Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ray Wilson: "Koncert w Spodku mam na DVD"

Łukasz Błaszczyk
Łukasz Błaszczyk
Ray Wilson, były wokalista legendarnej formacji Genesis i lider zespołu Stiltskin, w rozmowie z MM Wrocław opowiada o swojej karierze, przeprowadzce do Polski, rozpadzie więzi rodzinnych w zachodniej Europie i planach na przyszłość.

Łukasz Błaszczyk: Przed wywiadem zastanawiałem się, jak nie zanudzić cię na śmierć pytaniami, na które od kilku tygodni odpowiadasz bez przerwy...

Ray Wilson: W porządku, możesz mnie zanudzić. Pytaj o co chcesz.

ŁB: Okej, w takim razie muszę zapytać o twoją przeprowadzkę do Polski. Kiedy to nastąpiło?

RW: Technicznie rzecz biorąc jakoś w połowie września wprowadziłem się do Poznania, ale ponieważ jestem na trasie to nie zdążyłem tam jeszcze na dobre pomieszkać. Ale trochę już zorientowałem się w otoczeniu.

ŁB: I jak pierwsze wrażenia?

RW: Jest naprawdę dobrze. W Poznaniu bywałem już wcześniej, bo stamtąd jest mój promotor i grałem tam w przeszłości. Ja generalnie bardzo dobrze czuję się w Polsce. Lubię też inne miejsca, ale jeśli chodzi o koncerty, te w Polsce zawsze były najlepsze.

ŁB: No tak, w Polsce jesteś niezwykle popularny.

RW: Tak, ludzie tutaj są naprawdę wspaniali. I ja i zespół uwielbiamy tu przyjeżdżać. Spośród tych wszystkich miejsc, w których graliśmy Polska ma dla nas szczególne znaczenie.

ŁB: Czym różni się życie w Polsce od życia w Szkocji?

RW: Dobre pytanie, w końcu Szkocja była dla mnie domem całe moje życie, a że właśnie stuknęła mi czterdziestka, to to jest kawał czasu (śmiech). To na pewno bardzo ekscytujące. Staram się wtopić w tłum, jako zwykły mieszkaniec miasta, który mówi bardzo słabo po polsku (śmiech). Ale nauczę się, już postanowiłem, więc musi mi się udać. A poza tym, wiesz, te różnice w mentalności w poszczególnych krajach...Niemcy są bardzo kulturalni, bardzo efektywni, Włosi wyluzowani no i są wspaniałymi kelnerami, a Polacy, hmm...Dotychczas znałem tylko polską publicznść, ale teraz odkąd chodzę po sklepach czy restauracjach zauważyłem, że pracownikom zdarza się kompletnie olewać klientów. Tak jakby zupełnie nie zależało im na tym, żebyś coś kupił. To tylko drobny szczegół, ale dziwi mnie to. Nie wiem, może to dlatego, że dostają gówniane pieniądze...

ŁB: Pewnie tak. To głównie studenci...

RW: No tak, to zrozumiałe. Tak samo jest w Szkocji. Tak czy inaczej Polacy mają w sobie olbrzymią determinację i dumę, co bardzo mi się podoba. No i niezwykle silne więzi rodzinne, choć akurat to zaczyna się już niestety zmieniać. Szkoda, zwłaszcza, że ta wasza rodzinność stanowi o sile tego kraju. W Szkocji więzi rodzinne uległy całkowitej erozji. Kiedy byłem mały, znałem wzystkich moich sąsiadów, wszyscy trzymaliśmy się razem, a dzisiejsze pokolenia nie czują już takiej potrzeby, co mnie smuci. Choć pewnie gadam teraz jak stary zgryźliwy pierdziel (śmiech). Byłoby niedobrze gdyby Polska za kilka lat była drugą Wielką Brytanią...

ŁB: Jasne, niech Polska będzie Polską, a Wielka Brytania Wielką Brytanią.

RW: Dokładnie, zgadzam się w stu procentach. Wielka Brytania ma mnóstwo wspaniałych zalet, ale zanik więzi rodzinnych, nie jest jedną z nich. Na przykład zawsze dobrze wychodził nam rock and roll, choć z kolei nie umieliśmy robić samochodów (śmiech).

ŁB: Wahałeś się przed przeprowadzką do Polski?

RW: Nie. Zaangażowałem się w związek, który wiele dla mnie znaczy i miałem dwa wyjścia. Mogłem zamieszkać tutaj, albo próbować żyć na dystans, co jakiś czas przylatując do Polski. Na początku faktycznie tak było. Zatrzymywałem się w hotelu na poznańskim rynku, co było całkiem romantyczne, ale po jakimś czasie miałem dość (śmiech). Gosia jest tancerką, więc nie mogłaby wyjechać z Poznania do Szkocji. Poza tym nie chciałbym jej tam sprowadzać. Jeśli już miałbym kiedyś zamieszkać z nią gdzie indziej, to byłby to wschodni Berlin. Uwielbiam wschodnią część tego miasta i wschodnią Europę jako taką. No, ale to już zależy od Gosi.

ŁB: Dzisiejszy wywiad jest dla mnie pewnego rodzaju nostalgiczną podróżą w przeszłość, bo koncert Genesis w Katowicach był moim pierwszym ważnym doświadczeniem tego typu. Miałem jakieś 15 lat i nigdy bym nie przypuszczał, że prawie dekadę później będziemy rozmawiać na ten temat. No ale nie chciałbym drążyć, bo wszystko już zostało na ten temat powiedziane...

RW: No tak, nie mam żadnych nowinek na ten temat (śmiech).

ŁB: Właśnie (śmiech). Nie masz już dość opowiadania o Genesis?

RW: Nie, nie mam nic przeciwko. Lubię muzykę Genesis, gram ją na koncertach. Poza tym to bardzo ważny rozdział mojego życia. Gdyby nie te dwa lata w Genesis nie byłoby mnie tutaj, w Polsce. W tym sensie, że ten koncert w Spodku to była duża rzecz. Mnóstwo ludzi przyszło nas zobaczyć, poza tym w telewizji była transmisja. I myślę, że gdyby nie ten koncert nie byłbym w Polsce tak popularny. Jasne, czasami ktoś kojarzy mnie ze Stiltskin, ale to wciąż jest głównie Genesis. Na przykład dzisiaj, jakieś pół godziny temu, podeszło do mnie parę osób, żeby pogadać i okazało się, że byli wtedy w Spodku.

ŁB: Nie irytuje cię postrzeganie przez Polaków twojej kariery przez pryzmat jednego koncertu Genesis?

RW: Nie, skąd. To był fajny koncert. Mam go zresztą nadal na DVD. Publiczność była wspaniała, tylko szkoda, że było tak potwornie zimno (śmiech). No i niestety to była moja jedyna wizyta w Katowicach.

ŁB: To akurat niewielka strata. Katowice są paskudne.

RW: No tak, ale w tych ludziach jest prawdziwa pasja. Wiesz, najlepsze koncerty zawsze gra się w robotniczych miastach. Na przykład w Glasgow, Dortmundzie, Birmingham...Poza tym jeśli chodzi o sprzedaż płyt, koszulek itp., to właśnie w tych robotniczych okręgach ludzie kupują więcej. A na przykład w takim Sztutgarcie, mieście Porsche i Mercedesów nikt nigdy nic nie kupi. Tak to już jest. Ludzie którzy mają pieniądze, nigdy ich nie wydają. A ludzie którzy ich nie mają, potrafią docenić czyjąś pasję. Teraz na przykład zależało mi na tournee po małych miastach w Polsce. Ostatnio grałem w Łomży, gdzie bilety sprzedały się w ciągu pięciu minut. To strasznie miłe. Poza tym takie podróżowanie po kraju, to wspaniała sprawa. W tej chwili zresztą mogę robić co chcę.

ŁB: No właśnie, nie ogranicza cię kontrakt z wytwórnią?

RW: Nie, jestem właścicielem praw autorskich do wszystkich moich płyt, co daje mi całkowitą wolność. Wiesz, nie mam może już tej wielkiej machiny za plecami, która pchałaby mnie do przodu, ale jeśli to jedyne co w takim układzie tracę, to jestem w stanie się poświęcić.

ŁB: Zwłaszcza, że w tej chwili to internet przejmuje rolę wytwórni.

RW: Dokładnie. Dopóki ludzie będą przychodzili na koncerty, wszystko będzie w porządku. A że gram ich coraz więcej, nie mam powodów, by myśleć, że wytwórnia jest mi do czegokolwiek potrzebna. Pieniądze trafiają bezpośrednio do artysty. Dopóki da się na tym odrobinę zarobić, są powody do zadowolenia. A wytwórnie mają taki niefajny zwyczaj, że wymuszają na tobie system punktowy, mówiąc na przykład, że dostaniesz dwa punkty ze sprzedaży. A ile to jest? Okazuje się potem, że pół procent wpływów czy coś koło tego...Cieszę się, że te czasy już minęły.

ŁB: Chciałbym cię teraz zapytać o Stiltskin. Grałeś z nimi jeszcze zanim dołączyłeś do Genesis...

RW: Tak, ale ze starym składem nie utrzymuje żadnego kontaktu.

ŁB: Aha, czyli to zupełnie nowy zespół?

RW: Tak, zachowałem tylko nazwę. Chodziło o to, że chciałem nagrać album nieco cięższy, rockowy, żeby odgraniczyć to jakoś od akustycznych albumów solowych, jak „Change” na przykład. Ponieważ miałem prawo do nazwy, postanowiłem, że do niej wrócę. Niektórzy kojarzą stary Stiltskin, ale większość nie bardzo. Jeśli już to może jeden album...

ŁB: Albo jeden singiel...

RW: No właśnie. Z tego co wiem, Peter, który grał na gitarze w oryginalnym składzie pracuje teraz w agencji reklamowej i zarabia olbrzymie pieniądze, robiąc spoty dla Coca-Coli. James jest nauczycielem, a Ross grywa na perkusji w różnych szkockich zespołach. No jakoś nigdy nie byliśmy ze sobą blisko związani...

ŁB: A Cut?

RW: Cut był tylko projektem. W sumie to świetny album, ale po prostu ukazał się w niewłaściwym czasie. To było zaraz po odejściu z Genesis i wytwórnia po prostu się ode mnie odwróciła. Działo się wtedy wokół mnie mnóstwo rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Powinienem był go wydać zanim dołączyłem do Genesis, bo materiał został nagrany przed, a wydany po. Ale cóż, taki jest szołbiznes.

ŁB: Niedługo ukaże się twój nowy album...

RW: Właściwie to już się ukazał tyle, że nie w sklepach. Sprzedaję go po prostu na koncertach i na stronie internetowej. Nie wiem jeszcze czy będę dystrybuował go w sklepach.

ŁB: No tak, właściwie nie ma powodu.

RW: Dokładnie.

ŁB: Czy na albumie są obecne orientalne wpływy, jak w przypadku pierwszego singla, czyli „Bless Me”?

RW: Tak, jest kilka utworów, w których się pojawiają. Chociaż na żywo gramy to nieco inaczej. Dzisiaj zagramy 6 piosenek z „Propaganda Man”...

ŁB: W takim razie życzę udanego koncertu. Dziękuję za rozmowę.

RW: Dzięki.

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto