Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Happysad: Kuba Kawalec – „Wkręcałem śrubki u ojca.”

Daro
Daro
Grają od 7 lat. Zadebiutowali singlem "Zanim pójdę", który utrzymywał się na liście Marka Niedźwieckiego przez 33 tygodnie. Kiedy pojawiają się na scenie, porywają za sobą tłumy młodych ludzi. O tym i o innym w poniższym wywiadzie!

Dariusz Wieczorkowski: Śpiewacie o życiu. To jest właśnie recepta na sukces?

Kuba Kawalec: Ja się zastanawiam jaki zespół nie śpiewa o życiu. Ale tak, śpiewamy o rzeczach, które są dla nas najbliżej. Ciężko jest ogarnąć słowami coś, co jest strasznie daleko od Ciebie i tego nie czujesz.

DW: Na koncerty przychodzą tłumy młodych ludzi.

KK: To się tak jakoś dziwnie stało, że to właśnie młodzi nas słuchają. Jesteśmy w miarę młodym zespołem. Kiedy wydaliśmy pierwszą płytę na koncerty przychodziło dużo mniej ludzi, 200-300 osób. I rzeczywiście średnia wieku była o wiele wyższa. A zespół na przestrzeni tych trzech płyt nie zmienił się radykalnie. Gramy te same piosenki na koncertach, a mimo wszystko przybywają młodzi.

DW: Dlaczego tak się dzieje?

KK: Ciężko właśnie wyczuć. Może tematyka, w większości miłosna, gdzieś jest bliska tym młodszym. Natomiast też się pojawiają ludzie starsi. Faktem jest, że ten przyrost młodzieży gimnazjalnej i licealnej jest duży. Jak ja miałem 14 lat to moja przygoda z muzyką się dopiero rozpoczynała. Dlatego też nie mam nic przeciwko temu, że przychodzą młodzi.

DW: Wychowują się na Was?

KK: Wychowanie to duże słowo. Ja muzyki nie traktuję jako wychowanie. Wychowywać powinna szkoła, my możemy ludziom otwierać oczy i umysł. Ciężko jest wychowywać muzyką. Wychowanie to strasznie długi proces.

DW: Popularni jesteście, ale w telewizji Was nie widać, bursztynowych słowików nie dostajecie.

KK: Zastanawiam się, czy gdyby katowała nas Zetka czy RMF byłbym bardziej szczęśliwy. Wydaje mi się, że nie bo miałbym wtedy wrażenie, że moja muzyka ma wymiar komercyjny. Czułbym się nieswojo, bo nie uważam by muzyka w Zetce była  najlepsza na świecie wbrew różnym reklamom tej stacji. Nie chciałbym być w tym strumieniu tej najlepszej, w cudzysłowie, muzyki na świecie. Czemu nas nie nagradzają? Nie mam pojęcia. Może dlatego, że nie zasługujemy. Wiesz, muzyka to nie są wyścigi. Wystarczy mi widok publiczności, kiedy np. w Warszawie przyjdzie 2000 osób to to jest samo w sobie nagrodą.

DW: Miłość to nie pluszowy miś?

KK: Tyle razy dostało mi się za te piosenkę. Konkretnie to w sumie za ten wers. On sam w sobie, urwany od dalszej części jest bardzo infantylny. Co do miłości to uważam, że nie są to prezenty, kwiatki itd. tylko to jest coś większego. A piosenka... Nie jest to piosenka o pluszowym misiu.

DW: 7 lat na scenie. Pechowe, czy szczęśliwe? Czy takie i takie?

KK: Ja jestem szczęśliwy. Jest dobrze i nie musi być lepiej. Ale wiesz, jesteśmy przygotowani na to, że kiedyś powiemy, że już nam się nie chce albo nie mamy żadnych pomysłów.

DW: Singiel „Zanim pójdę” nie schodził z listy Marka Niedźwieckiego przez 33 tygodnie. Lepszego debiutu chyba nie można sobie wymarzyć?

KK: Rzeczywiście to była ciekawa sytuacja. Ludzie głosowali na ten kawałek, to było miłe. Dało nam to na pewno kopa. Nie wiem, czy sama obecność tego utworu na liście przełożyła się jakoś na koncertową publiczność. Natomiast zaistnieliśmy gdzieś tam dzięki temu w świadomości ludzi.

DW: Wyczytałem, że był czas kiedy graliście średnio co trzeci dzień.

KK: Mamy dwa okresy koncertowe, jesień i wiosna. Kiedyś wychodziło tak jak mówisz około stu koncertów w roku, dziś jest ich mniej. Teraz wyjeżdżamy w czwartek i gramy maksymalnie 4 razy w tygodniu.

DW: Panujecie nad częstotliwością, żeby się nie przejść?

KK: Pewnie! Trzeba być bardzo uważnym, żeby nie przesadzić. We Wrocławiu byliśmy w maju. Nie ma sensu grać koncertu w odstępie dwóch, trzech miesięcy. A co do Wrocławia jeszcze, to jest to jakieś takie osobliwe miasto, że nie graliśmy tutaj od dwóch lat solowego koncertu. Wiemy natomiast, że chcemy zagrać u Was na wiosnę samodzielny koncert. Zresztą ja wole takie samotne, singlowe koncerty.

DW: Wydacie koncertówkę?

KK: W Krakowie nagraliśmy koncert i chcemy to wydać pod koniec listopada. To będzie taki set koncertowy. Firma SP Records namawiała nas na DVD i koncertówkę już pod drugiej płycie. Nie chcieliśmy bo wydawało nam się, że po drugiej płycie mieliśmy za mało materiału na tego typu produkcję. Teraz po trzeciej płycie jest na to dobry czas.

DW: Były czasy, że kiedyś grałeś w Małysza 8 godzin z nudów.

KK: To był straszny zakręt życiowy. Los moim życiem tak pokierował. Wylądowałem w małym mieszkaniu z Łukaszem Ceglińskim z zespołu, to było przed wydaniem pierwszej płyty. Nie miałem nikogo, byłem samotny, nie miałem kasy. Wpadłem w egzystencjonalną przepaść. Ale wiesz, że to wszystko chyba zbudowało we mnie siłę, która pokazała, że wszystko da się przetrwać. Za Małyszem nie tęsknie, ale to był wtedy taki czas, że nie mieliśmy nic innego do roboty. Wysyłaliśmy swoje CV, nikt się nie zgłaszał. Czy tęsknie? Nie, to był trudny okres. Chociaż w tym dole mieliśmy fajną twórczość.

DW: A jeśli nie muzyka?

KK: Skończyłem Akademię Ekonomiczną, pewnie gdzieś bym się odnalazł, ale póki co nie mam planu awaryjnego. Każdy z nas pracował. Ja np. wkręcałem śrubki u ojca, także wiesz każdy z nas ma jakieś doświadczenie. Dalibyśmy radę, ale nie chciałbym próbować.

DW: Graliście za granicą.

KK: Tak, dwa razy. W Londynie, czyli tak jakby w Polsce. Myślę, że dobrze nas publika odebrała. Jeszcze były Czechy. To był festiwal. Tam było więcej ludzi zza granicy. Nie graliśmy na głównej scenie oczywiście, ale był klimat. Jak gram w Polsce na dużym koncercie np. z Kultem to zawsze mówię, że te koncerty dużo więcej nerwowo mnie kosztują mimo, że rzadko mamy tremę, ale gdzieś jest takie poczucie, że części ludzi działamy na nerwy i nie chcą byśmy występowali. A tam za granicą, gdzie występujesz totalnie anonimowo kiedy widzisz, że ci ludzi stoją to znaczy, że są zainteresowani. I to jest fajne. A nawet kiedy wychodzą to i tak nie masz o to żalu.

DW: To może spróbujecie się pokazać poza granicami naszego kraju?

KK: Nie ma szans. Nie śpiewamy po angielsku. Zresztą ciężko by było oddać klimat naszych tekstów po przetłumaczeniu. Myślę, że nie podjąłbym się czegoś takiego. Poza tym Polska chyba jest niestety cały czas zaściankiem muzycznym.

DW: Potraficie grać?

KK: Coraz bardziej potrafimy, ale na początku jak zaczynaliśmy to strasznie nam się dostawało. Szczególnie przy produkcji pierwszej płyty. Nie mieliśmy swoich instrumentów, graliśmy nierówno, niechlujnie, nie ogarnialiśmy tego całego brzmienia, masakra. Przy nagrywaniu trzeciej płyty czuliśmy, że jesteśmy już o dwa, trzy schodki wyżej. Cały czas się uczymy. Ale nie przejmuje się tym. Ja odbieram muzykę emocjonalne, jeśli coś jest niedopracowane to jest dla mnie bardziej wiarygodne.

DW: Nowa płyta?

KK: Mamy już studio wynajęte na sierpień. Mamy tych utworów trochę, płyta się spokojnie uzbiera, ale jest jeszcze trochę czasu, żeby to jeszcze dopracować. Kolejny schodek.

DW: Dzięki!

KK: Dzięki również!


od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto