Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze. |
Pisze się o nim, że to "afrykański Sting". Porównanie to nie ma w zasadzie sensu - Bona to klasa sama w sobie, z własnym, niepowtarzalnym stylem, grający jednocześnie własnym głosem, na gitarach, karibmie, używający w sposób mistrzowski mikserów. Przy okazji jest też świetnym kompanem do zabawy.
Bona rozpoczął swój koncert we Wrocławiu od żartów, potem usłyszeliśmy jego śpiew, mieszający się z delikatnymi dźwiękami gitary, nienachlany, wnikający głęboko w serca słuchaczy. Skupiał na sobie cała uwagę.
Zaczęło się od żartu – Bona niepostrzeżenie nagrał dłuższą frazę, odłożył gitarę i dziwił się, skąd pochodzą dźwięki. Potem zabawa z multipleksowaniem nagrań poszła na całego, wielokrotnie dogrywane partie zsynchronizowane i odtwarzane po kolei wprowadziły na świat chóralny śpiew całego zespołu Bonów. Potem doszło kolejne zaskoczenie – gitara brzmiąca jak klarnet, potem jak harmonia – człowiek - orkiestra to mało.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE, ŻEBY ZOBACZYĆ CAŁĄ GALERIĘ
Bona raz po raz zagadywał publiczność, zachęcał do wspólnego śpiewania. Tytułowy "żurek" – deklarowany jako ulubiona zupa artysty - stał się motywem przewodnim wielu kolejnych głosów i dźwięków.
Na koniec bis i koniec magii, czas na zakup płyt i autografy od artysty.
Według zegarka koncert trwał dwie godziny, nawet nie wiem, kiedy one minęły. Znakomity występ.
czytaj też:
Jak wyprać kurtkę puchową?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?