Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Monika Czypiruk: Czasem trzeba mnie chyba kopnąć w kostkę, wkurzyć

Wojciech Koerber
Monika Czypiruk: najlepsza jestem wtedy, gdy siły odchodzą
Monika Czypiruk: najlepsza jestem wtedy, gdy siły odchodzą Paweł Relikowski
Z Moniką Czypiruk, atakującą Impel Gwardii Wrocław, jedną z najskuteczniejszych siatkarek PlusLigi Kobiet, rozmawia Wojciech Koerber

Udało się już zgubić wypracowany podczas świąt balast, czy nie zaszła taka potrzeba?
Była kontrola.

Czyli mama kontrolowała, by za mało nie zjeść i nie wyrzucać za siebie?
To też. Nie jesteśmy jednak drużyną mającą kłopoty z nadwagą, a jeśli jakiś jeden dodatkowy kilogram się pojawił, to już go nie ma.

Pani w ogóle zrobiła się przez ostatni okres przygotowawczy wyjątkowo wiotka. Taki był osobisty plan, czy może Christian Verona za tym się kryje, trener od przygotowania fizycznego?
Przechodząc w 2009 roku do Wrocławia miałam podobną sylwetkę, lecz nowy tok przygotowań i więcej zajęć na siłowni sprawiły, że wizualnie nabrałam mocy. Ostatnio nie stosowałam jednak żadnej diety. Może po prostu organizm zaczął już inaczej reagować na podobny wysiłek. A poza tym jak kobieta usłyszy, że jest bardziej szczupła niż przy kości, to na pewno lepiej się z tym czuje.

To ode mnie już to Pani usłyszała. A wspomniany Verona wprowadził jakieś ciekawostki? Podobno więcej jest tzw. ćwiczeń prewencyjnych, a więc zapobiegających kontuzjom.
Takie ćwiczenia już w zeszłym sezonie wprowadzał trener Błaszczyk, więc byłyśmy z nimi zapoznane. Na pewno więcej jest siłowni i bardziej urozmaicona. I to chyba dobrze. Myślę, że trener Błaszczyk też czuje się pewniej, mając przy sobie Christiana, który pracował przecież ostatnio z naszą kadrą.

Jak ocenia Pani swoje przenosiny do Wrocławia po latach spędzonych w I-ligowym Sokole Chorzów? Najlepsza decyzja w karierze?
Jestem bardzo zadowolona. Wcześniej miewałam ekstraklasowe propozycje, z Poznania, Mielca czy Piły, lecz w Chorzowie było dobrze, bezpiecznie, przy zaufanych ludziach. Wiodło mi się prywatnie i może odczuwałam jakiś strach przed zmianami. Że coś nie wyjdzie, że lepsze jest wrogiem dobrego. Przyszedł jednak taki moment, że pomyślałam - kurczę, trzeba spróbować powalczyć na najwyższym poziomie. Siedem lat spędzonych w jednym miejscu sprawiło, że zaczęło brakować adrenaliny, którą chciałam mieć na boisku. I teraz ją czuję.

To widać. W czasie meczu z Treflem, gdy trener Rafał Błaszczyk głośno i z bliska ponaglił Panią do wejścia na boisko, była kontra. Może na Panią trzeba czasem nakrzyczeć, w kostkę kopnąć?
Nie ukrywam, że jestem osobą energiczną, bardziej niespokojną niż spokojną kobietą. A im bardziej wnerwioną, tym pożyteczniejszą.

To też się zgadza. Po tym drobnym starciu zaczęła Pani punktować. Trener może teraz celowo Panią wkurzać. A jak jest między Wami na co dzień?
Generalnie bardzo pozytywnie. To dobry szkoleniowiec, a gdybym nie była zadowolona, to bym po prostu starała się zmienić klub. Miałam ostatnio propozycję z Białegostoku.

Rozmawiacie z trenerem wyłącznie o siatkówce, czy można się też wyspowiadać z prywatności?
Bardziej skupiamy się na treningach, a spowiadamy się raczej z problemów zdrowotnych, gdy lekarza potrzebujemy. Jesteśmy na tyle dorosłe, że nasze prywatne sprawy schodzą podczas treningów na drugi plan.

A po kim ta Monia taka charakterna?
Hmm, mieszana sprawa. Mama to na co dzień wesoła, energetyczna osoba. Tato raczej stoikiem jest, ale jak już wybuchnie, to porządnie.

Lepiej się Pani wiodło, kiedy pod nieobecność Katarzyny Mroczkowskiej była skazana na wyjściową szóstkę. Po dwóch kolejkach było nawet prowadzenie w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodniczek ligi. Pani chyba woli w tej szóstce wychodzić niż z ławki.
Wolę zdecydowanie. W Chorzowie nigdy nie byłam rezerwową, poza tym im jestem bardziej zmęczona, tym się czuję pewniej. To wychodzi nawet na treningach. Jeśli się dobrze nie zmęczę, nie gram tak, jakbym chciała. Najskuteczniejsza jestem wtedy, gdy siły odchodzą, gdy jest wysoka temperatura. Ale siatkówka to gra zespołowa, a teraz możemy sobie z Kasią nawzajem pomagać.

Najlepsza kumpelka w zespole to...
Asia Wołosz. Od początku, kiedy się poznałyśmy, złapało. Świetnie się dogadujemy, jesteśmy na tej samej fali, spotykamy się też w weekendy, na kawce.

Widzę, że wychodzi tu Pani boiskowe cwaniactwo i doświadczenie. Dobrze mieć za przyjaciółkę rozgrywającą. To przecież ona piłki rozdziela...
Ha, ha. Ale ja ze wszystkimi dziewczynami mam dobry kontakt, naprawdę. Jesteśmy fajną ekipą.

Siatkówka to Pani pierwsza miłość?
Raczej tak. Wcześniej brat pogrywał, zaczęłam więc i ja. No i później nie wyobrażałam już sobie życia bez niej. Kiedy coś przeskrobałam, prosiłam mamę, żeby jednak puściła mnie na trening.

Na jakieś hobby starcza czasu?
Trenujemy dwa razy dziennie, więc nie jest łatwo. Ale grając w Chorzowie, trenowałam raz dziennie, pracowałam więc także w swoim zawodzie fizjoterapeuty. Masaże, zabiegi fizykalne nie są mi obce. I chciałabym do tego kiedyś wrócić, bo nie jestem typem samotnika. Lubię pracę z ludźmi, kontakt z nimi.

A jakiś chłopak korzysta na stałe z Pani masaży?
Jest ktoś taki. Życie na tym polega, żeby mieć swoją drugą połowę. I ja ją znalazłam.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto