Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Myslovitz: Nie chcemy odcinać kuponów

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
O przerwie w graniu, pierwszej biografii zespołu i najnowszej płycie Myslovitz rozmawiamy z Jackiem Kuderskim, basistą zespołu. Grupa zagrała podczas Andrzejkowych Konfrontacji wRock.

Zespół Myslovitz 28 listopada wystąpił we wrocławskiej Hali Stulecia podczas Andrzejkowych Konfrontacji wROCK 2009. Ich występ przyciągnął tłumy fanów. Z basistą grupy, Jackiem Kuderskim rozmawialiśmy o konfliktach w zespole, wiernych fanach i o tym, że Myslovitz nie będzie grał do kotleta.

Muniek Staszczyk we wstępie do pierwszej biografii waszego zespołu „Życie to surfing” zauważył, że staliście się instytucją. Można powiedzieć, że każdy wasz kolejny utwór staje się hitem. Może rzeczywiście jesteście firmą produkującą przeboje?

My nie jesteśmy spółką Stock, Aitken, Waterman, tak jak to było w Australii [Stock, Aitken, Waterman produkowała hity Kylie Minogue - red.]. Piszemy piosenki, które mają melodię. Niektórym polskim grupom tego brakuje. Nie ma w nich lirycznego śpiewu, tylko "cięte mówione". To powoduje, że takim zespołom trudniej się wybić. Produkowanie przebojów nie jest naszym głównym założeniem. To się po prostu czasem udaje. Ale też nie każda piosenka jest hitem.

W wywiadach przyznawaliście, że książka "Życie to surfing" albo was scementuje, albo rozdzieli. Jak jest więc jej efekt?

Ja tego nie powiedziałem. Co ciekawe, wielu rzeczy dowiedziałem się o sobie z tej książki. Przypomniałem sobie chwile, które razem przeżyliśmy, a minęło już przecież 17 lat od powstania zespołu.
Gdyby każdy z nas napisał książkę, to powstałoby kilka, zupełnie różnych wersji naszej historii. Tutaj autorem jest Leszek Gnoiński i to on decydował, jak to wszystko będzie wyglądać. Oczywiście, my to autoryzowaliśmy. Książka nie jest przekłamaniem. Możliwe, że pojawiły się jakieś nieścisłości, bo ja pamiętam pewne sytuacje zupełnie inaczej.

Ostatecznie książka "Życie to surfing" zbliżyła was, czy oddaliła od siebie?

Zdecydowanie zbliżyła. Teraz panuje dość fajny klimat w zespole. Dużo rzeczy zmieniło się na plus. Na pewno jest lepiej niż było.

Często podkreślacie, że jesteście zespołem różnych indywidualności. Gracie razem, bo każdy z was to lubi, ale macie też swoje odrębne światy.

Nie jesteśmy przyjaciółmi, ale jesteśmy kolegami. Traktujemy granie w zespole jako nasz zawód. Jesteśmy instytucją tego rodzaju, że zespół Myslovitz to nie tylko piątka muzyków. Są jeszcze inne, towarzyszące nam osoby: menedżerowie, kierowca, techniczni. To są ludzie, którzy tak samo zapracowali na nasz sukces. Sądzę jednak, że ta książka nas scementuje bardziej niż rozdzieli.

Potrzebny był wam ten rok przerwy?

Z tym rokiem przerwy to jest różnie. Zależy jak na to spojrzeć. Kiedy wiedziałem, że zbliżamy się do tej rocznej przerwy, to tego nie chciałem. Rok minął dość szybko. Patrząc z perspektywy czasu, raczej nam pomógł. Odpoczęliśmy sobie. Część z nas pracowała nad solowymi projektami, czy to z sukcesem, czy też nie. Grając koncerty po tej przerwie zauważyliśmy, że ludzie bardziej na nas czekają. Nawet nie spodziewałem się, że zgromadzimy w tym czasie tylu fanów.

Jak widać, publiczność tęskniła. Po rocznej przerwie zagraliście też we Wrocławiu...

W Wytwórni Filmów Fabularnych… To bardzo fajne miejsce. Były też inne miasta, takie jak Poznań i Warszawa, w których graliśmy dzień po dniu - takie było zainteresowanie. Wiesz co, czasami się nad tym głębiej zastanawiam. I dochodzę do wniosku, że teraz ludzie zaczynają chodzić na koncerty. Wielu ludzi ściąga muzykę z Internetu, ale koncertu ściągnąć nie można. Masz przed sobą żywy zespół i możesz naocznie i "nausznie" przekonać się, na co go stać. Wyprodukowanie płyty, z której piosenek nie potrafi się przekazać na żywo, jest jak pisanie patykiem po piasku - po prostu nieszczere. Niektórzy mówią zresztą, że lepiej wypadamy na koncertach niż na krążkach.

Lubicie wracać do Wrocławia?

Tak, zdecydowanie. Dwóch z nas bywa tutaj bardzo często z racji tego, że robią we Wrocławiu solową płytę. Wrocław jest europejskim miastem. Tu jest jak w Berlinie. Coś zupełnie innego niż w Mysłowicach, które wciąż są swego rodzaju zaściankiem.

Nazwa zespołu pochodzi właśnie od miejscowości, z której pochodzicie. Mysłowice nie zyskały przez to rangi?

Tego się nie czuje, nie widzi.

Jacek Kuderski podczas wROCK 2009 (fot. Piotr Warczak)


Jaka będzie nowa płyta Myslovitz? Możesz coś zdradzić?

Trudno mi powiedzieć. Jesteśmy na etapie robienia piosenek. Mamy 12 utworów. Może nie będzie wyjątkowa, odróżniająca się zdecydowanie od poprzednich płyt, ale na pewno będzie lepiej zarejestrowana. W dobrym kierunku to idzie. Co do tekstów, nie mogę nic powiedzieć, bo jeszcze nie powstały. "Lala", nasz perkusista, który do tej pory nie brał tak czynnego udziału w tworzeniu utworów, zrobił dużo fajnych piosenek. To dla mnie zaskoczenie.

Kiedy album ma się ukazać?

Płytę będziemy nagrywać w kwietniu, a chcemy ją wydać jesienią, prawdopodobnie po wakacjach. Na przełomie stycznia i lutego chcemy wyjechać z Mysłowic do Ustronia nagrać demo. Mamy już swoje rodziny, dzieci. W Mysłowicach trudno byłoby się nam skupić. Każdego ciągnie do domu.

Czy zastanawiasz się czasem: "gdyby nie muzyka, to…"? Wyobrażasz sobie życie bez muzyki?

W tym momencie nie. Być może kiedyś nadejdzie taki czas, że zespół Myslovitz nie będzie grał koncertów. Jednak zawsze chciałbym być związany z muzyką, czy to jako realizator dźwięku, czy jako producent. Wiele rzeczy się zmieniło. W dobie komputerów cały proces nagrywania odbywa się dużo szybciej. Trzeba mieć pomysł i chęci.

Macie wierne grono fanów, więc raczej nie musielibyście rezygnować z pracy w zespole tylko dlatego, że przestaną oni chodzić na koncerty.

Chciałbym, żeby ich przybywało. Wiem, że są tacy, którzy zostaną z nami do końca, bo na tej muzyce się wychowywali. Ale mam nadzieję, że przy okazji wydawania kolejnych płyt grono fanów powiększy się, a zespół nadal będzie mógł funkcjonować i dla nich grać. Nie chcemy opierać się na starych przebojach i odcinać, tak jak inne zespoły, kuponów. Wolelibyśmy nie grać, jak to się mówi, "do kotleta" albo na imprezach zamkniętych, organizowanych przez jakieś bogate firmy tylko po to, żeby ktoś mógł sobie przypomnieć, jak to brzmiało kilka lat temu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto