli, które za dnia i po zmierzchu po cywilnemu, w cywilnych wozach penetrują okolicę.

Z naszych informacji wynika, że choć na razie nie doszło do aresztowań, policja zna już personalia złodziejaszków wchodzących w skład przestępczej grupy.

Dzięki patrolom dokonano jednak kilku innych zatrzymań. Odzyskano też skradziony w Legnicy volkswagen transporter. Policjanci ścigali go od Lubiatowa do Gierałtowca. W końcu złodzieje porzucili auto w lesie i uciekli na piechotę.

- Aby patrole spełniły swoje zadanie, wszyscy pełnimy je po cywilnemu. Proszę się więc nie zdziwić, jeśli nocą wyglądający na zwyczajnego przechodnia funkcjonariusz okaże swoje dokumenty i poprosi o wylegitymowanie się - zapowiadają komendant Jan Tokarski i jego zastępca Adam Bartnicki.

W złotoryjskiej komendzie pracuje 93 ludzi. Stale przybywa biurokratycznej pisaniny, więc zarządzenie o zwiększenie zakresu obowiązków przyjęli bez entuzjazmu. By było sprawiedliwie komendant i zastępcy sami wpisali swe nazwiska na nocne patrole.