Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolorowy świat

Renata Grochal
WROCŁAW Mistrzowie sportów walki, oskarżeni o kierowanie jednym z najgroźniejszych dolnośląskich gangów, już jutro mają stanąć przed sądem. Będzie to najbardziej strzeżona sprawa w historii wrocławskiego sądu okręgowego.

WROCŁAW Mistrzowie sportów walki, oskarżeni o kierowanie jednym z najgroźniejszych dolnośląskich gangów, już jutro mają stanąć przed sądem. Będzie to najbardziej strzeżona sprawa w historii wrocławskiego sądu okręgowego.

Wszystko ze względu na zarzuty, które prokuratura postawiła 15 oskarżonym - usiłowania zabójstw, wymuszenia haraczy, handel bronią i narkotykami. Jutro sąd będzie strzeżony przez uzbrojonych antyterrorystów. Ze względów bezpieczeństwa ograniczono liczbę miejsc dla publiczności na sali rozpraw, gdzie będzie się toczyć proces. Rodziny oskarżonych i dziennikarze będą wpuszczani tylko po okazaniu specjalnych przepustek.
Gangiem mieli kierować Leszek C., mistrz Polski w boksie z 1981 r. i wicemistrz z 1984 r. oraz Piotr S., ps. „Siwy”, mistrz świata, 9-krotny mistrz Polski i dwukrotny mistrz Europy w taekwondo oraz Marcin B., były bokser wrocławskiego klubu Gwardia.
Kto rządził?
Świadek koronny (członek grupy, który w zamian za obciążenie kolegów uzyskał darowanie win) w śledztwie przeciwko gangowi zeznał, że grupą kierował Leszek C. Mistrz w boksie cieszył się szacunkiem wśród kompanów.
- Miał kontakty w kręgach osób, które w latach 90. zajmowały się biznesem - opowiadał prokuratorowi Dariusz S., który opisał strukturę grupy. - Stąd jego dominująca pozycja w grupie, wzbudzał nasz respekt.
Ze zdaniem świadka koronnego nie zgadza się nasz rozmówca, dobrze znający wrocławski półświatek.
- Pod koniec lat 90. grupą rządził Piotr S. - twierdzi. - Leszek C. usunął się w cień. Rzadko bywał we Wrocławiu, częściej mieszkał w swoim domu pod Włocławkiem. Chorował. Piotrek szybko podporządkował sobie pozostałych członków grupy. Sami do niego lgnęli. To niezwykle silna osobowość, „charakterny” facet.
Pracował jako ochroniarz w kasynie Polonia, później został współwłaścicielem klubu Reduta. Przez policję był on uznawany za miejsce spotkań osób powiązanych ze światem przestępczym. To Piotra S. prokuratura oskarżyła o zlecanie najpoważniejszych przestępstw przypisywanych gangowi, m.in. zlecanie zabójstw.
Zdaniem świadka koronnego, S. kierował tylko jedną z mniejszych grup, które funkcjonowały w gangu Leszka C.
Pozycja bokserskiego mistrza, i tak wysoka w półświatku, miała wzrosnąć z chwilą powstania we Wrocławiu Dolnośląskiego Związku Pracowników Ochrony. C. był jego członkiem, miał duży wpływ na funkcjonowanie związku.
Zyski z automatów
Dariusz S. opowiadał, że działalność byłego boksera (karierę sportową zakończył pod koniec lat 80.) wiązała się początkowo z firmą ochrony prowadzoną przez jego żonę i „Siwego”. Obstawiała ona m.in. bramki w kasynie Polonia i innych klubach, gdzie ustawione były automaty do gier zręcznościowych. Należały one do znajomych Leszka C. - Andrzeja S., Zbigniewa P. i Ryszarda S.
Mistrz boksu, który początkowo jedynie ochroniał lokale z automatami, szybko stał się wspólnikiem w tym interesie.
Zyski były duże, więc Leszek C. nie chciał dopuścić, aby ktoś inny wkroczył na wrocławski rynek automatów.
Chodziło m.in. o osoby powiązane z grupami przestępczymi z innych miast: szczecińską kierowaną przez Marka M., ps. „Oczko”, lub pruszkowską zarządzaną przez nieżyjącego już Andrzeja K., ps. „Pershing”.
Dzięki siatce ochroniarzy we wrocławskich klubach, Leszek C. skutecznie odpierał próby przejęcia zysków z automatów do gier przez konkurencyjne gangi z innych miast.
- Wiódł prym wśród wrocławskich ochroniarzy - twierdzi nasz informator. - Bez jego wiedzy i zgody nikt nie mógł wejść na rynek gier hazardowych. Ochroniarze C. kontrolowali też rynek narkotykowy. Sprzedawali w dyskotekach i agencjach towarzyskich amfetaminę, marihuanę i inne środki odurzające.
Pod parasolem gangu
Zdaniem światka koronnego, w gangu C. były mniejsze grupy, kierowane przez inne osoby: m.in. właśnie przez Piotra S. „Siwego”, Wiesława B. „Cygana” i Rafała D. „Trola”.
- Członkowie tych grup musieli uzgadniać swoje posunięcia z Leszkiem C. - zeznał Dariusz S. - Kiedy interesy całego gangu były zagrożone, wypełniali polecenia boksera.
Latem 1997 r. jeden z członków gangu C., Marek B. ps. „Onki” poprosił go o pomoc w przestraszeniu grupy z Kudowy. „Onki” zatrudniał tzw. mrówki, czyli osoby, które przemycały dla niego alkohol z Czech. Gang z Kudowy próbował wymuszać od nich haracze. Marek B. poprosił więc Leszka C. o interwencję. Ten wspólnie ze swoimi żołnierzami kilka razy wyjeżdżał do Kudowy Zdrój, dając miejscowym bossom do zrozumienia, że „Onki” ma silnych przyjaciół. Pozycja Marka B. w Kudowie nie była już zagrożona. W zamian za to, „Onki” dzielił się z Leszkiem C. pieniędzmi, które zarabiał na przemycie (1 tys. dolarów miesięcznie).
Zgoda dla „Krakowiaka”
Leszek C. podjął również decyzję, kiedy szef grupy przestępczej ze Śląska, Janusz T., ps. „Krakowiak”, chciał przejąć część zysków z wrocławskich agencji towarzyskich i lokali gastronomicznych.
Jesienią 1997 r. C. spotkał się z „Krakowiakiem” oraz szefami innych gangów i wyraził na to zgodę.
- Za każdym razem kiedy Janusz T. chciał popełnić jakieś przestępstwo we Wrocławiu, musiał informować o tym Leszka C. - zeznali dwaj świadkowie koronni w śledztwie przeciwko gangowi „Krakowiakowi”.
Konflikt gangów
Na przełomie 1999 i 2000 r. grupa Leszka C. zadarła z innym wrocławskim gangiem. Zdaniem prokuratury, miał nim kierować Janusz K., ps. „Kapeć”( zatrzymany w poł. grudnia 2001 r. w czeskim Kurorcie Jańskie Łaźnie, w ub. piątek wrocławski sąd go tymczasowo aresztował).
Na polecenie Leszka C., jego żołnierze odwiedzali wrocławskie kluby, zastraszając ludzi „Kapcia”. Jedna z takich wizyt w styczniu 2000 r. skończyła się strzałami pod pubem Garaż, dziś ZYG-ZAG. Mieli się tam spotkać kompani Janusza K. Ranny został młody mężczyzna. Trzy dni później wybuchła bomba pod mercedesem, którym jeździł kojarzony z „Kapciem” Piotr Sz. Po tym wydarzeniu doszło do serii strzelanin we Wrocławiu. Ranny został m.in. Piotr Sz., któremu wcześniej eksplodował samochód, a także inni mężczyźni powiązani z Leszkiem C. oraz „Kapciem”.
Po kilku miesiącach policja uporała się z gangiem boksera. Już jutro ma się rozpocząć proces tej grupy.

Ludzie honoru czy gangsterzy?
W piątek wydrukowaliśmy I cz. tekstu o gangu Leszka C. W artykule wypowiadali się wrocławscy sportowcy, którzy znali C. - mistrza Polski i wicemistrza w boksie oraz Piotra S. - mistrza świata, 9-krotnego mistrza Polski i mistrza Europy w taekwondo. Niektórzy z nich do tej pory nie mogą uwierzyć, że mogli oni kierować gangiem zajmującym się usiłowaniem zabójstw, wymuszaniem haraczy oraz handlem bronią i narkotykami.
- To prawdziwy fighter (ang. wojownik) - mówi o Piotrze S. jego wieloletni trener, dr socjologii, Andrzej Bryl. - Razem z S. stworzyli trzy książki o taekwondo. Wspólnie prowadzili też reprezentacje Bułgarii i Szwecji w taekwondo. - Piotrek był bardzo zdolny i pracowity. To bardzo skromny człowiek, zawsze koleżeński, nigdy nie zachowywał się jak gwiazda.
- W Polsce, jako sportowiec, nie miał szans rozwoju - ocenia przyjaciel Piotra S. - A kolorowy świat oferował mu duże pieniądze, drogie samochody, więc przeszedł na drugą stronę.
- Kiedyś spytałem Leszka C. czy to prawda, że jest gangsterem - wspomina wrocławski sportowiec. - Powiedział, że jak ktoś w tym mieście da komuś w pysk, to od razu robi się z niego mafiosa, żeby się gazeta lepiej sprzedawała. Może przede mną chciał grać uczciwego. To był bardzo sympatyczny człowiek, zawsze chętny do pomocy.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto